Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2013

Niech szyje Skwarka!

 ...czyli maszyna do szycia marki Husqvarna o wdzięcznej nazwie Huskystar 215. Dzisiaj obiecana recenzja mojego nowego nabytku. Nabytek jest dla mnie nowy, bo ogólnie kupiłam ją używaną  z racji ogromnych dziur budżetowych, które nękają nie tylko nasze biedne państwo, ale także i zwykłego, szarego obywatela - czyli mnie. Łucznik ogłosił, że więcej już nic nie uszyje, ponieważ osiągnął już wiek emerytalny i teraz to on będzie podróżował, a nie ślęczał nad równymi ściegami, a że szyć się chce to trzeba było coś wymyślić. O niewdzięcznym panie Piotrze już wszystko wiecie, na szczęście znalazłam w necie coś co mnie zadowalało i tak pojawiła się w moim życiu Skwarka (no tak mi się jakoś Husqvarna kojarzy). Zatem nie przedłużając, cóż to ja ciekawego mogę o tym dziele szalonego wynalazcy powiedzieć? Chciałam żeby miała: - metalowe podzespoły, na tym mi zależało, bo przy moim szyciu plastik nie wytrzymałby nawet miesiąca. Lubię mocniej przycisnąć :) - mechaniczna a nie komputerowa

Wena wróciła!

 Jęczałam, stękałam, że mi się nie chce, że wszystko "be", maszyna do "de", w nic nie wchodzę, nic na mnie nie pasuje i parę jeszcze innych rzeczy na "nie". Na szczęście mi przeszło i to skutecznie, bo nawet dogorywający Łucznik nie był w stanie odwieść mnie od zamiaru uszycia sobie czegoś nowego. Materiał tez się jakiś napatoczył, bo oczywiście wizyta w sklepie ze szmatami należy już do kanonu moich zachowań, a że tradycje należy podrzymywać niezależnie od życiowych kolei, tak i ja niepomna wszelakich losowych zawirowań, nie odmówiłam sobie tak przyjemnego obowiązku. Obowiązek zaowocował nabyciem trzech sztuk materiałów po atrakcyjnych cenach (końcówki beli, więc nieźle przecenione) i przytarganiem do domu następujących znalezisk:: - szary materiał widoczny na zdjęciu - śtucność nad śtucnościami, ale ładnie się układający i prawie nie gniecący w ilości 1,6m  za 15 zeta - satyna w mazaje fioletowo "jakieśtam" w ilości 1,7m za 17 zeta - no i n

Z dziennika niedoszłej pacjentki psychoterapeuty

Cóżem Ci - o Losie - złego uczyniła, żeś karał mnie w tych dniach okrutnie i rzucając pod nogi kłody rozliczne, patrzył jak się o nie potykam (w końcu mam astygmatyzm, nie?) i swoim drwiącym śmiechem zagłuszał me żałosne prośby o choćby małą, wolną chwilkę na własne przyjemności. O ty okrutny, który odciągnąłeś mnię zupełnie od jaśnie oświeconego Bloggera i od innych internetowych delicyj, bym w trudzie i znoju poznawała Twe mroczne oblicze, w którym na próżno szukałam wspomożenia. Oto jednak jestem, pomimo Twoich wybiegów, gierek i sztuczek, co więcej, pozwolę sobie powiedzieć - WAL SIĘ! Skończył się dzień dziecka, spadaj se jak najdalej ode mnie i żebym Cie więcej nie widziała. Głupi jesteś i masz pryszcze!  Tak mniej więcej spędzałam czas, kiedy mnie tu nie było, a nie było mnie sporo, bo normalnie pająki zasnuły mi całego bloga i tak jakoś stumaniałam, ze się parę dobrych chwil zastanawiałam w co kliknąć, żeby posta napisać. Wesoło mi ostatnio nie było, ale ile można odmawiać sob