Przepis jest bardzo prosty, a do wykonania tego zadania będziemy potrzebowały kilku składników. Oto niezbędne ingrediencje:
- siostra 1 szt. (lub nawet dwie jak w moim przypadku)
- narzeczony siostry (w tym wypadku jeden wystarczy)
- brat narzeczonego
- kolega brata narzeczonego :)
- no i jeden mąż (mój:)
Przygotowanie:
Należy wziąć siostrę, jej narzeczonego, brata narzeczonego oraz kolegę brata narzeczonego. Połączyć ich razem w nieformalna grupę, która chce wyjechać nad nasze polodowcowe morze. Do szczęścia tej grupy brakuje 1 osoby, tak by koszt paliwa rozłożył się na jeszcze większą ilość portfeli, tym bardziej, że pojemność samochodu wyraźnie wskazuje, iż te pięć osób wygodnie się tam zmieści. Teraz trzeba zaprosić tę siostrę z tym narzeczonym na małe piwko w miłych okolicznościach przyrody i tam dowiedzieć się o ich poszukiwaniach jelenia z grubszym portfelem. Następnie wypada wpaść w zachwyt nad tak atrakcyjną perspektywą spędzenia paru dni w miłej i niezobowiązującej atmosferze przy dużym udziale jodu i się na tę imprezę wprosić. Nie wolno zapomnieć o mężu siedzącym tuz obok i jakimś miłym słowem załagodzić ewentualny sprzeciw w sprawie wyjazdu, który to wyjazd nie obejmuje rzeczonego męża.
Wykonanie
Rzecz dość prosta. Trzeba przez ponad miesiąc ślęczeć w internecie, przerabiać wszystkie strony dotyczące miejscowych atrakcji, uroczych zakątków, świetnie położonych miejsc noclegowych. Dzwonić do siostry po kilka razy dziennie z coraz to nowszym pomysłem spędzania wolnego czasu, bądź nowym, jeszcze fajniejszym miejscem noclegowym. Należy także uszyć sobie coś cieplejszego, by te lodowate podmuchy wiatru, nie wywiały z nas ostatniego promila, tak pożądanego przy okazji wizyt na niezbyt gorących plażach polskiego wybrzeża.
Po uszyciu bluzy z zalegającej już jakiś czas dzianiny i resztek nie wiadomo czego, ale za to bardzo falbaniastego (model z Szycia Krok Po Kroku 2/2012, model 3D) należy dzień przed wyjazdem udać się na ostatnie zakupy w celu nabycia jakichś pierdół, które to pierdoły można by kupić już na miejscu. Przy wyjściu ze sklepu należy natknąć się na matkę pchającą wózek ze swoim bardzo niedorosłym dzieckiem oraz z drugim potomkiem idącym za nią na dość niepewnych jeszcze (tak na moje oko około 3-letnich) nóżkach. Matka musi być bardzo zaaferowana pchanym wózkiem i to do tego stopnia, że nie zauważa iż idące za nią dziecko bardzo się ociąga w tym "idzieniu", a powiedziałabym nawet, że wręcz się zagapiło na jakieś cuda w tym sklepie spożywczym i na pewno nie zdąży przejść za matką przez drzwi, które ona z hukiem otworzyła, a które pędzą na tego malucha z bardzo widocznym zamiarem zapoznania go z lekarzem bądź najbliższym farmaceutą. Należy więc wsadzić nogę między dziecko a drzwi celem powstrzymania nieuniknionego, z jednoczesnym przytrzymaniem bachorka, by sobie jednak tej krzywdy nie zrobił. Następnie w trakcie akcji ratowniczej trzeba rozwalić sobie stopę o wystającą z drzwi podpórkę, która służy do podpierania (jak sama nazwa wskazuje) tych metalowych kolosów, a która od paru dobrych miesięcy dynda się na jednej śrubie i aż się prosi o kontakt z czyjąś niewinną stopą. Po uzyskaniu opuchlizny, kilkucentymetrowej ranki oraz braku umiejętności chodzenia przy użyciu tej nogi, powinnyśmy jeszcze przejść z kilometr do domu, by uzyskać całkowitą pewność iż wakacje, choćby i jak najmocniej zmotoryzowane nie wchodzą w grę, bo na nogę nie wchodzi żaden but, a nawet jakby i wszedł to na pewno noga dalej nie pójdzie, bo wygląda jak kotlet siekany, mocno zmaltretowany przez nieudolnego kucharza.
Pozostaje nam na koniec zawiadomienie reszty towarzystwa że potrzebują kolejnego jelenia w celu opłacenia środka lokomocji, wyplucie z siebie całego wodospadu podwórkowej łaciny skierowanej w kierunku drzwi, matek z "dzieciami" oraz bliżej niesprecyzowanych pechów, klątw i tym podobnych, oraz trzymanie się wersji, że bardzo możliwe iż uratowaliśmy życie przyszłemu wynalazcy leku na raka, mając w pamięci "oj, dziękuję Pani bardzo" wypowiedziane przez tę jego mać.
Teraz tylko wstawic do piekarnika na 180 stopni, na pół godzinki i nieudany wyjazd wakacyjny gotowy.
Życzę SMACZNEGO!
P.S. Bluza powinna mieć jakąś pętelkę i guziczek do zapinania się pod brodą, ale po tych atrakcjach drzwiano-nożnych pogniewałam się na nią i musi trochę odleżeć zanim doczeka się jakiegoś zapięcia :)
- siostra 1 szt. (lub nawet dwie jak w moim przypadku)
- narzeczony siostry (w tym wypadku jeden wystarczy)
- brat narzeczonego
- kolega brata narzeczonego :)
- no i jeden mąż (mój:)
Przygotowanie:
Należy wziąć siostrę, jej narzeczonego, brata narzeczonego oraz kolegę brata narzeczonego. Połączyć ich razem w nieformalna grupę, która chce wyjechać nad nasze polodowcowe morze. Do szczęścia tej grupy brakuje 1 osoby, tak by koszt paliwa rozłożył się na jeszcze większą ilość portfeli, tym bardziej, że pojemność samochodu wyraźnie wskazuje, iż te pięć osób wygodnie się tam zmieści. Teraz trzeba zaprosić tę siostrę z tym narzeczonym na małe piwko w miłych okolicznościach przyrody i tam dowiedzieć się o ich poszukiwaniach jelenia z grubszym portfelem. Następnie wypada wpaść w zachwyt nad tak atrakcyjną perspektywą spędzenia paru dni w miłej i niezobowiązującej atmosferze przy dużym udziale jodu i się na tę imprezę wprosić. Nie wolno zapomnieć o mężu siedzącym tuz obok i jakimś miłym słowem załagodzić ewentualny sprzeciw w sprawie wyjazdu, który to wyjazd nie obejmuje rzeczonego męża.
Wykonanie
Rzecz dość prosta. Trzeba przez ponad miesiąc ślęczeć w internecie, przerabiać wszystkie strony dotyczące miejscowych atrakcji, uroczych zakątków, świetnie położonych miejsc noclegowych. Dzwonić do siostry po kilka razy dziennie z coraz to nowszym pomysłem spędzania wolnego czasu, bądź nowym, jeszcze fajniejszym miejscem noclegowym. Należy także uszyć sobie coś cieplejszego, by te lodowate podmuchy wiatru, nie wywiały z nas ostatniego promila, tak pożądanego przy okazji wizyt na niezbyt gorących plażach polskiego wybrzeża.
Po uszyciu bluzy z zalegającej już jakiś czas dzianiny i resztek nie wiadomo czego, ale za to bardzo falbaniastego (model z Szycia Krok Po Kroku 2/2012, model 3D) należy dzień przed wyjazdem udać się na ostatnie zakupy w celu nabycia jakichś pierdół, które to pierdoły można by kupić już na miejscu. Przy wyjściu ze sklepu należy natknąć się na matkę pchającą wózek ze swoim bardzo niedorosłym dzieckiem oraz z drugim potomkiem idącym za nią na dość niepewnych jeszcze (tak na moje oko około 3-letnich) nóżkach. Matka musi być bardzo zaaferowana pchanym wózkiem i to do tego stopnia, że nie zauważa iż idące za nią dziecko bardzo się ociąga w tym "idzieniu", a powiedziałabym nawet, że wręcz się zagapiło na jakieś cuda w tym sklepie spożywczym i na pewno nie zdąży przejść za matką przez drzwi, które ona z hukiem otworzyła, a które pędzą na tego malucha z bardzo widocznym zamiarem zapoznania go z lekarzem bądź najbliższym farmaceutą. Należy więc wsadzić nogę między dziecko a drzwi celem powstrzymania nieuniknionego, z jednoczesnym przytrzymaniem bachorka, by sobie jednak tej krzywdy nie zrobił. Następnie w trakcie akcji ratowniczej trzeba rozwalić sobie stopę o wystającą z drzwi podpórkę, która służy do podpierania (jak sama nazwa wskazuje) tych metalowych kolosów, a która od paru dobrych miesięcy dynda się na jednej śrubie i aż się prosi o kontakt z czyjąś niewinną stopą. Po uzyskaniu opuchlizny, kilkucentymetrowej ranki oraz braku umiejętności chodzenia przy użyciu tej nogi, powinnyśmy jeszcze przejść z kilometr do domu, by uzyskać całkowitą pewność iż wakacje, choćby i jak najmocniej zmotoryzowane nie wchodzą w grę, bo na nogę nie wchodzi żaden but, a nawet jakby i wszedł to na pewno noga dalej nie pójdzie, bo wygląda jak kotlet siekany, mocno zmaltretowany przez nieudolnego kucharza.
Pozostaje nam na koniec zawiadomienie reszty towarzystwa że potrzebują kolejnego jelenia w celu opłacenia środka lokomocji, wyplucie z siebie całego wodospadu podwórkowej łaciny skierowanej w kierunku drzwi, matek z "dzieciami" oraz bliżej niesprecyzowanych pechów, klątw i tym podobnych, oraz trzymanie się wersji, że bardzo możliwe iż uratowaliśmy życie przyszłemu wynalazcy leku na raka, mając w pamięci "oj, dziękuję Pani bardzo" wypowiedziane przez tę jego mać.
Teraz tylko wstawic do piekarnika na 180 stopni, na pół godzinki i nieudany wyjazd wakacyjny gotowy.
Życzę SMACZNEGO!
P.S. Bluza powinna mieć jakąś pętelkę i guziczek do zapinania się pod brodą, ale po tych atrakcjach drzwiano-nożnych pogniewałam się na nią i musi trochę odleżeć zanim doczeka się jakiegoś zapięcia :)
Oj bidulko, nie dość, że kontuzjowana to jeszcze wypad nad morze przeszedł ci koło nosa. Na pocieszenie dodam, że niewiele straciłaś, bo na plażach tłumy takie jak na Marszałkowskiej w godzinach szczytu...
OdpowiedzUsuńA co do bluzy, to zdecydowanie bardziej podobasz mi się w sukienkach :)
Te dzikie tłumy też występują w moich myślach jako argument służący pocieszeniu :))
UsuńA sukienki owszem lubię, choć jak przyjdzie zima to juz pewnie żadnej nie założe, bo ja zmarźluch jestem :))
Moja koleżanka, notabene matka miała teorię, że kobiecie podczas ciąży odpada połowa mózgu, a po porodzie druga. Coś w tym jest, bo jak widzę te mamuśki najpierw ładujące wózek na ulicę (poza przejściem) a potem obruszające się, że samochód piskiem opon bachora im obudził to nie może być inaczej. Słyszałam, że taka wepchała wózek do windy, gdzie nie było podłogi... Cóż... Następnym razem należy wykonać manewr wsadzania w te drzwi głowy mamuśki. Straty nie będzie, bo i tak pusta.
OdpowiedzUsuńZdjęcia chyba robione przed wypadkiem, bo widzę buty ;)
Bluzka wielce oryginalna. Taka sexy na sportowo ;)
Ja w sumie nic do dzieciatych nie mam, tylko niech uważają na te swoje pociechy. Ja wiem, że trzeba mieć oczy dookoła głowy a najlepiej ze dwie głowy i wszystkiego nie da się przewidzieć, ale tak się zastanawiam co by z tego dziecka zostało po spotkaniu z metalowymi, ciężkimi drzwiami?
UsuńZdjęcia są z dzisiaj a wypadek był w poniedziałek, więc but juz wszedł na nogę, bo nie jest spuchnięta, ale niestety uwiera mnie w tę stukniętą kostkę i trochę kuleję przy chodzeniu:(
Nigdy nie lubiłam nieuważnych matek z dziećmi.... ><
OdpowiedzUsuńBiedactwo! Ale ta stopa to kiedyś się zagoi, co? Pojedziesz jeszcze w tym roku na jakiś niewielki chociaż urlopik? Tego Ci życzę z całego serca! *^o^*
Bluza wielce oryginalna, takiego modelu jeszcze nie widziałam. Bardzo sprytne podcyckowe ocieplenie! ^^*~~
Szanowny Małżonek dość szybko się zadeklarował, że on na głowie stanie i mnie w tym roku nad to morze jeszcze wywiezie, ale jak i kiedy to nastąpi to nie wiem - boję się teraz coś zaplanować, bo mi jeszcze rękę urwie albo inną niepotrzebną kończynę :)))
UsuńPodcyckowe ocieplenie dodałam samowolnie, bo taka cała szara jakoś do mnie nie przemawiała :)
no coz pechowcu, a jak bys tych drzwi nie przytrzymala to co by bylo?? lepiej sie nie zastanawiac w tym kierunku, ja rowniez na 100% bym tak zrobila, bo sama kiedys wlasna noga obronilam mojego psa przed klami drugiego i mam blizne do dzisiaj, taki odruch, ja rowniez wole Ciebie w sukienkach buziaki
OdpowiedzUsuńWłaśnie, nie ma co rozpamiętywać. Stało się i tyle, zresztą i tak nie było pogody nad morzem :)))
UsuńJesteś bohaterką! :DDDD życzę nóżce szybkiego powrotu do sprawności! :-)
OdpowiedzUsuńBluza oryginalna z tą falbaną, ale jeśli mam być szczera to trochę mi ta "dresowa" tkanina i model z falbanką nie pasuje. Ale w sumie ostatnio chyba poplątanie stylów jest w modzie i jeśli Tobie się podoba to wszystko w najlepszym porządku :-) Za to dżinsy masz genialne!!! Nie przepadam za "rurkami", ale Twoje spodnie chętnie bym założyła :-) świetnie w nich wyglądasz! :-)
Dzięki za tą "bohaterkę", tak mnie chwalicie, że normalnie nosem zawadzam o sufit :)))
Usuńteż Ci się przyznam, że juz myślałam o przeróbce tych falban. Dałam je tam żeby przełamać te szarość, a nic innego pod ręką nie było, ale zaraz dojdzie do mnie przesyłka z nowymi szmatkami i chyba wymienię je na jakiś kolorowy pas.
No to proponuję, żeby mąż Cię wywiózł nad nieco cieplejsze morze i tego życzę!
OdpowiedzUsuńMój małżonek kontuzjował się na początku miesiąca- na ostrym kamieniu rozciął stopę, odmówił jazdy na pogotowie w celu zeszycia tejże, spędziliśmy caluteńki dzień nad wodą- on plackiem leżał na brzegu, więc się elegancko poparzył w tę nogę słońcem. Efekt był taki, że przez tydzień nie chodził, oparzenie było solidne, noga zapuchnięta i nie było wiadomo, czy to czerwone to z oparzenia czy z zakażenia. Horror.
Ty przynajmniej bohaterką zostałaś- może to faktycznie będzie geniusz albo inny cudotwórca, skoro już potrafi tak odpłynąć, że za mamą nie nadąża...
Bluza dość fikuśna przez te falbany.
No to też nie zazdroszczę wspomnień. A z facetami to zawsze tak samo, jak złapią katar to umierają z pilotem w ręku, ale jak się coś poważniejszego przytrafi to go nawet końmi do lekarza nie zagonisz :)))
Usuńi tak po porostu CIę ta kobita zostawiła!! serio. boże święty!!!! no normalnie szlak czasem człowiek trafia!!!! ale w sumie jak to piszę, to przypominiało mi się że kiedyś wyciągnęłam ludziom dziecko ze stawu, wpadł do niego niespełna dwulatek, a rodzice na ławce siedzieli jakieś 10 m od stawu i się miziali!! Nawet dziękuje nie usłyszałam, a dziecko dostało w dupę tak, że aż mnie bolało. A jak zwróciłam uwagę, że to chyba nie tak powinno wyglądać,że to dziecko nie jest winne to mieli ochotę mnie wrzucić . Masakra po prostu jak ludzie mózgu moja Ty bohaterko nie używają. Bardzo mi przykro że taka sytuacja Ci się przydażyła i bardzo mam nadzieję, że niedługo wygrasz w totka i pojedziesz na cudowne wakację gdzie tylko chcesz i jeszcze ktoś cię wozić będzie!!
OdpowiedzUsuńDzięki Bogu, że tego dzieciaka nie zapomniała zabrać z ulicy, może i dobrze że mu nie przylała na moich oczach, bo mimo tej chorej kończyny to bym ją chyba skopała.
UsuńDzięki za tę szóstkę w totka, jak wygram i pojadę na te egzotyczne wakacje to przywiozę Ci taką pamiątkę jaką sobie tylko zażyczysz :))))
Fajna bluza, tak off-owo wyszło :-)
OdpowiedzUsuńOff-szem :))
UsuńDZięki :)))
Historia nie do powtórzenia, bo może się zdarzyć tylko raz :) od samego początku myślałam, że będzie jakiś dramat na końcu! Zdrówka życzę, żeby kontuzja zniknęła :) Lubię bluzy, Twoja też mi się podoba, bo na pewno jest ciepła (jestem zmarzluch), ale te falbanki według mnie tu średnio pasują (kwestia gustu). Ale najważniejsze że jest ciepła, wygodna, handmade i w ogóle wyjątkowa, bo Twoja!
OdpowiedzUsuńNo właśnie - dramat - a ja tak lubię komedie :))
UsuńZ falbanek wytłumaczyłam się trochę wyżej Iwonie i możliwe, że ich dni są policzone :))
Przede mną pięcioosobowy weekendowy wyjazd do Zakopanego. Co prawda we wrześniu, ale już mi dałaś do myślenia, chyba nie będę odwiedzać przed wyjazdem żadnych sklepów bo licho czaić się może wszędzie i pod każdą postacią:PP a na tę bluzkę od razu przerysowałam i wycięłam wykrój, i on tak sobie czeka i czeka i nie może się doczekać. Te falbanki to fajna rzecz:)
OdpowiedzUsuńKochana tak mnie rozbawiłaś,ze zapomniałam wspołczuć :* ja ostatnio natrafiłam na "matkę", która zostawił 3-latka na przejściu dla pieszych,a sama przeszła na drugą strone ulicy by sprawdzić rozkład jazdy PKS-u !!!!
OdpowiedzUsuńZapraszam po wyróżnienie http://myszkimamy.blogspot.com/2013/09/a-ty-pokaz-swoje-nogi.html
OdpowiedzUsuńPrzepis rewelacja :D Fajny pomysł z falbankami na bluzie :)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - podaję Ci grabkę, bo siedzimy razem, takie dwie Wiolki w najnowszym "Szycie krok po kroku". Tzn, nie siedzimy - ja siedzę, bo ja bardziej spokojna jestem, a Ty wywijasz z parasolką, bo Ty nie usiedziałabyś minuty nawet... pewnie stąd ta nóżka ;)
OdpowiedzUsuńNo nie zazdroszczę! Chybabym pojechała z balonem na nodze i ułożyła go na plaży, żeby się wygrzewał, a ja bym sobie czytała książki. Wieczorem by mnie odholowali do domu/namiotu i tyle, a rano wyrzucili jak tę fokę na brzeg i zostawili do wieczora ;) Musieliby mi tylko zapewnić gotowaną kukurydzę, ale o to martwią się chyba chłopcy co dźwigają termosy po plaży :D
Ja mam za to przepis jak jechać na wczasy. Wmawiasz sobie, że się budujesz i nie w głowie Ci teraz byczenie nad morzem - zapominasz, że kiedyś były wakacje. Nagle dostajesz telefon, że wygrałaś dziesięciodniową wycieczkę i kasy nie musisz wydawać, tylko paszport szykować. Nic, tylko skończyć z planowaniem czegokolwiek :D
O kurczę, to ja jutro lecę do kiosku, bo przegapiłam takie wydarzenie!!!
UsuńGrabkę Twoją również serdecznie ściskam!!!
Ale czy ja dobrze zrozumiałam, że wygrałaś wycieczkę?!!! Jeśli tak to Ci bardzo gratuluję i przy okazji bardzo samolubnie ZAZDROSZCZĘ!!! :))))