Czemu lodówka? Sprawa zaraz się wyjaśni.
Zapewne nie powiem nic odkrywczego mówiąc, że mamy jesień. Ha, to wiedzą wszyscy. A jak wiemy, po jesieni nadchodzi zima (no, ja dzisiaj normalnie robię za debila), a jak jest zimno - trzeba duużo jeść, bo jak się duuużo je to organizm ma z czego wyprodukować ciepełko, tak potrzebne do ogrzania skostniałego organizmu. To jest oczywiście moja, własna, sprawdzona przez lata teoria i żadni amerykańscy naukowcy jeszcze się do mnie nie zgłosili, więc niekoniecznie musicie mi wierzyć. Ale ja sobie wierzę, co więcej, stosuję się do mej teorii skrupulatnie, i jak tylko słupek termometru wskazuje trochę poniżej +15 stopni - zaczynam jeść. Najlepiej wchodzi mięcho, dużo mięcha i jeszcze więcej mięcha (na dobry poślizg posmarowany grubo majonezem). Ogrzewanie organizmu wyżej wymieniona metodą kończy się wraz z nastaniem wiosny i z nastaniem 4 kilo dodatkowej słoniny, rozłożonej to tu , to tam, w różnych niezamierzonych przeze mnie okolicach brzucha. Dlatego postanowiłam sobie co następuje:
1. Jeść całkowicie nie zaprzestanę, bo jeszcze nie ma takiego mądrego, co by tę metodę sprawdził i miał się dobrze, ale może zrezygnuję z tego towotu w postaci majonezu i już będę trochę do przodu.
2. Jak mnie ogarną dzikie żądze zjedzenia czegoś dodatkowego, czem prędzej zajmę ręce a tym samym głowę jakąś pożyteczną działalnością typu druty, szydełko, maszyna do szycia.
3. Zabronię chłopu kupować te wszystkie cuda w kolorowych papierkach i z zawartością cukru odpowiednią dla słonia (no dobra, może nie wszystko zabronię kupować, tylko to czego nie lubię, hihihi).
4. A poza tym zachowam umiar i zdrowy rozsądek (hahahahahahaha!)
Najłatwiej wprowadzić punkt 2 tej listy pobożnych życzeń, więc nie czekając zbyt długo (tzn. zanim dopadnie mnie śliniotok na widok majonezu, batonika, boczusiu wędzonego lub innej wysoko przetworzonej cholery) wyciągnęła byłam zapasy burdowe i trafiłam na takie piękne zdjęcie. A gdyż, ponieważ, bo, posiadłam swego czasu materiał w sam raz na jakieś coś w postaci żakietu, marynarki czy płaszczyka "zasiędłam" do maszyny, tym samym ratując się od śmierci z powodu przeżarcia, zaparcia bądź biegunki (jedyny minus - maszyna stoi w kuchni i jak na złe lodówka jest bliżej mnie niż w jakimkolwiek innym miejscu na tych moich 45 m kwadratowych).
A żeby szycie szło mi dłużej a tym samym miało także dłuższe działanie terapeutyczne, postanowiłam wszystkie etapy twórczej męki rzetelnie udokumentować. Zatem dziś część pierwsza bitwy między lodówką a maszyna do szycia...
Zacząć należy od wybrania wykroju (ja korzystam z sierpniowej Burdy (8/2012), model 137, co widać na załączonym zdjęciu.
W przypadku Burdy należy dodać zapas na szwy, ja dodaję 1 cm na szwy boczne i 4 cm na podłożenie dołu i rękawów
Jak już wszystko przerysujemy i wytniemy zaczynamy szycie.
Najpierw zszywamy szew środkowy pleców, następnie
doszywamy części boczne. Szwy rozprasowujemy. Ja szew środkowy
rozkładam, a boczne szwy zaprasowuję do góry, wcześniej nacinając na
wszelkich zaokrągleniach, tak aby nic nie ciągnęło i ładnie się
układało. Teraz można te boczne szwy przestębnować od strony wierzchniej
tak na szerokość stopki, co uczyniłam. Jeśli się zdecydujecie na takie
rozwiązanie, musicie pamiętać o tym zanim pozszywacie wszystko w całość.
Taką samą operację szycia , rozprasowania i stebnowania
po wierzchu przeprowadzamy na górnych częściach przodu (zapasy szwów
zaprasowane do góry)
Następnie zszywamy przód i tył na ramionach. Dwie części
pliski zszywamy i doszywamy do przodów i tyłu (zdjęcie po lewej).
Zapasy szwów prasujemy na pliskę, i tego szwa nie stebnujemy po
wierzchu. Do tak powstałej konstrukcji doszywamy dolne części przodów
(zdjęcia po prawej). Należy zauważyć, iż doszywaną część trzeba naciąć w
uwidocznionym tu miejscu, ostrożnie do samego szwa (szwu?), bo inaczej
nam się nic nie ułoży. Zapasy szwów zaprasowujemy do góry i stebnujemy
na frontowej stronie.
Tak wygląda przód, jeśli się było dokładnym i na chwilę zapomniało o zawartości lodówki cicho mruczącej w kuchennym kącie.
Dzisiejsza lekcja kończy się w tym miejscu. Na drugą zapraszam niedługo, a będziemy zszywać i wszywać rękawy, a także zajmiemy się odszyciem przodu.
Mam taką cichą nadzieję, że nie tylko ja walczę z lodówką w czasie tych jesienno-zimowych dni (a głównie wieczorów), a jeśli jest nas więcej to może moja metoda okaże się skuteczną terapią dla paru jeszcze innych lodówkowych szperaczy.
Oj, nie tylko Ty walczysz, moja lodówka jest całkiem głośno mrucząca, i chociaż maszyna do szycia stoi w innym pokoju, to kanapa, na której zalegam z drutami w ręku jest dużo bliżej kuchni. Jedyne co mnie ratuje, to fakt, że nie da się robić na drutach jedną ręką, więc nie ma wolnej łapy do sięgania po smakołyki! *^o^*
OdpowiedzUsuńPodoba mi się materiał, z którego szyjesz marynarkę. Czekam na kolejne etapy produkcji. *^o^*
No tak myslałam, że jest nas więcej :)))
UsuńA materiał dostałam od znajomej "pani sklepowej", ona go sprzedaje na zasłony, ale kto bogatemu zabroni uszyć z niego żakiet :)))
Tak, robótki to dobry sposób ;-) Mnie ratuje tylko jedno:NIE CZYTAĆ! Bo przy czytaniu bierze mnie taka chęć na jedzenie,że pochłonęłabym wszystko.A czytać niestety lubię bardzo. Dobrze,że chociaż podjadanie przed telewizorem mnie nie dotyczy, TV to dla mnie sprzęt doskonale zbędny.
OdpowiedzUsuńA tak, zapomniałabym o czytaniu. Ja też lubię pochrupać przy miłej lekturze, a że trudno czytać i dziergać na drutach, to sobie chrupię :))))
UsuńTrudno, ale SIĘ DA! Co prawda zdołałam opanować tylko gładkie prawe/gładkie lewe, a najlepiej coś w rodzaju ściągacza/ryżu zaplanowanego tak,żeby z każdego brzegu zaczynało się tak samo... I konieczne są do tego akcesoria w rodzaju podpórka, klamerki itp...Zarówno robótka jak i czytanie idzie wolniej,a ja właściwie zarzuciłam drutowanie dość dawno temu, ale potwierdzam,że jest to możliwe.
UsuńAle skoro umiesz prawe i lewe oczka to w zasadzie umiesz wiele, bo na tych dwu rodzajach oczek opierają się wszystkie wzory :)))
UsuńZa ciekawiły mnie natomiast te podporki i klamerki?
Czego używasz przy "drutowaniu" ? :))))
Mój sposób siedzenia przy robótkach, czytaniu, a nawet przy odrabianiu lekcji dawnymi czasy mnie przerósł ;-) Próbowałam to opisać, ale mnie talent literacki zawiódł;-) a bez tego możesz nie zrozumieć o co chodzi z podpórką. Klamerki to takie zwykłe spinacze do prania, albo takie czarne malarskie. Zapisuję sobie,że mam udzielić odpowiedzi obszernej i najlepiej obrazkowej w wersji wpisu na blogu.
UsuńNo to czekam z wypiekami na twarzy,bo temat mnie zaintrygował :))))
UsuńPrzyłączam się do walki :D Ja ostatnio to sobie po prostu kroję warzywa w paseczki i chrupię cały czas - całkiem niezły sposób na podjadanie.
OdpowiedzUsuńA ten komplet z burdy świetny jest! Dawno już do burdy nie zaglądałam - chyba trzeba zacząć znowu :) Ciekawa jestem bardzo efektu końcowego.
Ja może bym i kroiła te warzywa, ale z warzyw właśnie, to ja najbardziej lubię mięso w każdej postaci, więc pomysł upada, hahahaha! Zostaje mi tylko moja słaba silna wola :))
UsuńA ten numer Burdy jakoś przypadł mi do gustu, możliwe, że skuszę się jeszcze na coś.
Sama też jetem ciekawa jak wyjdzie mi ta moja pierwsza żakieto-marynarka.
hahaha! Mój tata mawia,że ziemniaki najbardziej lubi pod postacią schabowego (babcia gotowała łupiny z ziemniaków świnkom)
UsuńTo widzę, że ja z Twoim Tatą dogadałabym sie w sprawach kulinarnych bez żadnych komplikacji :)
UsuńCzekam z niecierpliwością na dalszą część :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że sprostam oczekiwaniom, bo przede mną ta trudniejsza część projektu, czyli rękawy, odszycie no i podszewka (tej boję się najbardziej). Ale pokażę wszystko, nawet jeśli nie wyjdzie, bo może coś skorzystam z rad innych, bardziej zaawansowanych szyciowo :)
UsuńAż mi się lżej na sercu zrobiło, że nie ja jedyna kobieta tak jeść mięso uwielbiam. "Dzień bez mięsa jest dniem straconym" - wyznaję :P O słodkościach nie wspominam...
OdpowiedzUsuńNa skrojoną i częściowo poszytą marynarkę patrzę - przyznaję się - z ogromną zazdrością, bo mi czasu brak zupełnie na takie 'luksusy' jak szycie :/ Ale mam chociaż cel w tym co zajmuje mi większość czasu - zakończyć powodzeniem najbliższe dwa semestry i w wakacje kontynuować spełnianie moich szyciowych marzeń, może i o jakąś pierwszą marynarkę się kiedyś pokuszę ;-)
Pozdrawiam cieplutko :)
W sprawie mięsa czuj się rozgrzeszoną:)))) Ale Twoja uwaga o przełożeniu krawieckich planów aż do wakacji trochę mnie zaniepokoiła, bo już i tak się niepokoiłam, że nic nowego nie pokazałaś, a Ty mówisz, że dopiero w lecie zajmiesz się szyciem. Może jednak uda Ci się "wyrwać" choć parę chwil na maszynę?
UsuńParę chwil - z pewnością. Na razie znalazłam parę chwil na planowanie i jestem nieco do przodu :) Chyba trochę tragizuję, bo to początek roku akademickiego jest najbardziej absorbujący, a potem już jakoś leci i da się robić coś "w międzyczasie". Ale jak chodzi o jakieś większe wyzwania to one naprawdę muszą zaczekać na jakieś dłuższe wolne.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą - nawet nie wiesz, jak mnie ucieszyło słowo "zaniepokojona" w Twojej odpowiedzi, w końcu "siedzę" w blogowaniu od niedawna (w takim porządniejszym szyciu właściwie też) i nie spodziewam się po innych jakiegoś specjalnego zainteresowania moją twórczością. Więc dziękuję, bardzo mi miło i postaram się poprawić :)
Zuziu moja droga! Jetem "zaniepokojona", bo jak na tak młodą osobę (przepraszam za wytykanie paluchem wieku) radzisz sobie całkiem zgrabnie z tym sprzętem zwanym maszyną i szkoda byłoby nie wykorzystać tych umiejętności w szerszym stopniu. A co do trwania twej blogowej kariery. No cóż, ja sama mam tu niewielkie doświadczenie, ale szyję zdecydowanie dłużej. Także, uszy do góry i do maszyny :))))
Usuńszwu, tak mi się wydaje.
OdpowiedzUsuńNo i czekam na ciąg dalszy bo mam gacie co na tej pani są i o marynarce też myślałam.
Miałam pominąć Twoje cudne pisanie, ale nie mogę jednak. Powiedz mi proszę Ty to tak wszytko od kopa piszesz. czy choć troszkę myślisz przed pisaniem postu?? Powiedz że trzy dni myślisz, bo ja jestem załamana, bo jak tak nie umiem i nawet przeczytane książki w ilościach nieprzyzwoicie dużych mi nie pomagają.
Tak cudnie wesoło się robi po poście u Ciebie.
Buziole
No właśnie sama nie wiem jak z tym szwem jest, więc zamieściłam dwie wersje do wyboru :))
UsuńA ja tak trochę przekornie wzięłam się za tę marynarkę, obejrzywszy sobie uprzednio dokładnie Twoje spodnie i doszedłszy do wniosku, że ten żakiecik wcale, wcale...
Hmmm, co do pisania? Miałam grzecznie przytaknąć, że oczywiście obmyślam przez parę dni, to co mam zamiar umieścić, ale prawda niestety jest taka, że siadam do kompa i walę w klawiaturę bez opamiętania i specjalnego zastanowienia (zresztą nawet mój Szanowny Małżonek, po odczytaniu na głos Twojego komentarza - a co!- stwierdził, że odkąd wyszłam za mąż to nie myślę), więc nie mam pojęcia co odpowiedzieć, żeby obie strony były ustatysfakcjonowane :))))))
wiecie co DZIEWCZYNY?- Wy obie super piszecie - ja to doła łapię jak Was czytam! sama chciałabym pisać więcej i coś w głowie sobie układam i zbiera mi się tego tyle, a potem siadam przed kompem i pustka i blokada :( jakoś nie mogę się otworzyć :( czy to minie?
UsuńA tak w ogóle to super wzór na tej tkaninie i już nie mogę się doczekać gotowego żakietu!
Libeelula słonko, dzięki za miłe słowa ,tylko nie łap już więcej doła (ale poleciałam teraz rymem częstochowskim).Jeśli chodzi o pisanie to zawsze miałam tzw. lekkie pióro (przykładem moje szkolne wypracowania na 8-10 stron pisane o niczym), ale zauważyłam pewna regułę. Im mniej się zastanawiam nad tym jak napisać i co napisać tym lepiej mi wychodzi.
UsuńA materiał rzeczywiście fajny, choć zasłonowy. Ten deseń na nim jest wypukły i flokowany (tzn. pokryty takim meszkiem, przypominającymm welur), mam nadzieję, że się sprawdzi
:) no to muszę się zastosować .. :)
Usuń:*
Do Libeeluli i innych osób, które "nie potrafią pisać": Zwykle tak jest,że jednym słowa płyną "spod pióra", a innym płyną z ust. Gdzieś widziałam taką poradę: spróbuj nagrać to,co chcesz napisać, na dyktafon.Choćby w serii kilku nagrań "ku pamięci". Potem odtwórz i spisz.I odwagi!A dyktafon teraz już chyba każdy ma w telefonie ;-)
UsuńŚwięte słowa piszesz. Mnie rzeczywiście łatwiej wychodzi pisanie, niż mówienie. W sumie uchodzę za osobę raczej małomówną :))) Ale jak już piszę...no to nie ma przebacz. Po prostu słowotok :)
Usuńaaahahahahahaa osoba małomówna :D
Usuńmam dokładnie to samo... raczej słucham i przytakuję, a jak przychodzi do pisania posta, to muszę się hamować, żebyście powieści w każdym poście nie musiały czytać ;P
Nie wspomnę o moich komentarzach... zresztą sami zobaczcie... kiedy na nie patrzę, to mam wrażenie, że jestem niemiłosierną gadułą... a przecież ja głównie milczę w życiu :D
Nigdy nie miałam w szkole lekkiego pióra... musiałam się nieźle nagłówkować, żeby coś wypłodzić na temat, bo ja nie na temat nie potrafię lać wody ^^
Moja rada jest taka, przynajmniej ja ją stosuję, że kiedy siadam do pisania, to piszę tak, jakbym chciała coś opowiedzieć dobrej znajomej, czy siostrze. Nie traktuję czytelników jak obcych osób... po prostu piszę jak do swoich i jakoś mi to idzie :)
Zawsze jest ten strach, że ktoś skrytykuje, wyśmieje... ale w sumie taka jestem, to co mam na siłę udawać kogoś innego? W końcu bym się zmęczyła, a tak, to zawsze czuję przyjemność z pisania i "spotykania" się z moimi obserwatorami :))
no... to walnęłam jak zwykle ;P
UsuńMoże to wszystkie Wiole tak mają, hihihi.
UsuńA co do umieszczania przez Ciebie długich komentarzy, to ja je bardzo lubię, bo to tak jakbyśmy sobie pogadały przy kawce, niby zaczynamy o ciuchach a kończymy na analizie rynków finansowych (cokolwiek to u lich znaczy :). Prowadzę bloga między innymi po to, żeby poznać inne takie pasjonatki jak ja (na razie poznajemy się wirtualnie, ale kto wie kiedy i gdzie zobaczymy się osobiście)i też jak siadam do kompa to wyobrażam sobie, że opowiadam o tych moich trudach szwalniczych jakiejś mojej znajomej. I tak mi się dobrze pisze, że czasami szkoda kończyć, właśnie jak teraz :)))
i ja to w komentarzach zawsze lubię... dyskusję psiapsiół przy kawce :D
UsuńOOOO, to dobry pomysł. Niestety nie sprawdza się w przypadku początkujących.
OdpowiedzUsuńJa dopiero uczę się szycia i przy pierwszej spódnicy, mam do sprucia oba szwy boczne i coś czuję, że jednak wygra lodówka. Niestety szlag, który mnie z tego powodu trafił prowadzi mnie prostą drogą do lodówki. Masakra.
Wrrrrrrrr ... kiedy ja się tego wszystkiego nauczę... w dodatku sama... bez pomocy... z lodówką za plecami, bo moje najlepsze miejsce do szycia to też kuchnia....
Pozdrawiam i podziwiam
Nie martw się, on się nie sprawdza i w przypadku szyjących z dłuższym stażem :)))))
UsuńLodówka - nasza pocieszycielka - jest zawsze na służbie i w gotowości :))))
niestety wygrywa lodówka ... ;/
OdpowiedzUsuńJa się tak mądrzę i mądrzę na ten temat, ale przegrywam w tej walce notorycznie. Czuj się rozgrzeszona :)))
UsuńTą samą zasadę wyznaję, bo ja zmarzlak przeokrutny jestem :(
OdpowiedzUsuńCo prawda jak coś robię, to mogę nie myśleć o jedzeniu cały dzień nawet, ale słodkości... ^^
No i w obwodzie też by mi się zdało co nieco zgubić ;)
No i masz... z powodu lodówki całkiem zapomniałam o prawdziwym komentarzu, a później mnie Felix-skoczek przestworzy wywołał z TVN24, ale już jestem i nadrabiam :)
UsuńŻakiet zapowiada się pięknie, a ja taką lekcję chłonę z ogromną ciekawością, bo dla mnie to kosmos, więc każdy odcinek z etapu szycia obejrzę dokładnie. Tego możesz być pewna :)
Ogromnie dziękuję za zdjęcia i opisy :))))
Taaa, lodówka może zasłonić cały świat :)
UsuńCo do żakietu to mam nadzieję, iż jutro (jeśli nie będę miała zbyt dużo klientek na masaż), ewentualnie pojutrze, objawi się nam w pełnej krasie Pani Marynarka Wojenna (wojenna, bo parę bitew musiałam stoczyć, ale o tym szerzej będzie w poście)
No i mam nadzieję, że na oglądaniu Twoim się nie skończy, bo przecież musisz kiedyś się przełamać i pokazać maszynie kto tu rządzi :)))
masaż!!!!! masnij mi kark... ja tak cierpię ostatnio z jego powodu :D
UsuńMuszę się przełamać... wiem. Uwierz mi, że się zbieram i jakoś zebrać nie mogę... ciągle coś ^^
No to uwaga, przysuń się do monitora, o tak właśnie i teraz usiądź przez chwilę nieruchomo, taaak, dobrze. Rozluźnij barki, dooobrze, i teraz masuję...
Usuń...i jak ...
lepiej?....:)))
lepiej! :)***
UsuńNie ma to jak Wiolka! :D
:)))))))
UsuńTo nas uraczyłaś niezłą ilościa zdjęc,a żakiet zapowiada się smakowicie ;) Mi w mojej wojnie z lodówką rwniez pomaga maszyna,a jak już wszystko uszyte to wtedy do akcji wkracza pupil i ciągnie za nogawkę na spacer i nie ma czasu na podjadanie :))) I takim sposoben ostatnio zamiast przytyć schudłam :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę, w takim razie, posiadania szczekającego stróża lodówki:))) Niestety moje czworonożne stworzenia (oprócz psa mam jeszcze wiekową kocicę) wyznają tę samą zasadę co ja - najeść się do syta i pospać gdzieś w cieplym kącie :)) I w ten sposób lodówka króluje :)))
OdpowiedzUsuńA żakiet już się "wykańcza", ja wraz z nim, więc dzisiaj objawimy się oboje.
Jak ja Wam zazdroszczę tego, że umiecie szyć. Ja nawet krawcowej nie jestem w stanie znależć, a tyle fajnych materiałów wszędzie widzę. Buuuuuu.
OdpowiedzUsuńDroga Anonimowa Komentatorko! Radzę "czem prędzej" nabyć maszynę do szycia (lub wyciągnąć z przepastnych czeluści składzika czy piwnicy) i spróbować uszyć cokolwiek (może być na początek poszewka na poduszkę). Szyjących jest takie mnóstwo w necie, że jeśli będziesz miała problemy to znajdzie się tyle osób do pomocy, że nie będziesz wiedziała z czyjej pomocy skorzystać ( ja sama deklaruję chęc pomocy jako pierwsza). Uwierz mi, że nic tak nie poprawia humoru jak własnoręcznie uszyta garderoba (nawet, jeśli to będzie na początek najprostsza rzecz na świecie). Odwagi - to naprawdę jest do ogarnięcia :)))!!!!
Usuń