... no bo co ja Wam mogę napisać z racji przeprosin za tę głuchą, czteromiesięczną ciszę. Mogę tylko coś pojęczeć jak Piekarski na mękach, że mi przykro, że bardzo przepraszam, że to wszystko moja wina i że więcej nie będę (choć tego to ja już taka pewna nie jestem :) ). Mogę też przedstawić na piśmie usprawiedliwienie od męża (pełnoletni jest, dowód ma , może zaświadczyć), że byłam bardzo zajęta "karierą" i nawet ten rzeczony mąż mało mnie widział przez te kilka miechów, aż się zaczęłam obawiać, że pewnego wieczoru po prostu zadzwoni po policję, bo mu się jakaś obca baba pcha do chałupy. No i skoro mogę to napisać to właśnie napisałam :). A żeby jeszcze tak uściślić to napiszę też, że ten rok był dla mnie jednym z najbardziej pracowitych jakie udało mi się do tej pory zapamiętać i czuję się zmęczona, ale tak szczęśliwie zmęczona, bo robię to co lubię i jeszcze mi za to płacą.
Złośliwość losu jednak daje o sobie znać, bo nie sądziłam że realizując marzenie o własnej pracowni krawieckiej, będę marzyć żeby mieć choć chwilkę czasu, co by uszyć coś dla siebie. No niestety, jestem chodzącą antyreklamą własnego zakładu pracy, bo paraduję przyjmując klientki w kupnych rzeczach i czuje się jakbym jawnie grzeszyła. Jestem totalnie niekompatybilna z tym co robię. Mam więc ambitny plan, że choćby się waliło i paliło i na ZUS nie starczało to raz w miesiącu muszę sobie coś machnąć, no bo normalnie zejdę na syndrom "niedoszycia" jeśli takowy w ogóle istnieje.
Oczywiście szyje się u mnie to i owo i na brak zajęcia oraz bólu pleców nie mogę narzekać i nawet mogę Wam co nieco pokazać. No i oczywiście pokazuje nie na sobie, ale na Truposzce, bo po pierwsze to rzeczy "na handel" (zresztą dawno zhandlowane) a po drugie "gupio" by było sprzedawać coś co już ktoś nosił, nie?
Dziś pokaże kilka "dresiaków". I choć się zarzekałam, że ja tego szyć nie będę, to mi się odmieniło jak tylko się okazało, że rachunki trzeba płacić a "dresiaki" bardzo w tym pomagają. No i wychodzą mi całkiem zgrabne :).O, na ten przykład taki.
Rozmiar, o którym wolę nie pamiętać, że istnieje (bo mnie ta świadomość dobija, że jest a ja nie mogę się w niego wcisnąć) czyli 38. Milutka, drapana dresówka (wiecie z takim świetnym meszkiem od spodu). Model z którejś Burdy z lekką modyfikacją, bo w oryginale jest krótki rękaw krojony razem z przodem, a potrzeba była dorobić długi. Poza tym szyło się lekko, łatwo i przyjemnie pomijając zgrzyt zębów z racji tego niedoścignionego rozmiaru. Właścicielka zadowolona, na drugi dzień pobiegła w niej do pracy, by przyprawiać o niestrawność zazdrosne koleżanki. Akcja przyprawiania koleżanek o wrzody przebiegła pomyślnie i zaowocowała kolejnym zamówieniem (ponownie w rozmiarze zupełnie nie dla ludzi).
Nie wytrzymałam i ja i też sobie taką uszyłam, tylko w odwrotnej konfiguracji. Tam gdzie tu szare u mnie czerwone itd. No i to był błąd, bo ja nie nosze roz. 38, więc te kieszenie zamiast dodawać uroku, dodają czegoś zupełnie innego. Machnęłam na to ręką, bo przeróbek wręcz organicznie nie cierpię i noszę ją sobie z wielką przyjemnością, bo ciepłe to i wygodne i mam gdzie schować chusteczki na ten mój permanentny katar.
Trzecia do kolekcji powstała taka oto kreacja.
Tym razem w rozmiarze, do którego mi zdecydowanie bliżej, równie ciepła jak poprzednie, ale chyba bardziej wyjściowa, jeśli można tak o dresówce powiedzieć.
Sukienek powstało ciut więcej, ale zanim zdążyłam sięgnąć po aparat zjawiała się zziębnięta klientka i zdzierała z Truposzki co tylko tam na niej wisiało, także...ten...więcej zdjęć nie mam :)
Na tapecie mam teraz piękny, flauszowy płaszcz. Oczywiście wisi na Truposzce i czeka sobie na odbiór, ale ja już jestem mądrzejsza i jutro skubańca obfocę, bo mi go znowu zabiorą i nie będzie się czym pochwalić.
A skoro już przemówiłam ludzkim głosem to skorzystam z okazji i złożę Wam życzenia z okazji Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Zatem życzę Wam tego, co sprawia Wam radość, przynosi satysfakcję i wywołuje uśmiech na twarzy. Życzę także tego, co powoduje, że chce się rano wstać a wieczorem z chęcią zasypia na myśl o tym co jutro.
Do miłego!
Złośliwość losu jednak daje o sobie znać, bo nie sądziłam że realizując marzenie o własnej pracowni krawieckiej, będę marzyć żeby mieć choć chwilkę czasu, co by uszyć coś dla siebie. No niestety, jestem chodzącą antyreklamą własnego zakładu pracy, bo paraduję przyjmując klientki w kupnych rzeczach i czuje się jakbym jawnie grzeszyła. Jestem totalnie niekompatybilna z tym co robię. Mam więc ambitny plan, że choćby się waliło i paliło i na ZUS nie starczało to raz w miesiącu muszę sobie coś machnąć, no bo normalnie zejdę na syndrom "niedoszycia" jeśli takowy w ogóle istnieje.
Oczywiście szyje się u mnie to i owo i na brak zajęcia oraz bólu pleców nie mogę narzekać i nawet mogę Wam co nieco pokazać. No i oczywiście pokazuje nie na sobie, ale na Truposzce, bo po pierwsze to rzeczy "na handel" (zresztą dawno zhandlowane) a po drugie "gupio" by było sprzedawać coś co już ktoś nosił, nie?
Dziś pokaże kilka "dresiaków". I choć się zarzekałam, że ja tego szyć nie będę, to mi się odmieniło jak tylko się okazało, że rachunki trzeba płacić a "dresiaki" bardzo w tym pomagają. No i wychodzą mi całkiem zgrabne :).O, na ten przykład taki.
Rozmiar, o którym wolę nie pamiętać, że istnieje (bo mnie ta świadomość dobija, że jest a ja nie mogę się w niego wcisnąć) czyli 38. Milutka, drapana dresówka (wiecie z takim świetnym meszkiem od spodu). Model z którejś Burdy z lekką modyfikacją, bo w oryginale jest krótki rękaw krojony razem z przodem, a potrzeba była dorobić długi. Poza tym szyło się lekko, łatwo i przyjemnie pomijając zgrzyt zębów z racji tego niedoścignionego rozmiaru. Właścicielka zadowolona, na drugi dzień pobiegła w niej do pracy, by przyprawiać o niestrawność zazdrosne koleżanki. Akcja przyprawiania koleżanek o wrzody przebiegła pomyślnie i zaowocowała kolejnym zamówieniem (ponownie w rozmiarze zupełnie nie dla ludzi).
Nie wytrzymałam i ja i też sobie taką uszyłam, tylko w odwrotnej konfiguracji. Tam gdzie tu szare u mnie czerwone itd. No i to był błąd, bo ja nie nosze roz. 38, więc te kieszenie zamiast dodawać uroku, dodają czegoś zupełnie innego. Machnęłam na to ręką, bo przeróbek wręcz organicznie nie cierpię i noszę ją sobie z wielką przyjemnością, bo ciepłe to i wygodne i mam gdzie schować chusteczki na ten mój permanentny katar.
Trzecia do kolekcji powstała taka oto kreacja.
Tym razem w rozmiarze, do którego mi zdecydowanie bliżej, równie ciepła jak poprzednie, ale chyba bardziej wyjściowa, jeśli można tak o dresówce powiedzieć.
Sukienek powstało ciut więcej, ale zanim zdążyłam sięgnąć po aparat zjawiała się zziębnięta klientka i zdzierała z Truposzki co tylko tam na niej wisiało, także...ten...więcej zdjęć nie mam :)
Na tapecie mam teraz piękny, flauszowy płaszcz. Oczywiście wisi na Truposzce i czeka sobie na odbiór, ale ja już jestem mądrzejsza i jutro skubańca obfocę, bo mi go znowu zabiorą i nie będzie się czym pochwalić.
A skoro już przemówiłam ludzkim głosem to skorzystam z okazji i złożę Wam życzenia z okazji Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Zatem życzę Wam tego, co sprawia Wam radość, przynosi satysfakcję i wywołuje uśmiech na twarzy. Życzę także tego, co powoduje, że chce się rano wstać a wieczorem z chęcią zasypia na myśl o tym co jutro.
Do miłego!
Oj Wiolu, Wiolu… jakże miło znowu Cię czytać :D Wiesz, że wręcz uwielbiam to Twoje pisanie ( uszyte rzeczy również, rzecz jasna ! ) Piękne "dresiaki"! A korzystając z okazji, że tutaj "wpadłam" na chwilkę - dziękuje za życzenia ( bo rozumiem, że dla mnie również są ;) ) i Tobie właściwie tego samego i jeszcze - żeby Cię plecuszki nie bolały ( bo ja wiem jaki to ból :/) WESOŁYCH ŚWIĄT!
OdpowiedzUsuńDzięki Gosiu! Mam nadzieję, ze dam radę pisać częściej :)
UsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam, nie dość że permanentny brak czasu to jeszcze nieobszycie siebie faktycznie karygodne...Ale warto, prawda? :-) No i tego się trzymamy. W tym nowym roku może się uda uszyć kilka rzeczy na siebie :-) Czego Tobie i sobie i wszystkim zapracowanym szyjącym życzę!
O rany, jak ja Cię dłuuuuuugo nie słyszałam. Normalnie wieki całe. Dzięki Dorotko za życzenia i szczerze ;polecam własny biznes :)
UsuńTa ostatnia o kroju żuczka jest fantastyczna
OdpowiedzUsuńŚwietnie wygląda na właścicielce, która ma figurę typowej gruszki, a ten żuczek fajnie to tuszuje :)
UsuńCudne te kiecki! To wspaniale, że marzyłas o pracowni i dopięłaś swego!!!!!!!!!!!!! Wspaniale! Ja marzę skrycie o pracowni, ale nie krawieckiej tylko coś łączącego plastykę z szyciem..... Ale jak zacząć? :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz, super szyjesz! Te dwie rzeczy musisz robić dalej!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ściskam serdecznie i również życzę Wesołych Świąt!
DZięki Ala za ten entuzjastyczny komentarz - mam nadzieję, że uda Ci się otworzyć swoją własną, wymarzoną pracownię (polecam dofinansowania z Urzędu Pracy jesli masz taka możliwość). A tak w ogóle to Twoje motto powinni brzmieć KOBIETY NA MOTORY - masz niesamowite hobby jak na "babę". Super!!!
UsuńWspaniale, że tak dobrze idzie Ci biznes, trzymam kciuki za następny jeszcze lepszy szyciowo rok!!! *^O^*~~~ Buziaki!
OdpowiedzUsuńDzięki, liczę że właśnie tak będzie, bo robienie "kariery" bardzo mi sie podoba :)
UsuńPierwsza i ostatnia wpadły mi w oko...pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńWiola uważaj nie przeforsuj zdrowia,ja mając zakład siedziałam w nim od 8 rano do wieczora że aż wylądowałam w szpitalu.
OdpowiedzUsuńNajgorsze są te rachunki,teraz to jest to dofinansowanie,ja musiałam brać kredyt.Po wyjściu ze szpitala okazało się że nie
mogę skorzystać z płatnego zwolnienia bo była przerwa w składkach więc się zdenerwowałam i zamknęłam zakład,robiłam tylko na opłaty w kieszeni zostawało bardzo mało.Tobie życzę jak najlepiej ,bardzo lubię czytać Twoje wisy czytając mam cały czas uśmiech na twarzy.Także brakowało mi Twojego zabawnego pisania a zarazem pogodnego.Pozdrawiam.
Głucho na blogu ale u Ciebie w pracowni nie! Widzę, że się działo sukienki są świetne! Pozdrawiam i dużo pomysłów i czasu w 2015 :)
OdpowiedzUsuńŚwietne sukienki, szukałam takiego bloga, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNiesamowite te projekty. No, jak mają takie cuda wychodzić z pracowni kosztem blogowanie to jestem jak najbardziej za. Ale nie ma co, pooglądam zdjęcia i wracam do pracy bo muszę napisać sporą pracę o tym jak wygląda wycena przedsiębiorstwa i nie mam zbyt wiele czasu na to już. no ale cóż trochę się obijałam to mam.
OdpowiedzUsuńFajne sukienki, szkoda, że tu tak cicho ostatni :)
OdpowiedzUsuńŚwietne sukieneczki :-)
OdpowiedzUsuńHalo Kobieto co tak zaginęłaś ?:)
OdpowiedzUsuń