Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2013

Ki diabeł...

... mnie podkusił, żeby się tak umęczyć nad maszyną i to zaraz po świętach, kiedy jak wiadomo nawet siedzenie przy stole męczy. I zamiast sobie poleżeć, jak każdy szanujący się polak "żeby się sadełko zawiązało", to ja w te pędy do maszyny, bo przez taką pewną Lilianę musiałam koniecznie czegoś spróbować. A mowa jest o "paper piecing'u" a mówiąc po naszemu o pewnej odmianie patchworku, w którym główną rolę odgrywa papier. Na onym papierze drukuje się wybrany wzór (w moim wypadku wygrzebany z netu, bo tworzyć w programach graficznych to ja jeszcze nie umieju), pod papier podkłada się materiał i szyje po wydrukowanych liniach. Nie podejmuję się szerszego tłumaczenia bo Liliana zrobiła to doskonale i u niej możecie sobie to wszystko oblukać .   Ja się tyle naoglądałam po obcych ludziach tych wytworów, że prawie byłam gotowa wyszywać tą metodą "Bitwę pod Grunwaldem", bo takie proste mi się to wydawało. Na szczęście rozsądek odezwał się dosłownie w ostatn

Turbo, Mądralińska i Filemon

 Niby mamy jakieś święta za pasem i powinnam, jak każda szanująca się pani domu, szaleć teraz ze szmatą i cifem po apartamentach, ale jakoś nie mogę się zmusić do tej daremnej roboty. Zamiast więc uchetac się po pachy i łykać na bolące plecy panadole w ilościach hurtowych, siadłam do maszyny, by wywiązać się z danego słowa pewnej Natalii.  Owa rzeczona Natalia to urocza kosmetyczka, która ostatnio szpachlowała przeróżnymi specyfikami moją wciąż jeszcze młodą twarz, a że szpachlowanie było dość bolesne, próbowała odwrócić moją uwagę jakąś pogawędką.Tematy poruszane wystarczyłyby na nie jedną wizytę  w poczekalni u lekarza czy dentysty. Obgadałyśmy wszystkie znane nam bliżej lub dalej osoby, nie omijając naszych przyjaciółek. A że w trakcie rozmowy wyszły na jaw moje "rozliczne" talenty (czyli szycie, dzierganie, szydełkowanie i jakieś tam inne -anie) stanęło na tym, że Pani Kosmetyczka niecnie i bez skrupułów  wykorzysta mnie do stworzenia urodzinowego prezentu dla swojej prz

O słodka dekadencjo!

Uwaga! Dziś będzie filozoficznie. Oczywiście w granicach przyzwoitości, nie chcę żebyście zasnęły z nudów w trakcie lektury. Zresztą na filozofa średnio się nadaję, bo po pierwsze jeszcze żyję, a większość filozofów, którzy obili mi się kiedyś o uszy już dawno użyźniło naszą Matkę Ziemię, a po drugie nie palę fajki co też nieodmiennie kojarzy mi się z tą profesją. Za to, z tą dziedziną nauki łączy mnie umiłowanie do wszelkiego rodzaju dzianiny (a jak wiadomo każdy szanujący się filozof nosi rozciągnięty sweter) no i okulary, bo każdy szanujący się filozof musi mieć słaby wzrok z racji namiętnego zaczytywania się w dziełach innych szanujących się filozofów. Na tym podobieństwa by się kończyły.   Ale filozoficznie będzie z jeszcze jednego powodu. Mianowicie jutro są moje urodziny. I to nie byle jakieś tam urodziny a mianowicie niesamowicie poważne, dostojne i wcale nie tak wyczekiwane CZTERDZIESTE URODZINY.  I choćbym nie wiem jak sprawdzała dowód, metrykę i inne NIP-y i pesele

Miałam ci ja prostokąt

Od razu krzyczę, że przepraszam. I to z dwóch powodów. Po pierwsze dzisiaj machnęłam tyle zdjęć, że pewnie zamulę Wam wasze komputery, ale bez nich moja pisanina byłaby niczym przysłowiowy budulec na psia budę. A po drugie to przepraszam jakatyę - wierną fankę mojej pisaniny, która stwierdziła, że choćbym nawet pisała o zszywaniu prostokątów to ona i tak by to przeczytała -  że zszywania prostokątów dziś nie będzie, choć sam prostokąt wystąpi i to w roli głównej. A mianowicie przerobię dziś tę figurę geometryczną na podkładkę pod talerz (uszytą w tzw. kopertę) na którym to talerzu z reguły podaję strawę mojemu Szanownemu Małżonkowi (czasami to i on mi też coś na tym talerzu zapoda, żeby nie było). Podkładka rzecz przydatna, bo oszczędza nerwów przy ewentualnym zeskrobywaniu zaschniętego żarcia z dębowego stołu za grube setki PLN-ów, a przy niezbyt smacznym posiłku pozwala odwrócić uwagę od niestrawnej strawy jakimś ciekawym elementem wykończenia. I nawet jak nam jakiś domorosły krytyk

Ku chwale ojczyzny

Po ostatnim worku, który Wam zaprezentowałam, dziś coś bardziej dopasowanego, a nawet śmiem powiedzieć, że jak na moje standardy to wręcz obcisłego. No i ku chwale ojczyzny, bo dobór kolorów taki bardziej patriotyczny mi wyszedł. Do wojska to mnie już raczej nie wezmą, ale za markietankę mogę jeszcze robić  (choć podejrzewam, że pewnie żaden pułk wojska się na mnie nie skusi, bo za dużo by kosztowało moje ubezpieczenie zdrowotne).  A kiecka oczywiście z ostatniego "Szycia krok po kroku" 2/2013 model 3E, no bo skoro mnie tam pokazali, to choćby i żaden model nie wpadłby mi w oko, to i tak coś bym z niego uszyła, tylko po to, żeby się chwalić prawie całą stroną o  mnie :) Na szczęście coś mi tam jednak wpadło w oko, a szczególną zasługę w tym "wpadnięciu" ma Liwias , u której zobaczyłam tą kieckę i zapałałam ogromną chęcią posiadania jej na własność. Pomijam już fakt, że równie mocno zapałałam zazdrością na temat figury rzeczonej Liwiaski, ale figury to sobie na Sk

Powrót córki marnotrawnej

.... choć raczej powinnam napisać - " Łooo matko, ile mnie tutaj nie było!!!" To "niebycie" trwało tak długo, że zapomniałam jak się pisze nowego posta. Przez kilkanaście sekund gapiłam się jak wrona w gnat w ekran komputera (przy okazji zauważając, że przydałoby mu się porządne mycie) aż wreszcie trafiłam mym błędnym wzrokiem w odpowiednie miejsce. Także oto jestem i nadrabiam wszelkie zaległości. Po pierwsze - jestem sławna. O sławie mej nie wiedzą chyba tylko na Grenlandii, bo reszta znajomych bliższych, dalszych lub całkiem odległych została przeze mnie zmuszona do oglądnięcia ostatniego numeru "Szycia krok po kroku" gdzie się "inteligentnie" wypowiadam czemu to, ach czemu wybrałam właśnie szycie na swoje hobby. Dla osiągnięcia powalającego efektu nie cofnęłam się nawet przed zakłóceniem wieczystego spokoju moich krewnych, a nawet - o zgrozo - pozwoliłam na umieszczenie swoich zdjęć. Za te wszystkie okropieństwa chcę Was teraz serdecznie i

Jak nie wyjechać na wakacje

Przepis jest bardzo prosty, a do wykonania tego zadania będziemy potrzebowały kilku składników. Oto niezbędne ingrediencje: - siostra 1 szt. (lub nawet dwie jak w moim przypadku) - narzeczony siostry (w tym wypadku jeden wystarczy) - brat narzeczonego - kolega brata narzeczonego :) - no i jeden mąż  (mój:) Przygotowanie: Należy wziąć siostrę, jej narzeczonego, brata narzeczonego oraz kolegę brata narzeczonego. Połączyć ich razem w nieformalna grupę, która chce wyjechać nad nasze polodowcowe morze. Do szczęścia tej grupy brakuje 1 osoby, tak by koszt paliwa rozłożył się na jeszcze większą ilość portfeli, tym bardziej, że pojemność samochodu wyraźnie wskazuje, iż te pięć osób wygodnie się tam zmieści. Teraz trzeba zaprosić tę siostrę z tym narzeczonym na małe piwko w miłych okolicznościach przyrody i tam dowiedzieć się o ich poszukiwaniach jelenia z grubszym portfelem. Następnie wypada wpaść w zachwyt nad tak atrakcyjną perspektywą spędzenia paru dni w miłej i niezobowiązującej a

Muł kontra obcasy

 Co by nie mówić, pogoda od paru dni postanowiła wysuszyć nas na wiórek kokosowy lub - w przypadku osób nie przepadających za owym kulinarnym dodatkiem - na wiór sosnowy, ewentualnie dębowy. Ogólnie jako osoba wysoce ciepłolubna, nie powinnam tej pogodzie złego słowa powiedzieć, ale jednak babsko trochę przesadziło. No bo ja rozumiem, że ciepło, że zero wiatru, że pranie schnie na ogrodzie z geometrycznym wręcz przyspieszeniem, ale nie mogę jej darować, że równie szybko się odwadniam, liczba branych przeze mnie pryszniców znacząco wpływa na rachunek za tzw. "energię elektryczną" (no bo w piecu palić nie będę skoro średnia temperatura w domu wynosi 29 stopni), a na mej dojrzałej gębie pojawiają się wypryski rodem z koszmaru nastolatki, o których sądziłam, że mam je z głowy (no i z tej gęby) co najmniej od 20 lat. No tego to jej wybaczyć nie mogę. Jedyna pociecha to to,  że te problemy ma w tej chwili około 38 milionów mieszkańców naszej rozgrzanej ojczyzny a jakby