Dzisiaj będzie o szyciu ale inaczej.
Nie stworzyłam w tym tygodniu nic, ale to nie znaczy, że o szyciu nie myślałam. Wręcz przeciwnie - przez cały tydzień zaprzątało to moją łepetynę. Szycie, jak i tajemniczy Pan Piotr. A zaczęło się od mundurka do zadań grillowych.
Szyłam to fioletowe coś, jak zresztą wszystko inne, na moim emerytowanym Łuczniku. Ale w przypadku tego ciucha moja maszyna wypowiedziała u mnie posadę. Na nic się zdały moje głaski, czułe szepty, słowa zachęty. Ustrojstwo plątało, zrywało, nie przesuwało materiału, stawało dęba. Posunęłam się nawet do bardziej drastycznych metod wymuszenia sprawnego działania a mianowicie do rozkręcenia opornego dziada, nakarmieniu oliwą, przeczyszczenia tego co dało się przeczyścić, zmieniłam nici, zmieniłam igłę, pokręciłam kurkami tam i tu, ale rezultat był marny i dalece odbiegający od satysfakcjonującego mnie poziomu. Niby dało się skończyć ten polar, ale po tym szyciu oboje padliśmy - ja na twarz, maszyna chyba na dobre.
To haniebne wydarzenie (czyli padnięcie maszyny na dobre, a raczej na złe) zapoczątkowało u mnie dość bolesny proces myślowy na temat zakupu nowej maszyny. Bolesność procesu polegała na tym, że gotówki na nową "nową" maszynę u mnie niet, a szyć się chce! Tak się odstawić od szycia na dłuższy czas to raczej niebezpieczne dla zdrowia i może prowadzić do nieodwracalnych skutków, a do tego nie mogłam dopuścić.
Zaczęłam się więc przestawiać na zakup "nowej" używanej maszyny. Odwiedziłam wszystkie znane mi portale handlujące czym się da i na jednym z nich natknęłam się na Pana Piotra - czarodzieja spod Lublina, który daje drugą szansę wszystkiemu co ma wtyczkę i co można podłączyć do prądu.
Pan Piotr prezentował w swoim ogłoszeniu trzy maszyny, które przykuły moją uwagę, więc od razu napisałam maila z pytaniem o cenę. Oczyma wyobraźni już się widziałam jak popylam na jednej z nich i nie straszne mi tam żadne plątania, zrywania i stawania dęba.
Kubeł zimnej wody dostałam w postaci info, że żadnej z nich już nie ma, ale ma taką jedną, którą może mi polecić. Zaczęła się wymiana mailii, tzn, głównie ja pisałam, bo Pan Piotr po trzecim moim zapytaniu pod rząd stracił do mnie cierpliwość i poprosił o numer telefonu. Pogadaliśmy sobie jak starzy znajomi i stanęło na tym, że w tym tygodniu będzie miał coś ekstra dla mnie i da mi znać o i jak. Także jest szansa, że nowy ciuch powstanie na "nowej" maszynie, o czym nie omieszkam zawiadomić.
Ale żeby rozstać się z Łucznikiem z "godnościom osobistom", dałam mu dziś ostatnią szansę na poprawę wizerunku, z której niestety w pełni nie skorzystał, dlatego to co dziś na nim uszyłam proszę traktować raczej jako utwór mocno szkoleniowy, bez nadmiernego zainteresowania jakością tegoż wykonania.
A machnęłam sobie tutka na temat wykończenia rozporka w spódnicy.
Pomysł wziął się stąd, iż za miesiąc mam wesele w rodzinie i na tę okoliczność należałoby uszyć jakąś oszałamiającą kreację (choć moja siostra stwierdziła, że chyba jestem chora, bo w szafie oprócz sukienek nie wisi nic innego, ale ja uparcie twierdzę, że kiecki na wesele nie posiadam). A skoro sukienka to i rozporek, żeby było wygodniej pomachać nóżką w tanecznym uniesieniu, nie wspominając o zwykłym przemieszczaniu się np. z samochodu na salę bankietową.
Do pokazu posłużyły mi resztki z kratkowo-groszkowej sukienki, które niestety średnio się do tego nadają, bo trudno je zaprasować. No i teraz tak sobie pomyślałam, że wychodzi na to, że nie taka maszyna, nie taki materiał - to po coś babo brała się za robotę. No cóż....nie wiem :)
Ale zostawmy te rozważania filozoficzne i przejdźmy do rzeczy
Oto przed nami dwie części tyłu z dodatkiem na rozporek
No i to tyle na dziś. Idę dalej marzyć o mojej "nowej" używanej maszynie. Może przy następnym spotkaniu będę ją już czule głaskać....
Nie stworzyłam w tym tygodniu nic, ale to nie znaczy, że o szyciu nie myślałam. Wręcz przeciwnie - przez cały tydzień zaprzątało to moją łepetynę. Szycie, jak i tajemniczy Pan Piotr. A zaczęło się od mundurka do zadań grillowych.
Szyłam to fioletowe coś, jak zresztą wszystko inne, na moim emerytowanym Łuczniku. Ale w przypadku tego ciucha moja maszyna wypowiedziała u mnie posadę. Na nic się zdały moje głaski, czułe szepty, słowa zachęty. Ustrojstwo plątało, zrywało, nie przesuwało materiału, stawało dęba. Posunęłam się nawet do bardziej drastycznych metod wymuszenia sprawnego działania a mianowicie do rozkręcenia opornego dziada, nakarmieniu oliwą, przeczyszczenia tego co dało się przeczyścić, zmieniłam nici, zmieniłam igłę, pokręciłam kurkami tam i tu, ale rezultat był marny i dalece odbiegający od satysfakcjonującego mnie poziomu. Niby dało się skończyć ten polar, ale po tym szyciu oboje padliśmy - ja na twarz, maszyna chyba na dobre.
To haniebne wydarzenie (czyli padnięcie maszyny na dobre, a raczej na złe) zapoczątkowało u mnie dość bolesny proces myślowy na temat zakupu nowej maszyny. Bolesność procesu polegała na tym, że gotówki na nową "nową" maszynę u mnie niet, a szyć się chce! Tak się odstawić od szycia na dłuższy czas to raczej niebezpieczne dla zdrowia i może prowadzić do nieodwracalnych skutków, a do tego nie mogłam dopuścić.
Zaczęłam się więc przestawiać na zakup "nowej" używanej maszyny. Odwiedziłam wszystkie znane mi portale handlujące czym się da i na jednym z nich natknęłam się na Pana Piotra - czarodzieja spod Lublina, który daje drugą szansę wszystkiemu co ma wtyczkę i co można podłączyć do prądu.
Pan Piotr prezentował w swoim ogłoszeniu trzy maszyny, które przykuły moją uwagę, więc od razu napisałam maila z pytaniem o cenę. Oczyma wyobraźni już się widziałam jak popylam na jednej z nich i nie straszne mi tam żadne plątania, zrywania i stawania dęba.
Kubeł zimnej wody dostałam w postaci info, że żadnej z nich już nie ma, ale ma taką jedną, którą może mi polecić. Zaczęła się wymiana mailii, tzn, głównie ja pisałam, bo Pan Piotr po trzecim moim zapytaniu pod rząd stracił do mnie cierpliwość i poprosił o numer telefonu. Pogadaliśmy sobie jak starzy znajomi i stanęło na tym, że w tym tygodniu będzie miał coś ekstra dla mnie i da mi znać o i jak. Także jest szansa, że nowy ciuch powstanie na "nowej" maszynie, o czym nie omieszkam zawiadomić.
Ale żeby rozstać się z Łucznikiem z "godnościom osobistom", dałam mu dziś ostatnią szansę na poprawę wizerunku, z której niestety w pełni nie skorzystał, dlatego to co dziś na nim uszyłam proszę traktować raczej jako utwór mocno szkoleniowy, bez nadmiernego zainteresowania jakością tegoż wykonania.
A machnęłam sobie tutka na temat wykończenia rozporka w spódnicy.
Pomysł wziął się stąd, iż za miesiąc mam wesele w rodzinie i na tę okoliczność należałoby uszyć jakąś oszałamiającą kreację (choć moja siostra stwierdziła, że chyba jestem chora, bo w szafie oprócz sukienek nie wisi nic innego, ale ja uparcie twierdzę, że kiecki na wesele nie posiadam). A skoro sukienka to i rozporek, żeby było wygodniej pomachać nóżką w tanecznym uniesieniu, nie wspominając o zwykłym przemieszczaniu się np. z samochodu na salę bankietową.
Do pokazu posłużyły mi resztki z kratkowo-groszkowej sukienki, które niestety średnio się do tego nadają, bo trudno je zaprasować. No i teraz tak sobie pomyślałam, że wychodzi na to, że nie taka maszyna, nie taki materiał - to po coś babo brała się za robotę. No cóż....nie wiem :)
Ale zostawmy te rozważania filozoficzne i przejdźmy do rzeczy
Oto przed nami dwie części tyłu z dodatkiem na rozporek
Bierzemy teraz lewą połowę tyłu i wąsko stębnujemy brzeg tego dodatku, tak na pół centymetra.
Następnie składamy obie części prawą stroną do prawej i zszywamy od suwaka (którego tu nie ma) i przez tę ukośną linię. W miejscu zakrętu nadcinamy lewy zapas aż do szwu i wszystko przeprasowujemy.
Przekręcamy to prawą stroną do wierzchu.
Mamy teraz po lewej stronie zdjęcia zaprasowany pod spód zapas rozporka (to ta część odchylona) a po prawej stronie drugą część z przestębnowanym wąsko brzegiem.
Zajmiemy się tą częścią po lewej stronie
Odwijamy to zaprasowanie na wierzch, składamy równo wzdłuż linii zaprasowania, spinamy szpilkami i przeszywamy na taką szerokość na jaką chcemy mieć podłożenie. W tym przypadku 3 cm. Po zszyciu wywijamy bez obcinania tego naddatku.
Zaprasowujemy podłożenie na całej szerokości spódnicy. Do wyboru mamy dwie metody wykończenia dołu.
Pierwsza to przeszycie dołu normalnie na maszynie, tak jak ja to zrobiłam. Drugi sposób to podłożenie ręcznie (bądź też na maszynie, ale ściegiem krytym) tak by po prawej stronie nie było widać stebnowania.
I ostatnia rzecz do zrobienia to doszycie zapasów rozporka do wierzchu spódnicy, wzdłuż linii, którą pokazuję paluchem, czyli rozkładamy tył spódnicy na płasko, lewą stroną do wierzchu, układamy zapasy rozporka tak jak je zaprasowałyśmy i sruuu - przeszywamy.
I mamy oto piękny rozporeczek, dzięki któremu nie będziemy musiały drobić kroczków jak biedne gejsze spętane od stóp do głów.
Jeszcze tylko mała uwaga na temat tego ukośnego mocowania. Żeby to wyglądało estetyczniej dobrze jest nie mocować nitki wstecznym ściegiem ani na początku ani na końcu tego szwu, tylko pozostawienie dłuższych nitek, które potem przeciągamy igłą na lewą stronę i tam mocujemy paroma ściegami.
No i to tyle na dziś. Idę dalej marzyć o mojej "nowej" używanej maszynie. Może przy następnym spotkaniu będę ją już czule głaskać....
Maszyna nie ta, materiał nie ten, a tutek jednak powstał i to nawet czytelny :)
OdpowiedzUsuńSzyję ten element tak samo, tylko pod zaprasowaną stronę wklejam kawałek fizeliny.
No widzisz, zapomniałam o flizelinie. Masz rację, z nia byłoby jeszcze ładniej :)
Usuńorany czyli tak robi rozporek fachowiec, ja dotej pory rozkladalamszew na dwie strony i niezeszywalam dokonca, absolutnie niefachowo, miej juz ta nowa stara maszyne szybko, ci zyczy Iza
OdpowiedzUsuńIzo, wcale ni robiłas tego nie fachowo. Ja po prostu pokazałam jeden ze sposobów, a metodą o której mówisz tez mam wykończonych parę spódnic "sklepowych" tylko bardziej w takim sportowym stylu :)
UsuńA za fachowca jeszcze sie nie uważam, choć dziękuję za komplement :))
Tutorial z pewnością się przyda - dziękuję :-) I ja też życzę Tobie cobyś miała jak najszybciej nową-starą maszynę!
OdpowiedzUsuńNa zdrowie:))
UsuńMAszyny rzeczywiście nie mogę się doczekać :)
Ooo! Jeszcze nigdy nie machałam rozporka, bo wole na moje obfite biodra poszerzające marszczenia, ale jeśli się odważę na podkreślenie tych obfitych bioder, to z radością skorzystam.
OdpowiedzUsuńAle o jakich biodrach mówimy? :)))
UsuńŚmierć maszyny przeżyłam w zeszłym roku. Sprawa bolesna. Serdeczne kondolencje. Mam nadzieję , że nowy nabytek posłuży długie lata.
OdpowiedzUsuńKondolencje przyjęte, choć na razie to chyba powolna agonia, taką mam nadzieje, bo jak padnie a nowej nie będzie to co ja pocznę biedna sierotka :(
UsuńTy kobieto to masz talent dydaktyczny... ja się zawsze naszykuję, narobię tutoriali, żeby później ich nie opublikować, bo nie potrafię tego ładnie opisać... ale się zawezmę i jeszcze dziś jakiś wrzucę - dziękuję za mobilizację:)
Usuń"powolna agonia" ;) - skąd ja to znam - moja maszyna miewa zmienne nastroje: jak jej się nie chce, to każe się pół godziny ustawiać i skutecznie odbiera nastrój do szycia... a czasem jej się uda i działa bez problemu:)
Pozdrawiam
No to ja mam odwrotnie, bo z opisaniem nie mam problemu, ale za to robić zdjęcia w trakcie szycia to juz dla mnie za trudne. I dlatego też kilka tutoriali nie powstało, bo jak się brałam za szycie to zapominałam o aparacie :)
UsuńSamouczków nigdy dosyć!!! Życzę Ci żeby stara nowa maszyna zawitała do Twojego domu migusiem :D Doszłam do wniosku że ja jestem kolekcjonerką maszyn, a właściwie Łuczników. Mam trzy plus jeden u mojej mamy piętro niżej :) aaa! i jeszcze overlock Juki.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo ja na razie mam dwa Łuczniki i zdezelowanego overlocka firmy krzak, więc jak kupię następną do Ci dorównam :)))
UsuńO widzisz, nie taki diabeł straszny:)) Tylko że ja do tej pory robiłam to nieco inaczej i zawsze inaczej mi wychodziło:D Odtąd, jak już jestem mądrzejsza o wiedzę co i jak, będę stosować się do tego tutka! Dzięki:D
OdpowiedzUsuńNo, można go jeszcze odszyć w kopertę, zrobić kontrafałdę, albo jak pisała Iza M, po prostu rozprasować szew.
UsuńAle na dzień dobry ten sposób najbardziej mi się podoba, więc go polecam :)))
No to żeby była nie tylko nowa używana maszyna, ale całkiem nowa też :)
OdpowiedzUsuńOoo, dziękuję dobra duszyczko, za takie miłe życzenia. Oby się spełniły :)))
UsuńA może Pan Piotr (PP w skrócie) zaradzi coś na Twojego Łucznika? Chyba, że chcesz skorzystać z okazji i pozbyć się dywersanta :)
OdpowiedzUsuńNa Loli wisi skrojona sukienka z dwoma rozporkami, więc wstrzeliłaś się z postem idealnie. Choć coś mi się wydaje, że tym razem też bez rozporków się obędzie.
Dobrze, że jesteś :)
Jestem bardziej skłonna by pozbyć się dywersanta, niż coś jeszcze przy nim grzebać, ale kobieta zmienna jest , więc nie mówię mu jeszcze adieu!
UsuńMoże jednak skusisz się na jakieś małe, figlarne pęknięcie? :)))
który daje drugą szansę wszystkiemu co ma wtyczkę - hihihi
OdpowiedzUsuńkursik pierwsza klasa i niech Ci już żadne problemy maszynowe się nie pojawiają i wszytko wróci do pięknej normy
No tak, bo on naprawdę naprawia wszystko co ma mozliwość podłączenia do prądu :)
UsuńHmmmm o jakiej maszynie mówisz? Umieram z ciekawości ;)
OdpowiedzUsuńHmmm, brane były pod uwagę trzy marki - Singer, Bernina i Pfaf, ale nie jest do końca powiedziane, że to się jeszcze nie zmieni :)
UsuńPan Piotr z okolic Lublina ... hmmm, dobrze wiedzieć że mam takiego speca w pobliżu, choć mam nadzieję że moja maszyna nie przestanie ze mną współpracować:)
OdpowiedzUsuńA pół mego "szycia" spędziłam nad takim emerytowanym łucznikiem, i też metody na wspólną koegzystencję mieliśmy różne:))
A że kursik rewelacyjny - tu już wiesz:))
Pan P. jest dokładnie z Łęcznej :)
UsuńJa swoje całe, dotychczasowe szycie spędziłam na Łuczniku i marzy mi się jakiś nowy "partner" :))
Znaczy się jest okazja, żeby podziergać na drutach albo coś wyfiletować bez wyrzutów sumienia że leży nieskończone szycie, bo jak już dostaniesz ....... nową starą maszynę będziesz szyć, szyć, szyć przecież nową zabawką trzeba się będzie nacieszyć do upadłego
OdpowiedzUsuńNo z tym drutowaniem to tak jakoś ciężko, bo cieplejszą porą to mi się jakoś nie chce machać tymi patykami, ale z nudów to człowiek nie takie rzeczy robi :)))
UsuńDzień dobry, zapraszam do zabawy w łańcuszek Liebster blog. Pięknie objaśniasz tajniki krawiectwa :) Pozdrawiam - Jadowita
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję, ale muszę niestety się wymigać z zabawy, ponieważ mam ostatnio mnóstwo głupich rzeczy do zrobienia, które skutecznie ograniczają moją działalność blogową, nad czym okrutnie boleję :(( Ale niesamowicie mi miło, że doceniłaś to co robię :))))
UsuńTy "szalona" kobiety, uwielbiam Twój sposób pisania postów, ciekawa jestem tej nowej maszyny. Tak nowej bo chociaż jest stara to Twoja będzie nowa,pozdrawiam♥
OdpowiedzUsuńOj tak, szaleństwa u mnie w ostatnich tygodniach pod dostatkiem :)))
UsuńAle muszę Cie Krysiu zmartwić, bo wychodzi na to, że "nowej" maszyny jednak "nie budziet", bo tyle mi się wydatków zwaliło na mój głupi łeb, że nie ma zmiłuj. Ale obiecuję, że jeszcze parę postów machnę, coby było co poczytać :))))
Czekam z nie cierpliwością ♥
UsuńNo właśnie, no właśnie... moje no właśnie tyczy się komentarza powyżej. Kobieto Szyjąca ! Wioletto! Genialny masz sposób pisania. Młodzież nazwałaby to "od czapy" (nie wiem czy taka nomenklatura jest obowiązująca wśród młodzieży:-)), a ja - ponieważ jestem panią w ... niezwyklebardzowczesnymśrednim wieku ... powiem, że piszesz bosko, soczyście, radośnie, pomysłowo, lekko, pięknie, i jeszcze raz a z wielkiej litery Bosko!!!! No i ten dzisiejszy tytuł posta! Nie do pobicia:-) A poza tym i merytoryczna zawartość jest wysokiej próby! Też boska, pomysłowa, piękna i jeszcze raz a z wielkiej litery Boska! A nawet soczysta - jeśli przypomnę sobie, oglądaną przed chwilą, musztardową piękność czyli tunikę (czy to raczej sukienka?). Co prawda połowy rzeczy w życiu bym nie zrobiła, np. powyższego rozporka. Po prostu wiedza tajemna, czarna magia i inne takie hokus - pokus:-) Mam maszynę, Panią Motylową, od kilku tygodni, jeszcze się nie zapoznałyśmy, na razie patrzymy na siebie. Stoi cały czas u mnie w pokoju i zachwycam się nią (do obejrzenia także u mnie na blogu). Chęci są, ale chwilowo inna produkcja i inne sprawy, nie - szyciowe całkiem.
OdpowiedzUsuńTak sobie szybko, acz wnikliwie, przeleciałam po Twoich zakątkach i zostaję. Jest bosko! Pomijam, czy nauczę się szyć, bo wątpię w to:-) w zasadzie kupiłam Panią Motylową (z odzysku) w celu przeszywania kartek, papierów, etc, ale gdzieś tam z tyłu głowy czai się apetyt na inne działania. Tak czy inaczej, pomijam, czy nauczę się szyć czy nie, ale będę u Ciebie stałym gościem. I muszę jeszcze, na spokojnie, z kubkiem kawy, zasiąść do radosnego czytania i patrzenia na to co piszesz (i to jak!) i co robisz (i to jak!):-)
Przepraszam, ale jak już się rozgadam ...
Pozdrawiam ogromnie ciepło i słonecznie:-)
Ło matko :))))
UsuńPosłodziłaś mi tak, że z tydzień cukru nie użyję (choć słodzę tylko kawę).
Strasznie się cieszę, że znalazłaś u mnie coś dla siebie. Już parę razy mówiłam, że chyba lepiej piszę niż szyję, może powinnam zmienić hobby....hmmm... :))
Wpadaj tak często jak masz ochotę, mam nadzieję, że sprostam Twoim oczekiwaniom :)))
A z Panią Motylkową radzę się szybko zaprzyjaźnić, bo przecież szkoda, żeby marnowała swój potencjał na zszywanie papieru :))))
Nie szyje się po lewej stronie,bo wyjdzie brzydki ścieg po prawej stronie.A tak
OdpowiedzUsuńwogóle na marginesie jeśli nie umię dobrze szyć,to nie wprowadzam innych
w błąd.He!HE!
Nie twierdzę, że "umię" wszystko i "wogóle" nie uważam, że pokazany przeze mnie sposób jest jedyny i najdoskonalszy. Mimo wszystko dziękuję za komentarz i polecam krótką lekturę słownika języka polskiego.
UsuńTutek w sam raz dla początkujących dziewczyn :) Propo łUCZNIka tez takowego staruszka posiadam ale jak na razie sprawuje sie i nie mam zamiaru go się pozbywać bo sprawdza sie w szyciu "grubych" materiałów ,a do "cienizny" używam Brother NV50
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz a co do szycia to wcale nie najgorzej - więcej wiary!(w siebie)Pozdrawiam i zaczynam śledzić , ciekawe co bedzie dalej??? Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardo za tak dokładne pokazanie co i jak! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńKobieto szyjaca, wielkie dzieki za wyjasnienie jak uszyc taki rozporek, bo od rana glowie sie nad tym, szukam informacji w internecie i nic nie znajduje, a chce miec wlasnie takie rozciecie. Nie wiem czy to fachowa porada, czy nie, najwazniejsze, ze to jest to czego szukam i do tego wyjasnione w najprostszy z mozliwych sposobow. A teraz ide poglowkowac jak uszyc do tego podszewke. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńO takiego tutoriala mi właśnie teraz potrzeba :)
OdpowiedzUsuń