Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2013

Szybka niczym Pendolino

Dla niewtajemniczonych - Pendolino to szybka kolej włoska, która miała zawitać i do nas, ale nie zawita, bo pomimo zakupu tych cud-piękności wagonów, nie mamy w Polsce torów po których to, te cuda mogłyby jeździć. Ale za to mam bluzkę, która powstała w niespełna 20 minut i dlatego pozwoliłam sobie na to, dość ryzykowne, porównanie. I od razu uprzedzam, żadnych mi tu jęków nie wznosić, że mi gęby nie widać, czy inne tam oburzenia o braku całego organizmu na zdjęciu. Organizm mój od niedzieli przeszedł swoistą metamorfozę, z której jestem niezbyt zadowolona i tym bardziej nie mam zamiaru publicznie się z nią obnosić. Na własne usprawiedliwienie przedstawię Wam zatem krótki rys historyczny powstania bluzki jak i genezy mojej metamorfozy. Otóż w niedzielę przed wieczorem, udałam się z Szanownym Małżonkiem w odwiedziny do rodziny, która to rodzina zamieszkała w nowym domku i chciała się pochwalić swą nową siedzibą rodową. Zaproszenie na oblewanie czterech kątów dostaliśmy parę dni wcześni

Zosia, co nie chciała sobie zasłaniać

W odróżnieniu od mojej siostry Ani, dla której najważniejszą rzeczą było, żeby było ładnie i się łatwo zasłaniało , Zosia stwierdziła, że ma tak piękne nowe okna (oraz kosztowne), iż wstyd byłoby ich nie pokazywać licznie gromadzącym się gościom. A ponieważ okna są nowe i jeszcze pachną wysokim rachunkiem wystawionym za ich zakup i montaż, należy one okna przyodziać w nowe szatki, bo stare przecież nie są godne by nad nimi powiewać. Drugi powód nie zasłaniania okien jest taki, że Zosia mieszka na dawnej leśniczówce, pośród kniei i dzikiej zwierzyny, mając za sąsiadów głównie zające, sarny oraz inną florę i faunę, która to flora i fauna jest mało interesująca się, czy mieszkańcy domu chodzą w negliżu, bez niego i czy akuratnie pani domu wytarła kurze. Czasem - z rzadka - w oknie pojawi się koński łeb w całości należący do klaczy o wdzięcznym imieniu Gentamycyna (które to imię zawdzięcza ciągłemu leczeniu, któremu była jest i pewnie będzie poddawana, bo to taki trochę felerny koń), ale

Zamiast sześciu - poszło trzy....

....motki fioletowej włóczki i motek takiej jasnej, której koloru nie umiem nazwać, więc niech będzie, że jasna. Tyle potrzeba było, bym ręce miała zajęte jakimś pożytecznym zajęciem i nie musiała debatować z Szanownym Małżonkiem na temat tegorocznych opadów śniegu i ile to on będzie musiał to odśnieżać. Dyskusja zbędna, bo nie zależnie od jej wyników i tak musi złapać za piękną niebieską, plastikową łopatę i orać te hektary naszego podwórka, by móc z samego rana pojechać autkiem nowym, wyścigowym po świeże pieczywko dla swojej ukochanej (czyli- mła :). A "mła" siedziało sobie grzecznie w ciepłym kątku, machało drucikami i wymachało sobie fioletowa tunikę, która to tunika zeżarła zadziwiająco mało wełny, co z kolei bardzo "mła" uradowało. Dziewczę się raduje, ponieważ ma jeszcze trzy moteczki fioletowego czegoś, co na pewno starczy na jeszcze jakąś tunikę, której robienie obroni ją przed zajadaniem smutków spowodowanych dziwnymi zjawiskami pogodowymi jak śnieg, des