Przejdź do głównej zawartości

Łoj, jak mi się nie chce...




...szyć, drutować, szydełkować i inne  " ać".
Ptaszki śpiewają jak głupie, kłócą się o te tłuste dżdżownice jak, nie przymierzając, baby w lumpeksiee o co lepsze szmatki. Krety wywaliły mi na podwórku kompleks azteckich piramid schodkowych i nawet nie muszę wyjeżdżać do Meksyku, żeby sobie te cuda architektury pooglądać. Śnieg dawno stopniał, a spod niego wylazło całe zeszłoroczne zło w postaci liści, których nie chciało mi się jesienią zgrabić, za to teraz skrobałam je wręcz na kolanach, bo jakość dziwnie połączyły się z Matką-Ziemią i nijak grabiem nie można było tego ruszyć. Pewnie za karę, że i trawa przed sezonem zimowym nie była traktowana kosiarką, bo z kolei Ślubnemu się nie chciało.

Nie chciało mi się jeszcze siedzieć w domu, więc wykorzystałam fakt kolejnych urodzin Szanownego Małżonka i zaciągnęłam rzeczonego na kabaret. Ciągle mi powtarza, że on ze mną ma niezły kabaret, no to mu udowodniłam, że nie ma racji, bo chłopaki z Kabaretu Młodych Panów pokazali pełną profeskę i mógł się wreszcie przekonać, że robić ten rodzaj sztuki estradowej wcale nie jest łatwo i ja na pewno takich atrakcji mu w domu nie zapewnię. Oboje wyszliśmy zadowoleni (choć przyjemność do najtańszych nie należała), ja - bo miałam okazję zabłysnąć nową bluzką oraz przekonać się, że oprócz mnie, Ślubnego, naszego psa i kota są na świecie jeszcze inne żywe istoty i to w dodatku rozumne, Szanowny - bo miał z głowy na co najmniej pół roku, moje jęki i stęki, że "my to nigdzie nie chodzimy" ("niechodzenie" odnosi się w tym przypadku do imprez, za które należy uiścić opłatę, bo bywanie na darmowych atrakcjach nie wlicza się do "chodzenia").



Stylizacja na tę "kurturarną" imprezę chyba mi się udała, sądząc po tym, iż w pewnym momencie Szanowny Małżonek szepnął mi teatralnym szeptem - wyglądasz jak papuga - co miało oznaczać, że się wybitnie odznaczam na widowni od szaro-beżowego tła, czyli reszty publiczności. A nie, skłamałabym, była jeszcze jedna Pani, która miała na sobie błękitną koszulę, ale powiedzmy sobie szczerze - pastelowy błękitny to nie jest jakiś bardzo oczobitny kolor :) Jednym słowem kwitłam tam jak wiosenna rabatka w pierwszym rzędzie na środkowym siedzeniu.

A co do samej sprawczyni tego zamieszania to powstała z kwiecistego materiału zakupionego z pół roku temu w lumpeksie w ilościach hurtowych i po strasznej taniości i zostało jej jeszcze na jakiś letni topik, więc pewnie się nam kiedyś ukaże ponownie.




 No, to....to jeszcze nie jest bluzka....




 
 ...o tu już ją trochę widać razem z moimi nogami, które aż wołają o wizytę u ortopedy, bo stoją w jakiejś dziwnej konfiguracji






 ..tu jakby się już prostowały..


 


 ...choć z prawą dzieje się jednak coś niepokojącego...






 ...ewidentnie prawa odstaje!


Z racji tego, że nie chciało mi się szyć tunika ma fason najprostszy na świecie, dekolt i rękawy odszyte lamówką, dół wąsko przestębnowany. Luzu akurat tyle, że zmieści się parę kiełbasek z grilla a może i z jeden browarek. Wszak sezon na spaleniznę mamy zamiar zacząć już niedługo, więc będzie jak znalazł. A jeśli nastanie w końcu letnia pogoda (choć nic na to nie wskazuje), to mogę sobie w niej biegać po domowych pieleszach, bez zakładania pod spód żadnych portek, bo długość ma z tych bardziej przyjaznych.

A wracając do tego, że dziś też mi się nie chciało, to wybraliśmy się z Szanownym na Dzień Ziemi organizowany przez Nadleśnictwo Łochów, a które to Nadleśnictwo mieści się ze 200m od naszego domu, więc wstyd byłoby nie iść, bo już bliżej imprezy mieć nie będziemy. I na tym pikniku naoglądaliśmy się cudów-dziwów-niewidów w postaci pana i pani na szczudłach, lokalnych twórców mniej lub bardziej ludowych, nakupiliśmy serów własnej roboty, pogadaliśmy ze znajomymi i wróciliśmy do domu na obiadek. Bluzka też się sprawdziła a oprócz niej i płaszcz, bo gdyby nie to, że mnie widać z kilometra to niechybnie mój Szanowny by mnie zgubił w tym szaro-burym tłumie wciąż coś jedzącym, pijącym bądź szukającym swoich pociech,
A tak - szczęśliwie i w całości wróciliśmy w domowe pielesze, ku uciesze psa i zdążyliśmy jeszcze machnąć tę kwiecisto-ortopedyczną sesję wśród drzew i ptasich treli.

Zatem, moje drogie, ponieważ nadal mi się nie chce - idę zalec na kanapie i poczekać na jakieś natchnienie, bo jak tak dalej pójdzie to zmienię tematykę bloga z "co uszyłam" na "co bym uszyła gdyby mi się chciało" :))

Komentarze

  1. Taaa... wszystkie czekałyśmy na wiosnę, a jak już w końcu dopełzła to nic się nie chce :)
    Bluzka faktycznie... wyróżnia się w tłumie (ba... nawet w lesie ;) ale do intensywności kamizelki odblaskowej robotników drogowych ciągle jej daleko, więc noś ją śmiało.
    To ja dołączam do klubu kanapowców z kolejną porcją odcinków Mad Mena i tabletek od bólu głowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się chyba fachowo nazywa przesilenie wiosenne, choc nie sądziłam, że mnie dopadnie - przeciez tak czekałam na to słońce i tę wiosnę.

      Zaleganie na kanapie polecam, ba - powiem więcej - zalecam nawet krótka drzemkę. Właśnie z takiej drzemki wstałam i czuję się jak nowonarodzona (zastanawiam sie tylko, co będę w nocy robiła :))

      Usuń
    2. Zawsze mozesz rzucic sie na maszyne do szycia noca :)
      Moje krotkie drzemki koncza sie tym, ze budze sie rano, wzglednie w srodku nocy z odcisnieta ksiazka na twarzy.
      U mnie to przesilenie wiosenne jest wielosezonowe ;) W ramach godzenia delektowania sie wiosna i szyciem rozwazalam mozliwosc wyniesienia maszyny na taras do ogrodka. Tylko nie wiem co sasiedzi na to :D

      Usuń
    3. No to myślimy o tym samym, bo ja też już dumałam jakby tu zagospodarować ogrodowy stół na potrzeby krawieckie. I pewnie dziś wylądowałabym z maszyną na dworzu, ale za bardzo wiało i to mnie zniechęciło. No i jeszcze mam ten plus, że sąsiedzi daleko i nikomu by nie przeszkadzało :)))

      Usuń
    4. Ja mam zadaszony taras tuż przed domem więc nie świeciłoby za mocno i nie wiało. Inaczej to sobie nie wyobrażam szyć w ciemnych okularach :D Może jednak poczekam aż temperatury jednak wzrosną, bo 15 stopni w południe i zero rano to ciągle za mało jak na moje potrzeby.

      Usuń
  2. Cudnie wyglądasz, promieniście. Bluzka mi sie bardzo podoba, no i fajnie się komponuje z płaszczykiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DZięki, a co do płaszcza to aparat nie oddał jego rzeczywistego koloru. W realu jest jeszcze bardziej zielony, nie żadne pastele a piękna oczobitna soczysta zieleń :)

      Usuń
  3. Ech, żeby mnie się tak nie chciało jak Tobie się nie chce!... Akurat mam rozgrzebaną jedną bluzkę z podobnie kwiecistej materii, i chyba niewiele jej brakuje do końca, o ile pamiętam... *^-^*
    Bardzo dobrze, że uszyłaś sobie taką kwietną tunikę, nie ma nic gorszego niż szaro-beżowa masa, a w wolny dzień, na imprezie "wyjściowej" to już zupełnie nie rozumiem! Do twarzy Ci w tej łące, radośnie i słonecznie. *^v^*~~~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bluzkę masz rozgrzebaną, ale skończyłaś sweterek i powiem Ci, że na zdjęciach to już wyglądasz jakby było lato!

      Polacy uwielbiają te wszystkie bure i sine kolory, nie wiem czemu - bo bezpieczne? No to ja oczywiście na przekór jak ta papuga wśród szpaków, przynajmniej się nie zgubię :)

      Usuń
    2. przypomniała mi się pewna "modlitwa" : "Panie Boże spraw, żeby mi się tak chciało jak mi się nie chce" :D

      Usuń
    3. Racja - jakby mi sie tak chciało jak mi się nie chce - to pewnie otworzyłabym stoisku z tymi moimi wytworami, tyle by tego było :))))

      Usuń
  4. Kolory jak najbardziej są wskazane!!!!! Wczoraj rano wyszłam do sklepu i patrzę a na przystanku stoi kilka osób, w tym cztery dziewczyny ubrane NIEMAL IDENTYCZNIE w beżowe kurtki i czarne spodnie. Jakie to bezpieczne połączenie. No i mogły robić za czworaczki;))) W tuniko-sukience [jestem za sukienką:D] wyglądasz bardzo radośnie, i tylko kolory noś!:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie - jak się ktoś nie odezwie to i znajomego nie poznasz, wszyscy tacy sami :)

      Owszem, są okazje, przy których nie wypada się wypstrokacić, ale w niedzielę, w takie słońce, na imprezę plenerową - toż aż się prosi :)))

      Usuń
  5. tęskniłam za Tobą :P - przez kilka ostatnich dni zaglądałam i nic...
    Tunika jest bardzo fajna, a z Twoimi nogami to śmigałabym w niej jako w sukience - po co Ci te galoty pod nią ;)

    "co bym uszyla gdyby mi się chciało" - dobre,
    ja zaczynam lenia przeganiać, ale listy rzeczy do uszycia niebezpiecznie mi się wydłużają - a taki mam piękny plan pozbycia się większości tkanin za składu przed przeprowadzką...

    Buziaki

    PS: my też nigdzie nie chodzimy (kino się nie liczy, bo mamy karnety i kino kilka kroków od domu), wypadałoby jakiejś "kurtury" zażyć - np. do opery się wybrać:D - kilka kroków dalej, a nigdy tam nie byłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gacku kochany - jak to miło słyszeć, że za mną tęskniłaś - dziękuję Ci :)))Normalnie się wzruszyłam :)))

      Co do galotów pod kiecką, to dziś były mi niezbędne, bo wiał u nas "wiater" i jakby nie było tych portek, to byłoby widać te gacie barchanowe, co to je sobie przywdziewam na mój zgrabny tyłek :)))Latem na pewno będę śmigać "saute" (chyba tak się to pisze) :))

      A z tą kulturą to już tak jest, że im bliżej do niej tym rzadziej się z niej korzysta. Na kabaret jechałam 20 km, bo jakby to było w Łochowie to pewni nie chciałoby mi się iść, a tak - cała wyprawa (i umalować się trzeba i ładnie ubrać :)))

      A przeprowadzka to gdzie, czyżby do kraju ojczystego?

      Usuń
    2. Nie, tylko poza Brukselę... mam już trochę dość tych brudnych ulic i bezdomnych Polaków siedzących na chodnikach... no i mieszkania na podaszu - zawsze chciałam, bo "tak ładnie", otwartej przestrzeni mi się zachciało, a trzeciego roku z rzędu "konać" od upałów nie chcę:)

      A "free motion" to te pętelki, czy esy-floresy, w których specjalizuje się Bezdomna Szafa:)

      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Taaa, mieszkanie na poddaszu wygląda bardzo romantycznie, ale na filmach jedynie. Bardzo nie praktyczne rozwiązanie. Popieram zatem pomysł przeprowadzki :)))

      A z tym "free motion" to tak podejrzewałam, że Wiolka trochę maczała w tym palce, bo ciągle mam przed oczami te jej zarąbiste muffinki :)))

      Usuń
  6. I dobrze, że się wyróżniałaś! Tak trzeba, bo wiosna jest! Świetne kwiaty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiosna, wiosna - a że tego koloru jeszcze w przyrodzie brak, a nie każdy może pojechać na Kretę (tu zazdrość moja sięga właśnie zenitu :)), to choc na grzbiet coś wesołego:))

      Usuń
  7. ale wiosenna sukieneczka ;)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. A wiesz,że mi się też nie chce :D poczułam ciepełko,promyki słońca i ostatnio wolałam wybywać z domu jak miałam wolne od pracy niż siedzieć i szyć...Super wiosenna stylizacja,tunika jest w pięknych kolorkach sama poluje na coś w kwiecistym wydaniu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, wszystko przez to słońce!
      Jak go nie było to sie nie chciało, bo ciemno, szaro i ponuro i wszystko do d..y.
      A jak jest to się nie chce, bo by sobie poleżał na trawce, posłuchał ptaszków, poopalał bladą gębę :))
      I któż dogodzi kobiecie:))))

      Usuń
  9. no w końcu :)
    trafiłam na ten blog, kiedy szukałam wskazówek dotyczących szycia i zostałam.
    świetne teksty, autoironia na najwyższym poziomie, więc w trakcie czytania uśmiech nie schodzi z twarzy :)
    musiałam się nieźle naczekać na kolejny wpis, więc moja prośba- jeżeli na szycie nie ma weny, to pisz Kobieto, pisz! :)
    pozdrawiam i gratuluję
    Justyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komplementy Justynko!
      Przepraszam, że tak Cię przetrzymałam, ale to przez to wiosenne lenistwo, które mnie dopadło i nie chce puścić. Nic, tylko bym sie opalała, słuchała ptaszków, no i ewentualnie jadła cos dobrego :))))

      Obiecuję poprawę :)))

      Usuń
  10. Tunika super, muszę coś takiego sobie sprawić, coby mi moje tłuszczyki pozakrywało. Kwiaty na niej tak optymistyczne, ze żyć się chce.
    Zamiast Krety masz kreta w ogrodzie, gdzie Ty znajdziesz na Krecie architekturę Meksyku, tu masz na miejscu.
    Pozazdrościć "kurtrurarnej" rozrywki, u mnie najbliższa "kurtura" za płotem w wersji wybitnie "łacińskokuchennej", a do "kurtury wysokich lotów "ok 100 km. Ech.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tunika to jest to! Szybka sprawa i do wielu okazji pasuje:)

      Ja na szczęście kuchennej łaciny nie muszę słuchać ilekroć wyjdę na podwórko, ale do stępu do tzw. "wyższej kultury" też nie mam za dobrego. Pozostaje korzystać z tego co jest - kabaret, jarmark, festyn ludowy :)))
      Dobry rydz niż nic :))

      A swoją drogą Dominiko - to Ty chyba z okolic Lublina jesteś? Bo jeśli tak to polecam jarmark, który odbywa się co roku na Starym Mieście, gdzieś w okolicach sierpnia chyba. Byliśmy tam dwa razy i dwa razy było bardzo sympatycznie. Mnóstwo atrakcji łącznie ze spaleniem wioski i rycerskimi pojedynkami :))Kto wie, może w tym roku skusimy się po raz trzeci :)

      Usuń
    2. A, nie, okolice Kielc. Atrakcje zaczynają się tutaj w okresie dożynkowym. Trochę ciężko przyzwyczaić się do takich ograniczeń, bo wcześniej mieszkałam w Krakowie. Ale teraz to daleko...

      Usuń
    3. To Ty stary krakus jesteś, a właściwie to krakuska :)
      No to Ci się nie dziwię, że tęsknisz za kulturą, w końcu jak się wyjechało z polskiej stolicy kultury na łono natury, to można czasem ześwirować :)))
      Radzę z dobrego serca czem prędzej przeczytać choćby i najlichsze romansidło, bo tak zupełnie beż "kurtury" to się nie da długo pociągnąć :)))

      Usuń
    4. Czytam na szczęście całkiem sporo, co wzbudza w okolicy powszechne zgorszenie. Ale na początku mnie uprzedzili, ze zawsze będę tu obca i takoż traktują- jak ciekawe zwierzę w zoo.

      Usuń
  11. Pięknie i kolorowo Wyglądałaś w tej tunice, za tą ,,papugę" to Twój ślubny powinien oberwać :D powinien powiedzieć ,,jak rajski ptak" czy jakoś tak pięknie! ha ha. Wiola wróć! do nas szyjących :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki!
      A co do papugi, to mój mąż powiedział to z najwyższym uznaniem dla moich talentów, więc nie mam mu za złe, że nie wspomniał o rajskim ptaku. To jest dobre stworzenie Boże i zawsze komplementuje to co uszyję, nawet jeśli ja nie jestem z tego zadowolona, więc jak tu się na niego gniewać :)))
      No i powoli wracam do żywych szyjących :)))

      Usuń
    2. Taki chłop to skarb!!!!!Pozdrów Go :) Taki chłop powinien być przykładem dla wszystkich chłopów szyjących bab !!!!

      Usuń
  12. hihi no jeszcze możecie mieć w swoim ogródku imprezę - a to niewątpliwie byłoby bliżej :D Ciebie to naprawdę miło się ogląda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, zawsze można odwalić jakiegoś grilla w ogródku :))
      Blisko, można sobie chlapnąć co nieco i łazienka na miejscu :))))

      Usuń
  13. piękna tunika! i te kolory, mmmm
    patrząc na nią - mnie się już "zachciało" :D a lista zaległosci długa...

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozczochrana fryzurko - Ty masz zaległości na dobrych parę miesięcy, więc do roboty mościa panno (panno - póki co!), bo już ostrzę sobie na Ciebie pazurki :)))

      Usuń
  14. Czytanie Ciebie, to chwila relaksu :-) Z całą przyjemnością to robię, choć rzadko, bo nie ogarniam nadmiaru zajęć jakoś :-( Właśnie taką tuniczkę bym sobie też uszyła, ino u mnie zdolności takowych nie ma, żeby tak raz ciach ... Wspaniała Babeczka z Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
  15. świetny płaszczyk !:) ma cudowny wiosenny kolorek!

    OdpowiedzUsuń
  16. Macie jakiś cudowny sposób na krety? Jeszcze jesienią nas krecik cieszył, ale teraz już przesadza. Podoba mi się płaszczyk, kiecuszka podoba mi się tylko w kwestii kroju, bo ja mimo mojej miłości do kwiatów, nie kocham kwiatów na białym tle.

    I w ogóle to mam podobnie, tylko z innych przyczyn. Też NIC nie szyję, ale bardzo mi się chce. Oni mnie w domu terroryzują i nie dają.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ależ energetycznie!! Zapraszam po wyróżnienie:). Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  18. Trzeba przyznać że tunika dodaje energii, co zresztą widać na zdjęciach♥

    OdpowiedzUsuń
  19. Napisałam komentarz ale gdzieś zginął,więc piszę jeszcze raz. Uwielbiam takie kolorowe ciuszki,a w kwiatki jeszcze bardziej. Tunika piekna i w sam raz na przywitanie wiosny :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Szablon bluzki podstawowej - część III

No i się doczekałyście części trzeciej i ostatniej w temacie tworzenia szablonu na bluzkę według własnych wymiarów. W części pierwszej i w części drugiej otrzymałyśmy taką postać naszego schematu.  Dzisiaj "wykończymy"  ją, zanim ona nas wykończy i otrzymamy takie cudo. Zatem linijki w dłoń! Aby dopasować bluzkę w talii musimy narysować zaszewki tyłu i przodu Zaczniemy od tyłu. Do tego potrzebny nam jest właściwy obwód talii wynikający z wyliczenia   [  (1/2 obwodu talii + 3 cm ) : 2 ] - 1 cm   (cyfra 3 nie bez przyczyny jest czerwona, a cyfra 1 niebieska  zaraz się to wyjaśni) Wiem, wiem - czarna magia, kupa nawiasów i cyferek. Już pomagam :)  Załóżmy, że obwód naszej talii wynosi 72 cm (boże, kiedy ja tyle miałam w pasie). Połowa to 36 jak w pysk strzelił. 36 cm + 3 cm = 39 cm 39 cm :2 = 19,5 cm 19,5 cm - 1 cm = 18,5 - właściwy obwód talii tyłu według wzoru Teraz mierzymy na naszym schemacie długość odcinka 2-44

Robimy schemat bluzki bazowej - część I

 Tak, tak, moje kochane. Dziś się "naumiemy" jak zrobić siatkę konstrukcyjną pod naszą wymarzoną bluzkę, która będzie na nas leżała idealnie. A ponieważ materiał jest dość obszerny i dużo  w nim cyferek   to podzieliłam go na kilka części, by Was nie zmęczyć wiedzą i nie zniechęcić na dzień dobry (poza tym chce się dłużej  upajać rolą belferki). Robota w zasadzie prosta, wymagająca jedynie odrobinę czasu i kilku przyrządów. Zaczynajmy więc. Aby cieszyć się jak głupi do sera z własnoręcznie wykonanej formy w/g własnych wymiarów należy te wymiary zdjąć. I tu nie ma przebacz. Nie oszukujemy, nie wciągamy brzucha do granic jego wytrzymałości, ani nie ściskamy bioder aż nam zaczną oczy wychodzić z orbit. Wszystko jak na świętej spowiedzi, bo inaczej kicha i w bluzkę na pewno się nie wciśniemy. Najlepiej do tej zabawy zaprosić niczego nie podejrzewającą osobę  w postaci siostry, mamy, męża, narzeczonego, kochanka (lub kochanki), jednym słowem kogo tam macie pod ręką.Przy zdej

Szablon bluzki podstawowej- część II

Dziś druga część zmagań z linijką i matematyką, jednym słowem kontynuujemy zabawę w tworzenie szablonu bluzki.  Na obrazku poniżej możecie zobaczyć co udało nam się stworzyć w części I . Jest to tzw. siatka konstrukcyjna, na którą zaczniemy dziś nanosić jeszcze ciekawsze rzeczy. Zatem do dzieła! Łączymy punkt 1 z punktem 13 tworząc podkrój szyi tyłu. Od punktu 16 odmierzyć 1,5 cm i zaznaczyć punkt 17. Punkt 13 łączymy z punktem 17 i przedłużamy o 2,5 cm - punkt 18. Z punktu 13 odmierzamy 5 cm i zaznaczamy punkt 19 (początek zaszewki na plecach). Odcinek 19-20 to głębokość zaszeki, którą wyliczamy następująco:      1/3 głębokości pachy (czyli długość odcinka 1-3) + 0.5 cm Z punktu 19 należy narysować linię prostopadłą do linii 3-6 i na niej zaznaczyć głębokość zaszewki - punkt 20. Z punktu 20 w linii równoległej odmierzyć 1 cm i zaznaczyć punkt 21 , połączyć z punktem 19. Z punktu 19 odmierzyć 2 cm (przeciętna szerokość zaszewki) i zaznacz