W odróżnieniu od mojej siostry Ani, dla której najważniejszą rzeczą było, żeby było ładnie i się łatwo zasłaniało, Zosia stwierdziła, że ma tak piękne nowe okna (oraz kosztowne), iż wstyd byłoby ich nie pokazywać licznie gromadzącym się gościom. A ponieważ okna są nowe i jeszcze pachną wysokim rachunkiem wystawionym za ich zakup i montaż, należy one okna przyodziać w nowe szatki, bo stare przecież nie są godne by nad nimi powiewać. Drugi powód nie zasłaniania okien jest taki, że Zosia mieszka na dawnej leśniczówce, pośród kniei i dzikiej zwierzyny, mając za sąsiadów głównie zające, sarny oraz inną florę i faunę, która to flora i fauna jest mało interesująca się, czy mieszkańcy domu chodzą w negliżu, bez niego i czy akuratnie pani domu wytarła kurze. Czasem - z rzadka - w oknie pojawi się koński łeb w całości należący do klaczy o wdzięcznym imieniu Gentamycyna (które to imię zawdzięcza ciągłemu leczeniu, któremu była jest i pewnie będzie poddawana, bo to taki trochę felerny koń), ale klacz ma gdzieś życie intymne swoich Pańciów, skupia się raczej na skubaniu sianka, kontemplowaniu przyrody i odganianiu się od psa Borysa, i tylko w chwilach nudy, bądź braku wody w poidle pozwala sobie na taką zuchwałość.
No, ale wróćmy do sedna .
Aby móc się cieszyć nowymi dekoracjami okiennymi, Zosia złożyła mi kurtuazyjną wizytę, w trakcie której wypiłyśmy kawę i pojadłyśmy faworków i przy okazji, zupełnie niechcący doszłyśmy do porozumienia w sprawie projektu danej dekoracji. Następnie odwiedziłyśmy Miasto Stołeczne Warszawa, w celu nabycia odpowiednich materiałów i ustaliłyśmy termin oddania gotowej pracy. Tu rola Zosi, jako inwestora się skończyła, zaczęła się za to moja harówka, na którą to zgodziłam się dobrowolnie i z niemałą przyjemnością. Powstały cztery komplety mające zdobić jadalnię, "salon telewizyjny" i sypialnię. Na te komplety złożyły się panele uszyte z firanki od góry ozdobione materiałowym pierdutkiem, by nieco ożywić tę prosta formę., a na dole zakończone gipiurową koronką. Góra paneli to tunel, by móc łatwo zakładać i zdejmować te cusie, a pod tym szerokim tunelem, oraz pod dolną koronką znajdują się jeszcze dwa wąskie tuneliki, w które wkłada się cienkie plastikowe patyczki, by całość była naprężona a nie zwisała smętnie jak policzki basseta . Dwa okna w jadalni ustrojone są w trzy panele (na każde okno) o szerokości 60 cm i długości tylko 120 (bo mają sięgać jedynie o szprosów w oknie), wysokość pierdutka w najszerszym miejscu to 20 cm. Na salon telewizyjny przypadły cztery panele o szerokości 45 cm i pozostałych wymiarach tożsamych z poprzednimi. A wygląda to tak.
Dodatkowo do paneli dobrałyśmy kompatybilny w kolorze materiał na obrus, który obszyłam lamówką. I jeszcze dodatkowo (bom gospodarna dziewczyna) z materiału, który został po uszyciu górnych pierdutków, machnęłam Zosi sześć podkładek pod talerze, pięknie odszytych w kopertkę, by móc je używać obustronnie
Jak widać Fifi docenia starania Pańci, nawet do tego stopnia , że jest w stanie położyć swój majestat na uszytku beż obawy o naruszenie własnych dóbr osobistych
Trochę inna sprawa jest z sypialnią, ponieważ tu inwestorka zażyczyła sobie bocznych, materiałowych paneli z pominięciem górnych ozdobników. Ale nie byłabym sobą, gdybym nie wykorzystała do ostatka każdego kawałka materiału, więc znowu z mej prywatnej inicjatywy powstały dwie poszewki na poduszki 40x40 cm, jak najbardziej kompatybilne z zestawem okiennym. Tu mamy dwa panele firankowe o szerokości 55 cm i długości 120 cm i dwa boczki materiałowe o szerokości 35 cm i długości 160 (tak by sięgały parapetu) A oto i reszta mego dzieła.
Szanowna Zofia jeszcze nie widziała tego, co mam nadzieję będzie oglądać przez najbliższe kilka lat, dlatego też zdjęcia pochodzą z mego domu i w konfiguracji trochę takiej dziwnej, bo naściennej. Ale pokażcie mi takiego cwaniaka, który umie zrobić zdjęcia firankom na tle rozświetlonego okna.
A żeby Was na jeszcze trochę odciągnąć od wszelakich obowiązków to niniejszym ogłaszam, że się będę teraz uzewnętrzniać, z okazji dwóch wyróżnień. Jedno przywędrowało do mnie od Ashritt, drugie z nie tak odległej Holandii od Mag-iczki.
Niniejszym dziękuję dziewczynom, bo ja bardzo lubię, jak i mnie lubią. i idę dopełnić zasad. A należy
1. Podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu (com uczyniła już wcześniej)
2. Pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu (pokazałam)
3. Ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie (zaraz się ujawnię)
4. Nominować 15 blogów, które jego zdaniem na to zasługują (no i tu kiszka kaszana, bo wyróżnienie obleciało już wszystkich dookoła i zostałam jak ten palec :))
5. Poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów (j.w.)
No to się uzewnętrzniam :)
1. Jak byłam mała to wołali za mną w szkole "mucha" albo "Gucio" z racji noszonych przeze mnie denek od słoików, potocznie zwanych okularami.
2. Świetnie robię wszelakiego rodzaju zacierki Cekolem, akryl-pastą czy innym gipsem
3. Jak upiekę ciasto, to na drugi dzień na pewno będę je jeść na śniadanie i popijać zimnym mlekiem. Mniam...
4. Jestem świetna w skojarzenia i mój mąż już nie chce przeprowadzać ze mną żadnych konkursów, bo zawsze wygrywam.
5. Nie wolno się do mnie odzywać tak gdzieś z godzinę po wstaniu z łóżka bo gryzę, warczę i dochodzi do rękoczynów.
6. Czasami się zawieszam. Siedzę sobie, gapię się w jeden punkt i o niczym nie myślę. Lubię to!
7. Jak byłam dzieckiem, chciałam zostać zakonnicą. Na szczęście mi przeszło :)))
Czy to Wam trochę przybliżyło moją pulchną osobę?
A ja tymczasem oddalę się w pośpiechu, bo mi się ryż gotuje na piecu i zaraz będzie śmierdziało spalenizną. Ooo, już trochę czuć. Raaanyyy, lecę!!!!
No, ale wróćmy do sedna .
Aby móc się cieszyć nowymi dekoracjami okiennymi, Zosia złożyła mi kurtuazyjną wizytę, w trakcie której wypiłyśmy kawę i pojadłyśmy faworków i przy okazji, zupełnie niechcący doszłyśmy do porozumienia w sprawie projektu danej dekoracji. Następnie odwiedziłyśmy Miasto Stołeczne Warszawa, w celu nabycia odpowiednich materiałów i ustaliłyśmy termin oddania gotowej pracy. Tu rola Zosi, jako inwestora się skończyła, zaczęła się za to moja harówka, na którą to zgodziłam się dobrowolnie i z niemałą przyjemnością. Powstały cztery komplety mające zdobić jadalnię, "salon telewizyjny" i sypialnię. Na te komplety złożyły się panele uszyte z firanki od góry ozdobione materiałowym pierdutkiem, by nieco ożywić tę prosta formę., a na dole zakończone gipiurową koronką. Góra paneli to tunel, by móc łatwo zakładać i zdejmować te cusie, a pod tym szerokim tunelem, oraz pod dolną koronką znajdują się jeszcze dwa wąskie tuneliki, w które wkłada się cienkie plastikowe patyczki, by całość była naprężona a nie zwisała smętnie jak policzki basseta . Dwa okna w jadalni ustrojone są w trzy panele (na każde okno) o szerokości 60 cm i długości tylko 120 (bo mają sięgać jedynie o szprosów w oknie), wysokość pierdutka w najszerszym miejscu to 20 cm. Na salon telewizyjny przypadły cztery panele o szerokości 45 cm i pozostałych wymiarach tożsamych z poprzednimi. A wygląda to tak.
Tu właśnie rzeczony tunelik na patyczek. Znajduje się z tylu panela, by nie szpecić swym widokiem całokształtu.
Dodatkowo do paneli dobrałyśmy kompatybilny w kolorze materiał na obrus, który obszyłam lamówką. I jeszcze dodatkowo (bom gospodarna dziewczyna) z materiału, który został po uszyciu górnych pierdutków, machnęłam Zosi sześć podkładek pod talerze, pięknie odszytych w kopertkę, by móc je używać obustronnie
Jak widać Fifi docenia starania Pańci, nawet do tego stopnia , że jest w stanie położyć swój majestat na uszytku beż obawy o naruszenie własnych dóbr osobistych
Trochę inna sprawa jest z sypialnią, ponieważ tu inwestorka zażyczyła sobie bocznych, materiałowych paneli z pominięciem górnych ozdobników. Ale nie byłabym sobą, gdybym nie wykorzystała do ostatka każdego kawałka materiału, więc znowu z mej prywatnej inicjatywy powstały dwie poszewki na poduszki 40x40 cm, jak najbardziej kompatybilne z zestawem okiennym. Tu mamy dwa panele firankowe o szerokości 55 cm i długości 120 cm i dwa boczki materiałowe o szerokości 35 cm i długości 160 (tak by sięgały parapetu) A oto i reszta mego dzieła.
Szanowna Zofia jeszcze nie widziała tego, co mam nadzieję będzie oglądać przez najbliższe kilka lat, dlatego też zdjęcia pochodzą z mego domu i w konfiguracji trochę takiej dziwnej, bo naściennej. Ale pokażcie mi takiego cwaniaka, który umie zrobić zdjęcia firankom na tle rozświetlonego okna.
A żeby Was na jeszcze trochę odciągnąć od wszelakich obowiązków to niniejszym ogłaszam, że się będę teraz uzewnętrzniać, z okazji dwóch wyróżnień. Jedno przywędrowało do mnie od Ashritt, drugie z nie tak odległej Holandii od Mag-iczki.
Niniejszym dziękuję dziewczynom, bo ja bardzo lubię, jak i mnie lubią. i idę dopełnić zasad. A należy
1. Podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu (com uczyniła już wcześniej)
2. Pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu (pokazałam)
3. Ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie (zaraz się ujawnię)
4. Nominować 15 blogów, które jego zdaniem na to zasługują (no i tu kiszka kaszana, bo wyróżnienie obleciało już wszystkich dookoła i zostałam jak ten palec :))
5. Poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów (j.w.)
No to się uzewnętrzniam :)
1. Jak byłam mała to wołali za mną w szkole "mucha" albo "Gucio" z racji noszonych przeze mnie denek od słoików, potocznie zwanych okularami.
2. Świetnie robię wszelakiego rodzaju zacierki Cekolem, akryl-pastą czy innym gipsem
3. Jak upiekę ciasto, to na drugi dzień na pewno będę je jeść na śniadanie i popijać zimnym mlekiem. Mniam...
4. Jestem świetna w skojarzenia i mój mąż już nie chce przeprowadzać ze mną żadnych konkursów, bo zawsze wygrywam.
5. Nie wolno się do mnie odzywać tak gdzieś z godzinę po wstaniu z łóżka bo gryzę, warczę i dochodzi do rękoczynów.
6. Czasami się zawieszam. Siedzę sobie, gapię się w jeden punkt i o niczym nie myślę. Lubię to!
7. Jak byłam dzieckiem, chciałam zostać zakonnicą. Na szczęście mi przeszło :)))
Czy to Wam trochę przybliżyło moją pulchną osobę?
A ja tymczasem oddalę się w pośpiechu, bo mi się ryż gotuje na piecu i zaraz będzie śmierdziało spalenizną. Ooo, już trochę czuć. Raaanyyy, lecę!!!!
Jesteś nie tylko gospodarną ale i pracowitą kobitką :) Naszyłaś się troszkę, ale efekt jest super. Zwłaszcza pierdutki przypadły mi do gustu :)
OdpowiedzUsuńNo trochę sie zapierdutkowałam, jak zwykle, ale mam nadzieję, że się będzie podobało :)))
UsuńSypialnia jak z żurnala! Odszywałaś podszewką te boczne panele?
OdpowiedzUsuńPięknie wykończyłaś wszystko, zdolniacha z Ciebie :)
Nie, nie odszywałam podszewką, bo materiał sam z siebie jest dość masywny, a spodniej części tych boczków nie będzie widać przez okno, bo będą wisieć już na tle ściany :)
Usuńuczciwie się napracowałaś ! super rzeczy uszyłaś , na pewno szanowna inwestorka będzie zadowolona!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)))
UsuńJutro nastąpi dzień prawdy, bo Zosia przyjeżdża po odbiór :)))
To ja zacznę od podziwiania jego szanownego majestatu, który szczególnie objawił się na drugim zdjęciu.
OdpowiedzUsuńCo do firanek czy zasłonek to się nie wypowiem, bo takowym od lat świetlnych na własnym stanie nie mam i się nie znam. Ale spodobały mi się te dwa wiszące prostokąty, które po wnikliwej analizie i powtórnym przeczytaniu tekstu zakwalifikowałam jako poszewki, a nie łapki kuchenne podwieszone do firanek w bliżej mi nie znanym celu :)
A tak w ogóle - to miało być 14 prawd a nie 7, bo Cię dwie osoby wyróżnieniem TYKŁY.
Majestat uwalił się był na świeżo uszytym i przygotowanym do fotografowania obrusie i dopiera trzask migawki skutecznie go (a właściwie ją) z tego obrusa wygonił. Obrażona poszła spać:)
UsuńJak ktoś ma duże łapy to te poszewki mogą robić i za kuchenne łapacze:))
No niby miało być 14, ale jak się tak ze wszystkim Wam opowiem, to co mi zostanie jako ta słodka tajemnica o sobie samej? :))))
No dobra... to trzymaj tą siódemkę do następnych nominacji ;)
UsuńBardzo ciekawe i nietypowe
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńChoć szkoły są dwie: pierwsza na bogato, z taśmami, marszczeniami, kokardkami itp. cudami na kiju. Druga szkoła ascetyczna, niezbędne minimum, ledwo zauważalne w oknie. Zwolennicy tych szkół zwalczają się na śmierć i życie, a środku tego tkwię ja, jako ta co ma to uszyć :)))
no śliczności :) Bardzo precyzyjnie Ci to wyszło. A widoku za oknem - ach zachlipałam, tak zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńNooo, fajnie tam mają:))) Choć ja aż tak im nie zazdroszczę, bo w zasadzie mam tak samo jak oni, z tym że bliżej do cywilizacji.
UsuńA tak a propos fauny, to właśnie wczoraj po południu pod moim oknem, drogą przeszły się dwie dorodne sarny i wcale im się nie spieszyło. A wieczorem słyszeliśmy dzika, który coś tam sobie w lesie rył. O bażantach i przepiórkach to już mi się nawet nie chce wspominać :)))Takie prywatne mini zoo :))))
Taaak, ja do inwestorki bym się z chęcią przeniosła dla tych widoków, dla braku Zakopianki przed oknem, i dla KONIA o czarownym imieniu ;-)
OdpowiedzUsuńFiranki piękne!
Toto plastikowe znam pod nazwą "szprosy" na ile to ogólnopolskie i fachowe - nie wiem.
Chciałabym też takie cudności mieć na oknach, ale...ja należę do tej szkoły z taśmami i marszczeniami, nie tyle dla własnych gustów, co z konieczności. Takie równiutkie panele uwydatniłyby fakt, że mam krzywe okna, krzywą podłogę, krzywy sufit i krzywe ściany. Tylko firanki byłyby proste ;-) A przy marszczeniach się trochę gubi.
To i u mnie by Ci się podobało, bo także mieszkam przy lesie, choć sąsiadów mam, ale nie upierdliwych, no i do cywilizacji trochę bliżej (kilka minut spacerem i jestem w mieście).
UsuńSzprosy - tak się to też fachowo nazywa, choć bardziej mi się ta nazwa kojarzy z oknami.
U mnie w oknach różnie wisi, choć mam ten sam problem z poziomem co Ty. Raz mam marszczenia, raz panele, to jakaś roleta. Po prostu przestałam się przejmować czymś, czego nie mogę zmienić :))))
Miłe zasłonki. Skoro coś już ma wisieć, to dobry wybór. Też mieszkałam w dziczy i niby nie musiałam nic zasłaniać, ale zasłonki jednak chronią przed mrokiem z zewnątrz.
OdpowiedzUsuńA ja widzę, że z wiekiem coraz mniej zależy mi na zasłanianiu (choć coś tam w mych oknach wisi). Jak miałam 20 lat to jak się tylko trochę ściemniło na dworze już biegłam i zaciągałam zasłonki. 20 lat później zapominam o zapadających ciemnościach i przypominają mi o tym twarze przechodniów przewijające się w oknie . Na szczęście to droga rzadko uczęszczana i nie ma ich tak wielu :)))
UsuńNo no... piękna rzecz... nie powiem, że nie :))
OdpowiedzUsuńDzięki :))
UsuńJuż kiedyś się zastanawiałam, czy da się samemu ładne roletki zrobić i wygląda na to, że niektórym to naprawdę super wychodzi :) Jestem pod wrażeniem :)
OdpowiedzUsuńTo może nie są dosłownie roletki, bo jednak się nie podciągają do góry. Ale prawdziwe rolety rzymskie szyłam i owszem (nawet taka jedna wisi u mnie w sypialni) i powiem, że jest to bardzo wygodny patent, bo potrzeba na niego dużo mniej materiału niż na tradycyjną zasłonę, zajmuje mało miejsca na oknie, a po zasłonięciu sięga w moim przypadku do parapetu, czyli nie zasłania grzejnika i całe ciepło idzie na pokój. Polecam!
UsuńWygląda super! Kotek też :)
OdpowiedzUsuńKotek właśnie odsypia stres po sesji fotograficznej:)))
UsuńPiękne w całości. Drobiazgi konieczne, żeby był klimat - ja o rozumiem :))) I wcale się nie dziwię, że ktoś nie chce zasłaniać okien :))) W takiej oprawie jest świetnie.
OdpowiedzUsuńZośka ma takie widoki za oknem, że rzeczywiście szkoda zasłaniać:))
UsuńAle Ty pracowita mróweczka jesteś! I jaka dokładna, perfekcjonistka! *^v^* Komplety takie poszyłaś, że tytułowa Zosia w sklepie lepszych by nie kupiła, wszystko na miarę, a to chyba najbardziej cieszy. *^o^*
OdpowiedzUsuńChyba zaczyna się moja wena na maszynę:)))
UsuńDekoracje poszyte, wczoraj machnęłam półgodzinną bluzkę (okazanie niedługo na blogu), a dziś już skrojone i uszyte fajne coś, co tez niebawem będzie do pokazania. Jutro mam plan to skończyć, ale chodzi już za mną pewien pomysł na bluzkę. Jednym słowem - rozkręcam się!!!!!
Super, ani chybi wiosna idzie! *^o^*
UsuńJa dziś złapałam za druty i mam ochotę uszyć takie jedno szybkie małe coś, co chyba mi już w moim wieku nie przystoi, ale co tam!... ^^*~~
W NASZYM wieku, to jeszcze całkiem sporo rzeczy przystoi. Także szyj, dziergaj i szybko pokazuj :)))
UsuńPodoba mi się Twój sposób myślenia! *^o^*~~~
UsuńTeż nie lubię zasłaniać ale "jak dobrze mieć sąsiada" co lubi zajrzeć ci w okno i nie tylko, a propos a te Ich zwierzaki to nie będą miały jakieś shizy jak zobaczą Państwa latających w negliżu po salonach
OdpowiedzUsuńJednak co talent to talent
Zwierzaki uodpornione na wdzięki właścicieli, więc gołe okna (lub coś innego) nie robią na nich wrażenia :)))
UsuńZosia przed chwilą dzwoniła. Wszystko powieszone i nawet się mężowi podobało, więc kolejny sukces na moim koncie :)))))
A ja jak zwykle spóźniona ;) Ale muszę to napisać: punkt 3 i punkt 5 - wypisz -wymaluj jakby o mnie, tylko do ciasta to ja wolę z rana kawkę :)
OdpowiedzUsuńFajnie Ci wyszły te "zasłaniacze" :)
Renata
Hahahah, pewnie wszystkie prawdziwe kobiety tak mają. Kawa z rana tez może być, ale jak się ma straszną chętkę na ciasto to szybciej jest wziąć mleko z lodówki, niż zrobić kawę :))))
UsuńZasłaniacze juz wiszą i Zosia bardzo zadowolona :)))