Przejdź do głównej zawartości

Posty

"Jestę reżyserę"

....a także " aktorę, operatorę, montażystom i oświetleniowcę" - pisownia nie przypadkowa 😁  No tak mi się na starość porobiło, że zaczęłam podbijać jutuby o ile oczywiściej te jutuby nie pobiją mnie. Podobno to na czasie, trendy i cool (matko, czy jeszcze ktoś tak w ogóle mówi), bo nastała jakaś tam Era Wodnika, a ten Wodnik, patronuje wszelkim nowościom, rewolucjom i technologiom, no to się wzięłam i nakręciłam kilka filmów (no dobra - łącznie 3 sztuki), na których to się wymądrzam na krawieckie tematy.  Nie powiem, ale już tak ciut i troszeczkę zaczyna mi się podobać to filmowanie. Moja gęba i przepity głos powoli przestają wywoływać u mnie traumę i nawet zaczęłam znowu dobrze sypiać. Niestety dowiedziałam się także, że pod względem koordynacji -  ręka, oko i aparat mowy - jestem tym stuprocentowym facetem z dowcipu, co to wbija gwoździa i lepiej go wtedy o nic nie pytać, bo mózg nie da rady połączyć tych dwóch czynności.  Okazało się, że mam tak samo i jak szyję to nie g
Najnowsze posty

Warsztaty krawieckie dla początkujących

UWAGA! ATTENTION! POZORNOST! a to może jeszcze i WNIMANIJE! Warsztaty krawieckie wracają na łochowską scenę! A dla kogo te warsztaty? A dla każdej i każdego 🙌 No bo posłuchaj.... Dzieci rosną jak szalone i już nawet zaczynasz się zastanawiać, żeby przestać je karmić, bo tak szybko ze wszystkiego wyrastają. Ciągle kupujesz spodnie, bluzki, spódniczki? Założyło raz na imieniny do cioci a na urodziny wujka już za krótkie? Może byś coś doszyła, przedłużyła, dosztukowała, ale... NIE UMIESZ SZYĆ!   Albo.... Poszło do przedszkola. Niby fajnie, parę godzin spokoju w domu, kawę wreszcie ciepłą wypijesz, obiad  ugotujesz bez ciągłego MAMOOOO, NUDZI MI SIĘ, ale....te ciągłe dziury na kolanach,  powycierane tak, że już skórę widać. Żal wyrzucić, bo reszta dobra (czyli jeszcze nie wyrosło 😃), może byś i naszyła jakąś łatę, czy kieszonkę, ale....NIE UMIESZ SZYĆ! Albo.... Dzieci to już nie problem, bo się same ogarniają, za to masz kilka par wystrzałowych spodni tylko ciut przydługich, mąż zaciapał

Kratka rządzi

Przez te kilka lat prowadzenia własnej pracowni zaobserwowałam ciekawą "ciekawostkę". Otóż są klientki (bardzo nie lubię tego słowa, ale nie wiem czym go zastąpić), które jednoznacznie kojarzą mi się z konkretnymi stylami czy epokami w modzie. Wchodzi taka do mnie a ja od razu wiem, że najchętniej ubrałabym ją w stylu empire, lat 50-tych czy w szalone hippisowskie fatałaszki. Najchętniej to rzuciłabym się na biedną delikwentkę i w try miga rozebrała do rosołu, by następnie odziać ją według mojego widzimisię. I na nic by się zdały jej lamenty. Po prostu wiem, że w tym wyglądałaby najlepiej.   Tak właśnie zareagowałam gdy zobaczyłam panienkę Dorotkę. I pewnie nie powinnam pisać "panienkę', bo to młoda, samodzielna kobieta, zarabiająca na własne utrzymanie, ale gdym ją ujrzała zobaczyłam angielską "miss" z lat 30-tych zeszłego wieku, żywcem wyjętą z powieści Agathy Christie. Oczami wyobraźni widziałam te wszystkie tweedy i inne wełny miękko ją otulające, te

Bluza do zadań specjalnych

Uszyłam bluzę, lnianą bluzę, dla pewnej przesympatycznej Asi, mamy dwóch skarbów i właścicielki kosmicznego pojazdu, który doczepia się do roweru i w tym kosmicznym pojeździe wozi się te skarby np. w celu zakupu chleba na kolację, bądź do krawcowej na przymiarkę. I w tej czarodziejskiej przyczepce dzieciom na głowę nie pada, słońce im za mocno nie świeci i mogą sobie grzecznie na mamę poczekać. Tzn. jedno grzecznie czeka, bo ma chyba ze dwa miesiące i głównie śpi a drugie woli jednak tę mamę pilnować, bo a nuż widelec wpadnie jej do głowy jakiś szalony pomysł i konieczna będzie szybka akcja ratunkowa. I skoro te dzieci mają taki superancki pojazd, to mama jako główny operator tej machinerii też musi mieć jakiś superancki uniform, żeby wstydu nie było jak po ten chleb będą jechać. I miała Asia taki mundurek, lniany, ukochany z którym nie jedno przeżyła ale niestety te przeżycia, choć zapewne bardzo miłe i romantyczne, mocno odcisnęły się na tej części garderoby i to tak bardzo,

Basia co nie chciała krótkiej

Jest sobota, godziny wieczorne, pobawiłam się w perfekcyjną pani domu (czyli zakupy, obiad, sprzątanie i inne pierdoły) i taka mię najszla refleksyja, że przecież od 5 lat mam bloga. Zapomniałam o nim okrutnie, bo patrząc na ostatni wpis minęło coś koło dwóch lat od mojej na nim aktywności, ale co tam. Blog jest mój i mogę se coś opublikować kiedy chcę, więc se publikuję :). Co więcej, przeniosłam firmę do "centrum" miasta (piszę w cudzysłowie bo miasto niewielkie a centrum jeszcze mniejsze, ale jednak centrum), mam klientów po kokardkę, więc i tematów do publikacji także w ilościach hurtowych. Także ten...wróćmy do Basi.   Zjawiła się u mnie pewnego wiosennego popołudnia i od progu pracowni wypaliła - mój syn się żeni, potrzebuję sukienki. No miód na moje uszy!. Od razu rzuciła na stół pakuneczek a w nim cudnej urody elegancka dzianina w kolorze cappucino ze złotymi cętkami. Teraz z kolei ja rzuciłam się na pakuneczek celem wymacania i wymiziania owej dzianiny i zakocha

Długa, nie gniecąca się i z czymś na brzuchu

  Wreszcie fundnęłam sobie wymarzony urlop, tzn. tak mi się wydawało że to urlop, ale mój zdegenerowany organizm stwierdził, że nie będę tak bez sensu w domu siedzieć i z kolei on zafundował mi katar oraz zapalenie gardła. Tak więc nie nudzę się, bo biegam sobie a to po syropek a to po kolejną rolkę papieru toaletowego (chusteczki higieniczne mi się nie opłacają) lub po następną butelkę wody. Chorowanie ma jednak swoje plusy, bo w ramach odciągania uwagi od obtartego nosa i wrażenia połykania żyletek postanowiłam wreszcie pokazać, że jednak coś w tej mojej pracowni szyję. Mogę więc śmiało powiedzieć, że ten wpis ma charakter czysto leczniczy, przynajmniej jeśli chodzi o moją osobę, bo jeśli któraś z Was pochoruje się z zazdrości, że nie ma takiej sukienki to ja od razu zaznaczam, że nie biorę za to żadnej odpowiedzialności i po przyjacielsku radzę by w ramach kuracji po prostu taką sobie uszyć. A historia tej sukienki wygląda tak. Mam taką jedną fajną ciocię. Ta fajna ciocia ma f

Nie wiem jak zatytulować tego posta...

... no bo co ja Wam mogę napisać z racji przeprosin za tę głuchą, czteromiesięczną ciszę. Mogę tylko coś pojęczeć jak Piekarski na mękach, że mi przykro, że bardzo przepraszam, że to wszystko moja wina i że więcej nie będę (choć tego to ja już taka pewna nie jestem :) ). Mogę też przedstawić na piśmie usprawiedliwienie od męża (pełnoletni jest, dowód ma , może zaświadczyć), że byłam bardzo zajęta "karierą" i nawet ten rzeczony mąż mało mnie widział przez te kilka miechów, aż się zaczęłam obawiać, że pewnego wieczoru po prostu zadzwoni po policję, bo mu się jakaś obca baba pcha do chałupy. No i skoro mogę to napisać to właśnie napisałam :). A żeby jeszcze tak uściślić to napiszę też, że ten rok był dla mnie jednym z najbardziej pracowitych jakie udało mi się do tej pory zapamiętać i czuję się zmęczona, ale tak szczęśliwie zmęczona, bo robię to co lubię i jeszcze mi za to płacą.  Złośliwość losu jednak daje o sobie znać, bo nie sądziłam że realizując marzenie o własnej pracown