Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2017

Kratka rządzi

Przez te kilka lat prowadzenia własnej pracowni zaobserwowałam ciekawą "ciekawostkę". Otóż są klientki (bardzo nie lubię tego słowa, ale nie wiem czym go zastąpić), które jednoznacznie kojarzą mi się z konkretnymi stylami czy epokami w modzie. Wchodzi taka do mnie a ja od razu wiem, że najchętniej ubrałabym ją w stylu empire, lat 50-tych czy w szalone hippisowskie fatałaszki. Najchętniej to rzuciłabym się na biedną delikwentkę i w try miga rozebrała do rosołu, by następnie odziać ją według mojego widzimisię. I na nic by się zdały jej lamenty. Po prostu wiem, że w tym wyglądałaby najlepiej.   Tak właśnie zareagowałam gdy zobaczyłam panienkę Dorotkę. I pewnie nie powinnam pisać "panienkę', bo to młoda, samodzielna kobieta, zarabiająca na własne utrzymanie, ale gdym ją ujrzała zobaczyłam angielską "miss" z lat 30-tych zeszłego wieku, żywcem wyjętą z powieści Agathy Christie. Oczami wyobraźni widziałam te wszystkie tweedy i inne wełny miękko ją otulające, te

Bluza do zadań specjalnych

Uszyłam bluzę, lnianą bluzę, dla pewnej przesympatycznej Asi, mamy dwóch skarbów i właścicielki kosmicznego pojazdu, który doczepia się do roweru i w tym kosmicznym pojeździe wozi się te skarby np. w celu zakupu chleba na kolację, bądź do krawcowej na przymiarkę. I w tej czarodziejskiej przyczepce dzieciom na głowę nie pada, słońce im za mocno nie świeci i mogą sobie grzecznie na mamę poczekać. Tzn. jedno grzecznie czeka, bo ma chyba ze dwa miesiące i głównie śpi a drugie woli jednak tę mamę pilnować, bo a nuż widelec wpadnie jej do głowy jakiś szalony pomysł i konieczna będzie szybka akcja ratunkowa. I skoro te dzieci mają taki superancki pojazd, to mama jako główny operator tej machinerii też musi mieć jakiś superancki uniform, żeby wstydu nie było jak po ten chleb będą jechać. I miała Asia taki mundurek, lniany, ukochany z którym nie jedno przeżyła ale niestety te przeżycia, choć zapewne bardzo miłe i romantyczne, mocno odcisnęły się na tej części garderoby i to tak bardzo,

Basia co nie chciała krótkiej

Jest sobota, godziny wieczorne, pobawiłam się w perfekcyjną pani domu (czyli zakupy, obiad, sprzątanie i inne pierdoły) i taka mię najszla refleksyja, że przecież od 5 lat mam bloga. Zapomniałam o nim okrutnie, bo patrząc na ostatni wpis minęło coś koło dwóch lat od mojej na nim aktywności, ale co tam. Blog jest mój i mogę se coś opublikować kiedy chcę, więc se publikuję :). Co więcej, przeniosłam firmę do "centrum" miasta (piszę w cudzysłowie bo miasto niewielkie a centrum jeszcze mniejsze, ale jednak centrum), mam klientów po kokardkę, więc i tematów do publikacji także w ilościach hurtowych. Także ten...wróćmy do Basi.   Zjawiła się u mnie pewnego wiosennego popołudnia i od progu pracowni wypaliła - mój syn się żeni, potrzebuję sukienki. No miód na moje uszy!. Od razu rzuciła na stół pakuneczek a w nim cudnej urody elegancka dzianina w kolorze cappucino ze złotymi cętkami. Teraz z kolei ja rzuciłam się na pakuneczek celem wymacania i wymiziania owej dzianiny i zakocha