Myślałam, że walczyć będę tylko z lodówką. O ja głupia gąska! Od tygodnia jestem sama (od pochwalenia się, jak to pięknie umiem szyć żakiet). Moja wiara w siebie wyprowadziła się ode mnie, rzucając na do widzenia, że nie zamierza wrócić, dopóki nie dojdę do ładu ze swoim życiem (czytaj - szyciem). Uwierzcie mi - to były bardzo trudne dni. Ale od początku.. A początkiem powinno być dokładne zmierzenie siebie, jak i wykroju, który mamy zamiar zamienić w coś niepowtarzalnego i powodującego zalew żółci u "przyjaciółeczek". Oczywista oczywistość, że zacytuję klasyka. A że coś jest oczywiste to się to pomija w planie dnia i efekt jest taki, że mamy pocięty materiał w te i we wte, a co najlepsze zszyty na tzw. amen. I teraz, jak się takie coś założy na organizm, to się okazuje, że na ten organizm to lepiej było tego nie szyć, lub - wracając do akapitu powyżej - ZMIERZYĆ WSZYSTKO ZE TRZY RAZY ! Bo co się okazało? A no to, że konstruktorzy ubrań znajdujący się na liśc