Dzisiaj o sukience w groszki, która powstawała "we wielkich bólach" i o prezencie od Gatty, który to sobie wygrałam kilka dni przed świętami i który, według mnie oprócz funkcji opisanych przez producenta posiada także magiczne zdolności, które odkryłam siedząc przy suto zastawionym stole. Ale o tym później.
Wróćmy do sukienki.
Zaczęło się oczywiście od szmateksu, bo przecież tydzień bez odwiedzin tego diabelskiego miejsca to tydzień stracony. Tak więc, mniej więcej 3 tygodnie temu, wygrzebałam z niezbyt fajnie pachnącego kosza (wszystkie znają ten niezapomniany aromat lumpeksu) dwie niezbyt długie zasłonki, piękne, granatowe w delikatne białe groszki. No cudo po prostu. Cena powalająca - 22 zł za obie sztuki (materiału było gdzieś tak ze 2,5 metra szerokości 1,3 m). Jak było nie kupić? Po zaspokojeniu szmacianego głodu wróciłam do domciu i dawaj wymyślać co by to z tego uszyć. No i trochę byłam rozczarowana, bo pomysł przyszedł szybko (bo ja to tak lubię ze trzy dni pomyśleć, pooglądać, pomacać, porozkładać - no tak żeby się ponapawać tym procesem twórczym - a tu szast-prast i pomysł jest) - szyję kieckę na święta. Ale żeby nie było tak łatwo, to do realizacji zeszło mi się ruski rok - bo jak wspominałam w poprzednim poście, zaczęła się depresja zimowa pod tytułem "jestem gruba, brzydka i stara i nikt mnie nie lubi", co niezbyt sprzyjało radosnej twórczości. Chwała Bogu są na tym świecie inni ludzie, co to potrafią walnąć wirtualną łapą w mój jak najbardziej realny łeb (specjalne podziękowania dla Izy z blogu Izabellart, Ewy, która ma swoje potyczki z maszyną, i Agnieszki bardzo Intensywnie Kreatywnej :) i naprostować życiorys. Depresja się przestraszyła zmasowanego ataku, a ja ruszyłam do krojenia.
Żeby sobie zaoszczędzić stresów, tym razem zrezygnowałam z Burdy (bo dopasować ich wykrój do własnej sylwetki to zadanie dla osób o wyższym wykształceniu, którego nie posiadam) i wzięłam na warsztat wykrój z Papavero, które to zawsze chwaliłam za wręcz minimalne poprawki, które musiałam wprowadzać. Grzecznie i wnikliwie przeczytałam opis ingrediencji potrzebnych do stworzenia świątecznej kreacji, pomierzyłam się wzdłuż i wrzesz (trochę z cichym jęknięciem), wydrukowałam odpowiedni rozmiar, skroiłam, zszyłam, przymierzyłam i......No i mnie pokarało na całej linii! Za wąskoooooo! Wszędzieeeee! A najbardziej na płucaaaaach! Ani oddychać, ani się zgiąć a o siadaniu to mogę sobie ewentualnie poczytać.
Takich jobów to jeszcze nikt nie słyszał (ja pójdę do piekła za te wszystkie bluzgi). Dawaj czytać jeszcze raz te wszystkie "instrukcyje". No, ani słowa, że trzeba szyć z elastycznych materiałów. Szkoda mi było tej mojej roboty, a i terminy goniły, bo do świąt tylko 2 dni zostały. Niby wykorzystałam jedną zasłonę, ale drugą bardzo wspaniałomyślnie obiecałam siostrze, oczywiście w formie gotowej już sukienki. Popuściłam wszystkie szwy na maksa. W talii zrobiło się okay, ale gruczoły mleczne nadal wołały o większą przestrzeń życiową. Obejrzałam przód sukienki i stwierdziłam, że muszę wykroić ponownie boczki, ale z dużo większym wycięciem na cycki i nowe rękawy, bo w tych nie mogłam się nawet podrapać po głowie, kiedy się zastanawiałam co robić. Drugą zasłonkę musiałam nadgryźć (sorry Aniu, Twoja będzie bez rękawów, wersja Wiosna-Lato 2013). No i ją skończyłam.
Efekt jest taki, że uszyłam sukienkę wybitnie na czerwony dywan, czyli - zero siedzenia, schylania, podnoszenia rąk do góry (mogę sobie ewentualnie pomachać od niechcenia moim fanom zgromadzonym przy tym czerwonym dywanie), a do drapania po głowie potrzebna jest osobista asystentka. I pewnie bym nie założyła tej kiecki gdyby nie pewien konkursik, co to go wygrzebałam, przy okazji zwiedzania zasobów internetowych.
Trafiłam na stronę Gatty (babie się nudziło) a tam pisze jak wół: Opisz nam jak pozbędziesz się cellulitu a my nagrodzimy najciekawsze wypowiedzi takimi oto zestawami:
A mi w to graj. Szyć nie trzeba (bo pomysłu to już by mi nie starczyło), wystarczy coś napisać (a jak widać na załączonym obrazku, to ja taka bardziej niespełniona pisarka niż krawcowa). Wysmażyłam zatem taki oto "dialożek"
Jak pożegnam swój cellulit? Myślę, że zanim się coś zrobi trzeba najpierw
porozmawiać. Może tak?
Ja:Cellulicie musimy się rozstać!
Cellulit: Jak to rozstać, po tylu latach wspólnego życia, po tylu
kilogramach wspólnie noszonych i tych hektolitrach wody magazynowanych w
każdej mojej najmniejszej komórce?
Ja: No właśnie, prawie całe życie jesteśmy razem. Ja czuję, że chcę
spróbować czegoś nowego, czego jeszcze do tej pory nie robiłam, ze względu na
Ciebie. Poświęciłam Ci najlepsze lata mojego życia, chce cofnąć ten czas.
Być znowu sobą!
Cellulit: Przecież pozwalałem Ci na wszystko: i na słodycze i okazjonalne
drinki i nie goniłem na siłownię. Miałaś to co chciałaś!
Ja: Tak, ale w zamian zabrałeś moją talię, gładkie uda, sprężyste ramiona i
wszystkie moje mini. Mam dość. Chcę to wszystko z powrotem!
Cellulit: Przecież nie mogę Ci tego dać! Zabijasz mnie! Nie zostawiaj mnie!
Ja: Nie rycz, bądź mężczyzną. Odchodzę. To postanowione. A Tobie radzę, jak
staremu przyjacielowi - weź się za siebie. Idź pobiegać, jedz zdrowiej, pij
więcej wody. Żadna Cię nie zechce jak będziesz dalej tkwił w tym marazmie.
Przemyśl to!
A tymczasem -żegnaj. Idę odzyskać siebie
No i się spodobało. Jako jedna z pięciu zostałam obdarowana. Paczka przyszłą w sobotę a w niej: pas gorsetowy, body wyszczuplające, dwie pary rajstop (podobno o działaniu antycellulitowym - kto wie?) i para legginsów (też podobno odchudzają:). A to wszystko wyglądało tak:
Oczywiście od razu przywdziałam gorset i wciągnęłam na siebie dopiero co uszytą sukienkę no i mnie zamurowało(dzisiejsze zdjęcia oczywiście w gorsecie). Nie dość, że weszła bez oporu, to mogłam się zginać, siadać, drapać po głowie i co tam mi jeszcze natura dała do robienia. Nie mówiąc już o tym , że spokojnie mogłabym ją jeszcze ze dwa centymetry zwęzić, ale darowałam sobie ten eksperyment, bo zima dopiero się zaczęła i jeszcze nie dobiłam do swojej corocznej zimowej wagi. Zresztą na święta 2 cm luzu przydadzą się jak nic.
Gorset sprawdziłam na Wigilii u teściowej. Obciskał me kształty gdzieś tak z osiem godzin i było mi w nim, o dziwo, wygodnie. Żadna fałdka się nie przecisnęła na zewnątrz i chyba, po raz pierwszy od 10 lat, odkryłam ,że jednak mam talię. Body wyszczuplające wbiłam na świąteczne śniadanie u rodziców i znów miłe zaskoczenie, bo nic się nie zsuwało, nie piło, nie podjeżdżało no i oczywiście była talia, która robiła wrażenie na bliższej i dalszej rodzinie (nie ma jak zazdrość - co?). I tak jak pisałam na wstępie, oprócz tych wszystkich działalności wyszczuplająco-korygujących, mają te "cusie" jeszcze dwa powody, dla których tak mi się dobrze w nich chodziło. Po pierwsze: prostują sylwetkę. No nie ma siły - musisz się prosto trzymać, kiedy coś Cię tak ściska (za stołem to chyba wyglądałam jak XIX-wieczna dama) i po drugie i chyba dla mnie na święta najważniejsze - jesz POŁOWĘ tego co normalnie - bo przecież Cię ściska, więc masz wrażenie, że jesteś najedzona. Rewelacja! Ale żeby nie było, że tylko słodzę to muszę niestety powiedzieć, że z gorsetu wydostała się na zewnątrz jedna fiszbina. Da się to oczywiście naprawić, ale taki delikatny niesmak pozostaję. Szkoda, że jakość wykonania nie idzie w parze z jakością noszenia :(
I teraz chciałabym przeprosić wszystkie sufrażystki, feministki i inne kobiece stowarzyszenia walczące o wolność osobistą i cielesną kobiet na całym świecie, bo JA CHCĘ GORSET. Niech mnie ściśnie, wciśnie, wyciśnie, byleby dał talię i wygląd klepsydry.
Oj dałam Wam dzisiaj do pieca, ale mam wrażenie, że od ostatniego postu minęły wieki, i moja grafomania domagała się uzewnętrznienia. Dlatego co złego to sąsiad, i do następnego razu.
Buziaki!
Wróćmy do sukienki.
Zaczęło się oczywiście od szmateksu, bo przecież tydzień bez odwiedzin tego diabelskiego miejsca to tydzień stracony. Tak więc, mniej więcej 3 tygodnie temu, wygrzebałam z niezbyt fajnie pachnącego kosza (wszystkie znają ten niezapomniany aromat lumpeksu) dwie niezbyt długie zasłonki, piękne, granatowe w delikatne białe groszki. No cudo po prostu. Cena powalająca - 22 zł za obie sztuki (materiału było gdzieś tak ze 2,5 metra szerokości 1,3 m). Jak było nie kupić? Po zaspokojeniu szmacianego głodu wróciłam do domciu i dawaj wymyślać co by to z tego uszyć. No i trochę byłam rozczarowana, bo pomysł przyszedł szybko (bo ja to tak lubię ze trzy dni pomyśleć, pooglądać, pomacać, porozkładać - no tak żeby się ponapawać tym procesem twórczym - a tu szast-prast i pomysł jest) - szyję kieckę na święta. Ale żeby nie było tak łatwo, to do realizacji zeszło mi się ruski rok - bo jak wspominałam w poprzednim poście, zaczęła się depresja zimowa pod tytułem "jestem gruba, brzydka i stara i nikt mnie nie lubi", co niezbyt sprzyjało radosnej twórczości. Chwała Bogu są na tym świecie inni ludzie, co to potrafią walnąć wirtualną łapą w mój jak najbardziej realny łeb (specjalne podziękowania dla Izy z blogu Izabellart, Ewy, która ma swoje potyczki z maszyną, i Agnieszki bardzo Intensywnie Kreatywnej :) i naprostować życiorys. Depresja się przestraszyła zmasowanego ataku, a ja ruszyłam do krojenia.
Żeby sobie zaoszczędzić stresów, tym razem zrezygnowałam z Burdy (bo dopasować ich wykrój do własnej sylwetki to zadanie dla osób o wyższym wykształceniu, którego nie posiadam) i wzięłam na warsztat wykrój z Papavero, które to zawsze chwaliłam za wręcz minimalne poprawki, które musiałam wprowadzać. Grzecznie i wnikliwie przeczytałam opis ingrediencji potrzebnych do stworzenia świątecznej kreacji, pomierzyłam się wzdłuż i wrzesz (trochę z cichym jęknięciem), wydrukowałam odpowiedni rozmiar, skroiłam, zszyłam, przymierzyłam i......No i mnie pokarało na całej linii! Za wąskoooooo! Wszędzieeeee! A najbardziej na płucaaaaach! Ani oddychać, ani się zgiąć a o siadaniu to mogę sobie ewentualnie poczytać.
Takich jobów to jeszcze nikt nie słyszał (ja pójdę do piekła za te wszystkie bluzgi). Dawaj czytać jeszcze raz te wszystkie "instrukcyje". No, ani słowa, że trzeba szyć z elastycznych materiałów. Szkoda mi było tej mojej roboty, a i terminy goniły, bo do świąt tylko 2 dni zostały. Niby wykorzystałam jedną zasłonę, ale drugą bardzo wspaniałomyślnie obiecałam siostrze, oczywiście w formie gotowej już sukienki. Popuściłam wszystkie szwy na maksa. W talii zrobiło się okay, ale gruczoły mleczne nadal wołały o większą przestrzeń życiową. Obejrzałam przód sukienki i stwierdziłam, że muszę wykroić ponownie boczki, ale z dużo większym wycięciem na cycki i nowe rękawy, bo w tych nie mogłam się nawet podrapać po głowie, kiedy się zastanawiałam co robić. Drugą zasłonkę musiałam nadgryźć (sorry Aniu, Twoja będzie bez rękawów, wersja Wiosna-Lato 2013). No i ją skończyłam.
Efekt jest taki, że uszyłam sukienkę wybitnie na czerwony dywan, czyli - zero siedzenia, schylania, podnoszenia rąk do góry (mogę sobie ewentualnie pomachać od niechcenia moim fanom zgromadzonym przy tym czerwonym dywanie), a do drapania po głowie potrzebna jest osobista asystentka. I pewnie bym nie założyła tej kiecki gdyby nie pewien konkursik, co to go wygrzebałam, przy okazji zwiedzania zasobów internetowych.
Trafiłam na stronę Gatty (babie się nudziło) a tam pisze jak wół: Opisz nam jak pozbędziesz się cellulitu a my nagrodzimy najciekawsze wypowiedzi takimi oto zestawami:
A mi w to graj. Szyć nie trzeba (bo pomysłu to już by mi nie starczyło), wystarczy coś napisać (a jak widać na załączonym obrazku, to ja taka bardziej niespełniona pisarka niż krawcowa). Wysmażyłam zatem taki oto "dialożek"
Jak pożegnam swój cellulit? Myślę, że zanim się coś zrobi trzeba najpierw
porozmawiać. Może tak?
Ja:Cellulicie musimy się rozstać!
Cellulit: Jak to rozstać, po tylu latach wspólnego życia, po tylu
kilogramach wspólnie noszonych i tych hektolitrach wody magazynowanych w
każdej mojej najmniejszej komórce?
Ja: No właśnie, prawie całe życie jesteśmy razem. Ja czuję, że chcę
spróbować czegoś nowego, czego jeszcze do tej pory nie robiłam, ze względu na
Ciebie. Poświęciłam Ci najlepsze lata mojego życia, chce cofnąć ten czas.
Być znowu sobą!
Cellulit: Przecież pozwalałem Ci na wszystko: i na słodycze i okazjonalne
drinki i nie goniłem na siłownię. Miałaś to co chciałaś!
Ja: Tak, ale w zamian zabrałeś moją talię, gładkie uda, sprężyste ramiona i
wszystkie moje mini. Mam dość. Chcę to wszystko z powrotem!
Cellulit: Przecież nie mogę Ci tego dać! Zabijasz mnie! Nie zostawiaj mnie!
Ja: Nie rycz, bądź mężczyzną. Odchodzę. To postanowione. A Tobie radzę, jak
staremu przyjacielowi - weź się za siebie. Idź pobiegać, jedz zdrowiej, pij
więcej wody. Żadna Cię nie zechce jak będziesz dalej tkwił w tym marazmie.
Przemyśl to!
A tymczasem -żegnaj. Idę odzyskać siebie
No i się spodobało. Jako jedna z pięciu zostałam obdarowana. Paczka przyszłą w sobotę a w niej: pas gorsetowy, body wyszczuplające, dwie pary rajstop (podobno o działaniu antycellulitowym - kto wie?) i para legginsów (też podobno odchudzają:). A to wszystko wyglądało tak:
Oczywiście od razu przywdziałam gorset i wciągnęłam na siebie dopiero co uszytą sukienkę no i mnie zamurowało(dzisiejsze zdjęcia oczywiście w gorsecie). Nie dość, że weszła bez oporu, to mogłam się zginać, siadać, drapać po głowie i co tam mi jeszcze natura dała do robienia. Nie mówiąc już o tym , że spokojnie mogłabym ją jeszcze ze dwa centymetry zwęzić, ale darowałam sobie ten eksperyment, bo zima dopiero się zaczęła i jeszcze nie dobiłam do swojej corocznej zimowej wagi. Zresztą na święta 2 cm luzu przydadzą się jak nic.
Gorset sprawdziłam na Wigilii u teściowej. Obciskał me kształty gdzieś tak z osiem godzin i było mi w nim, o dziwo, wygodnie. Żadna fałdka się nie przecisnęła na zewnątrz i chyba, po raz pierwszy od 10 lat, odkryłam ,że jednak mam talię. Body wyszczuplające wbiłam na świąteczne śniadanie u rodziców i znów miłe zaskoczenie, bo nic się nie zsuwało, nie piło, nie podjeżdżało no i oczywiście była talia, która robiła wrażenie na bliższej i dalszej rodzinie (nie ma jak zazdrość - co?). I tak jak pisałam na wstępie, oprócz tych wszystkich działalności wyszczuplająco-korygujących, mają te "cusie" jeszcze dwa powody, dla których tak mi się dobrze w nich chodziło. Po pierwsze: prostują sylwetkę. No nie ma siły - musisz się prosto trzymać, kiedy coś Cię tak ściska (za stołem to chyba wyglądałam jak XIX-wieczna dama) i po drugie i chyba dla mnie na święta najważniejsze - jesz POŁOWĘ tego co normalnie - bo przecież Cię ściska, więc masz wrażenie, że jesteś najedzona. Rewelacja! Ale żeby nie było, że tylko słodzę to muszę niestety powiedzieć, że z gorsetu wydostała się na zewnątrz jedna fiszbina. Da się to oczywiście naprawić, ale taki delikatny niesmak pozostaję. Szkoda, że jakość wykonania nie idzie w parze z jakością noszenia :(
I teraz chciałabym przeprosić wszystkie sufrażystki, feministki i inne kobiece stowarzyszenia walczące o wolność osobistą i cielesną kobiet na całym świecie, bo JA CHCĘ GORSET. Niech mnie ściśnie, wciśnie, wyciśnie, byleby dał talię i wygląd klepsydry.
Oj dałam Wam dzisiaj do pieca, ale mam wrażenie, że od ostatniego postu minęły wieki, i moja grafomania domagała się uzewnętrznienia. Dlatego co złego to sąsiad, i do następnego razu.
Buziaki!
Sukienka śliczna a gorset muszę wypróbować (nawet nie wiedziałam, że coś takiego produkują).
OdpowiedzUsuńTen pas gorsetowy to chyba nawet lepszy niż to bikini, bo ściska lepiej i ma trzystopniową regulację. Polecam szczególnie na wystający brzuszek :)
UsuńSukienka bomba! Strasznie mi się podoba, sam materiał taki lata 60te, że od razu widzisz spódnicę z koła lub chociaż 3/4, a proszę: jakie cudo można zmajstrować w sam raz na obiady rodzinne. I śmiem powiedzieć, że lepiej Ci chyba w niej niż jakbyś jednak drugą zasłonkę zachachmęciła i dół zrobiła z koła ;) acz zachęcam Cię do takiej próby - robi cuda dla sylwetki, sama mam wcięcie w talii jeno w domyśle, gorset również posiadam i wygląda to razem że "o fiu fiu" :)
OdpowiedzUsuńDialog z cellulitem - boski, sama ze swoim pogadam chyba poważnie ;)
Pozdrawiam
Te kropeczki tez mnie zaczarowały dlatego tak dzielnie walczyłam z innymi babskami, żeby mi która go nie zabrała :)
UsuńMarzy mi sie taka kiecka a la lata 50-te, ale boję sie, że będę wyglądać jak ta wielokrotnie przeze mnie przyzywana kopka siana. Choć teraz, gdy mam te wszystkie obciskacze, kto wie....:)
A z cellulitem to nie ma co gadać, przynajmniej mój ma gdzieś te moje wywody :)))
a to ja Ci pokażę coś, co straszliwie chciałabym w wykonaniu polskiej rękodzielniczki zobaczyć: http://www.sewinginnomansland.com/2010/11/20/sewing-the-merry-and-bright-dress-and-holly-jolly-belt-preview/ ślinię się do tej sukienki od dłuższego czasu i liczę, że moje umiejętności kiedyś do niej dorosną :) nie są to wprawdzie strickte lata 50-60 ale całość daje takie wrażenie :) a tutorial i wykroje są :)
UsuńWierz mi lub nie - obciskacze dają duuużo. Mam jedne takie co to obciskają od połowy uda aż pod stanik. Wyjątkowo niewygodne, ale wygląda się z nimi we wszystkim świetnie...
No powiem Ci, że mnie zaintrygowałaś :) Bardzo to fajne i jakbym tak chwile pomyślała to może nawet dałoby radę przeszczepić to na polski grunt. Tym bardziej, że szablon na szmizjerkę posiadam i niewiele trzeba by było zmieniać. Hmmm......
UsuńTwój post bardzo mi się spodobał:} Pięknie potrafisz ubrać to wszystko w słowa:) Przyjemność jak się czyta. Sukienka piękna, historia z cellulitem nieziemsko mnie rozbawiła, też bym dała Ci nagrodę. Chcę jednak podkreślić ,że oglądając Twoje zdjęcie w tej nowej sukieneczce bardzo wpada w oko to ,że przede wszystkim to ty masz niesamowicie zgrabne nogi, oj można Ci pozazdrościć, więc jak w przyszłym roku dopadnie Cię ta depresja to skup się tylko na nogach i przypomnij sobie moje słowa:)))) pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, przy życiu to trzymają mnie w sumie nogi. Jakbym mogła to nosiłabym je na rękach, żeby wszyscy widzieli :)))
UsuńMój cellulit nie docenił niestety moich literackich zdolności i nadal panoszy się w paru miejscach :)))
Cieszę się, że poprawiłam Ci humor :)))
No wiesz ja mam te same problemy a powiedziałabym ,że nawet gorsze. I na pewno moich nóg na rękach bym nie nosiła:)))))
UsuńŁoj tam, łoj tam. Jak to mówią "nie to co ładne, tylko to co się komu podoba" :))))
Usuń(Chociaż mam wrażenie, że coś nie na temat napisałam :))))
Sufrażystki i feministki to te baby w sukienkach niczym worki na kartofle? *^o^*~~~ To ja też wybieram gorsety, tym bardziej, że je już noszę od lat, pod spodem i na zewnątrz, jak również porządne retro pasy do pończoch, które nie dość, że obciskają nadmiary tu i tam, to jeszcze porządnie trzymają pończochy, żeby szew nie latał wokół nogi! *^v^*
OdpowiedzUsuńSukienka wyszła Ci piękna! Bardzo mi się podoba dekoracja z koronki na gorsie. Wyglądasz w niej niczym podfruwajka! *^-^*~~~~
I co, cellulit ugiął się pod presją argumentów? Jestem bardzo ciekawa, bo jakby co, to też powiem mojemu parę słów do słuchu!
I chciałabym jeszcze zapytać, skąd się bierze taką samopomoc chłopską, o pardon, babską, a propos tej depresji...
No, to jedno ustaliłyśmy: garderoba feministek zupełnie nam nie odpowiada :)))
UsuńRzeczywiście darzę ten mój nowy nabytek wręcz fanatyczną miłością, tak mi dobrze zrobił :)) A pas do pończoch też gdzieś posiadam , ale jakoś zimą nie lubię przeciągów i zostaję jednak przy rajstopach :))
Sukienusia jest taka jak sobie wymarzyłam, choć żabocik dorobiłam po świętach, czego bardzo żałuję, bo bez niego traci cały urok.
Do cellulitu to ja mogę gadać godzinami a on i tak swoje wie :)))
A samopomoc babska znalazła się na moim blogu w postaci moich wiernych komenatorek, które mnie tak skutecznie opieprzyły, że od razu odechciało mi się depresji i innych tym podobnych fanaberii :))))
Sukienka piękna słodkie groszki, ja teraz się zmagam z szyciem i cierpię bo za małą bluzkę wycięłam:( Zazdroszczę Ci daru pisarskiego ale cóż każdego z nas Bozia obdarzyła innymi darami:)
OdpowiedzUsuńBólu nie zazdroszczę, bo sama pamiętam jak mnie jeszcze niedawno bolało :((( A talent literacki zamieniłabym z chęcią na Twoją figurę :))))
UsuńPiękna sukienka i nieważne, że trochę nie wyszła na początku. Efekt końcowy jest super!
OdpowiedzUsuńDzięki,a rozterki tworzenia poszły już w niepamięć :)
UsuńOd kilku dni cierpię na po-świąteczną i po-polską depresyję. Twój post wstrząsnął mną (ale nie zamieszał) nieco przywołując do pionu i poprawiając humor.
OdpowiedzUsuńSukienka świetna (z uwagi na średni nastrój i brak weny przepraszam za brak porównań motoryzacyjnych tym razem).
Gorsetom mówimy zdecydowane tak! Feministkom - na pohybel!
Dialog z celulitem pozwolę sobie zapisać i będę go przedstawiać w formie pisemnej każdemu następnemu narzeczonemu kiedy wybije jego godzina ;)
Depresji po-świątecznej mówimy zdecydowane NIE! (choć trochę przeraża mnie fakt, że po wizycie w kraju naszym, różnie kochanym, doświadczyłaś takiego stanu emocjonalnego :( )
UsuńGorsetom mówimy zdecydowane TAK! (bo jak nikt wyczarowują talię w miejscach, o których nikt przy zdrowych zmysłach by nie pomyślał).
A w sprawie dialogu z cellulitem, to tak sobie myślę, że on tak strasznie trąca brazylijskimi tele-nowelami, a ja tylko oglądałam Izaurę jak miałam z 10 lat, a potem moja miłość do soap-opery wygasła równie gwałtownie jak się pojawiła i nie mam zielonego pojęcia skąd mi się ta retoryka wzięła (swoją drogą życzę narzeczonego, który cellulitu nawet nie zauważy, bo będzie tak zauroczony całą Tobą, że takie szczegóły umkną jego uwadze :))
A, tak w ogóle to należałoby coś uszyć i zmienić dekorację na manekinie w salonie droga Mag-ik :)))
UsuńDialog a i owszem trąca z lekka dramatyzmem rodem z tele-nowel względnie harleqina i właśnie dlatego na rozstania jak znalazł :)
UsuńZ patosem, humorem i przymróżeniem oka. I właśnie ta forma jest dla "narzeczonych" a nie treść. Chyba nie mam cellulitu, ale może powinnam o tym z moim ciałem porozmawiać ;)
A no wypadałoby, ale depresyjny wyjazd do Polandii wstrzymał moje zmagania z maszyną. Obiecuję poprawę. Jutro siadam do maszyny :)
UsuńNo właśnie! Nożyczki w garść i męczyć tą maszynę!
UsuńA w sprawach sercowych więcej umiaru i zdrowego rozsądku (choć serce i te rzeczy wykluczają się na całej linii :)))
Spoko... do facetów należy mieć podejście czysto utylitarne :D
Usuńpowiedz mi do czego możesz mi się przydać, a powiem ci czym dla mnie jesteś ;)
Sukienka cudna,a Ty w niej wygladasz swietnie (ja by najmniej zadnego nadmiaru kilogramow nie widze). :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za miłe słowa :)
UsuńZadanie gorsetu i sukienki spełnione - nikt nie widzi oponki wokół brzuszka. Huraaaaa!
Bardzo dobrze wyglądasz w tej sukience. NA zdjęciach masz na sobie te wyszczuplające cuda? Jeśli tak, to myślę, że r bardzo wiele dały, wyglądasz świetnie, zupełnie jakbyś schudła dobrych parę kilo:)
OdpowiedzUsuńDlatego takie peany na ich cześć tu wyśpiewywałam, bo nie trzeba było chodzić na siłownie i się dietować, a w pasie ubyło tak ze cztery centymetry - miodzio!
Usuńhaha no to się uśmiałam:D ten gorset to im odeślij żeby ci wymienili, powinni to zrobić bez problemu:)) sukienkę z zasłonek uszyłaś super, chociaż na pierwszej fotce konkurencję sukience robią twoje nogi!:)
OdpowiedzUsuńPas już naprawiłam, bo ja z tych "zrób to sama" i nie mogłam patrzeć jak tak leży a ja go nie mogę założyć :)))
UsuńA następne zdjęcia będą samych nóg :))))
Wcale się nie dziwię, że dialog się spodobał, a mi do tego jeszcze bardziej spodobała się sukienka, rewelacja. I ten "żabocik" robi fajny efekt. Ładnie Ci w tym :)
OdpowiedzUsuńTak "żabocik" jest całą ozdobą, bez niego to po prostu zwyczajna sukienka :)) Żałuję, że na święta z nim nie zdążyłam :(
UsuńPowiem tak,, zamurowało mnie,, świetnie wyglądasz , a sukienka stworzona dla Ciebie, a co tam jeszcze zerknę na fotki i pozachwycam się ...
OdpowiedzUsuńJa jej nawet jeszcze nie schowałam do szafy. Wisi sobie na wieszaczku a ja się napawam....:)))
UsuńSukienka boska! Ty w niej też!!! Co do strojów, to ja się zapisuję do grupy tych, co to gorset po cichu chcą, ale jeszcze go nie nabyły. Tylko ja ten gorset to chcę taki... no wiesz, tu wstążeczki, tu koronka, tu skóra (może być biała :)))) i oczywiście ma ściskać, modelować i inne takie.
OdpowiedzUsuńOooo, to ja mam pomysł na razem-szycie!
UsuńGorsecik z fiszbinami, na wierzch koronka własnoręcznie wydziergana i do tego piękne atłasowe wiązania. Co Ty na to? :)))))
To ja się dopisuję!A kto organizuje zbiorowe szycie? proszę dać znać jak się coś wyklaruje ;-) Marzę o gorsecie! Może być z ręcznymi koronkami, nie ma problemu ;-)
UsuńSukienka piękna, super leży, super w niej wyglądasz, no i te nooogi! ;-)
Dzięki za ten wpis, cudownie wiedzieć, że nie tylko ja jedna marzę o gorsecie!
O, a jak to rzuciłam tak w stronę Intensywnej w nawiązaniu do tego co ona pokazuje u siebie (bo co i raz robi świetne tutki szyciowe i drutowe), ale w takim razie pomysle o tym poważnie, bo przecież to nie może być aż tak trudne :))
UsuńBiegnę zatem rozejrzeć się po internecie w poszukiwaniu podpowiedzi :)))) DAm znać co z tego wyniknie :)
A, i nogi bardzo dziękuja za komplementy
A ja akurat nie myślałam o gotowym tutku, czy coś, bo przecież formy i tak będę sobie musiała sama na miarę robić ;-/ -tylko o akcji-motywacji ;-) Że niby ogłaszamy,że szyjemy sobie gorset i kto chce dołączyć... Zresztą póki co aparat odmówił współpracy, więc to musi poczekać :-(
UsuńA zresztą, przyjdzie czas, może sama taką akcję ogłoszę? O ile Ci pomysłu nie podkupuję..?
No ja też myślałam o takim raczej szyciu na temat. Trochę mi się zeszło z ogłoszeniem tego, bo mnie tak to allegro pochłonęło, że o Jezu:))
UsuńJeśli wytrwasz jeszcze ze dwa dni to Twoim oczom ukaże się post ogłaszający akcję gorsetową (najpierw i tak musiałam się rozejrzeć po necie, żeby wiedzieć coś na ich temat) i "regulamin akcji" :))))
Mam nadzieję, że trochę chętnych będzię :))
Gdybym wiedziała, że wystarczy krzyknąć trochę głośniej na Ciebie i powstanie takie cudeńko to już wcześniej bym huknęła :)) Uwielbiam wszelkie kropeczki, kropy i grochy!
OdpowiedzUsuńCo do prezentu z Gatty to zazdroszczę okrutnie bo sama kiedyś kupiłam podobne body (nie z tej firmy) i niestety szału nie było.
Myślę,że jeszcze nieraz będziesz mogła na mnie huknąć, bo pewnie humorki będą mnie czasami nawiedzać :))) Dlatego polecam się szanownej pamięci:)))))
UsuńJa też kiedyś zgrzeszyłam z takimi wyższymi gaciami wyszczuplającymi, ale były okropne. Wszystko się wpijało, zsuwało, nie mozna tego było załozyć pod coś cieńszego, bo wszystko się odznaczało. Z tych jestem naprawdę zadowolona i mam nadzieję, że nie zmienię zdania po dłuższym używaniu.
Uwielbiam Twoje posty. Stop. Sukienka śliczna. Stop. Też chcę taki gorset.
OdpowiedzUsuń:-))))
Dziękuję.Stop. Sukienka pęka z dumy.Stop. Zakładamy Klub "Gorseciary". Stop :)))))
UsuńDołączam do klubu.Stop.
Usuńfajny dialog z celulitem - nagroda w pełni zasłużona :)
OdpowiedzUsuńa sukienka śliczna - taka grzeczna...
super ta koronka wygląda
Pozdrawiam
Cellulit i tak ma w nosie to co do niego mówię, wiec choć na pocieszenie przydadzą się te gadżety :)
OdpowiedzUsuńA grzeczna sukienka jest dla niegrzecznej dziewczynki :)))
Sukienka ma cudny ten żabot, bardzo fajnie się to wszystko prezentuje, taki internetowy kopniak to rzeczywiście potrafi pomóc :)
OdpowiedzUsuńA co do wyszczuplania wspomagaczami - po to są żeby je stosować :)
Żabot powstał w pół godziny z metra koronki i świecidełek odprutych od butów, takie szybkie "nic" :)))
UsuńW sukience wygladasz slicznie i to nie tylko zasługa sukienki czy gorsetu ale i twojej osobowości :) Poza tym nie dziwie się,że wygrałaś bo super to opisałaś. Kochana udanej zabawy w sylwestra i wszystkiego dobrego w Nowym Roku :*
OdpowiedzUsuńDzięki. I powtarzam to co Ci u Ciebie napisałam - wielkiej zabawy przez cały następny rok :))))
UsuńBoska ta sukienka!
OdpowiedzUsuńNagroda też w pełni zasłużona, warto wiedzieć, że się dobrze sprawuję :)
Udanego szyciowego Nowego Roku!
Dzięki i za opinię i za życzenia :)))
UsuńTobie też życzę całej góry pomysłów :)))
No KOBIETO laska z Ciebie nebeska, no,no. Gorsetom i innym obciskającym wytworom mówimy zdecydowane tak ...... tylko cholera dlaczego nie można w nich zjeść tyle ile by się chciało i nie można się garbić, tylko cały wieczór trzeba udawać hrabinię.
OdpowiedzUsuńŻeby tak się nie dołować tym noszeniem gorsetu i skutkami ubocznymi, które wywołuje, potraktujmy go jako naszego osobistego trenera, który dba o to ile jemy i jak wyglądamy :))))
UsuńMoże to pomoże znieść te ograniczenia :))))
Bardzo ładna sukienka. Ja to z kolei zawsze wykrawam sukienkę o teoretycznym rozmiarze biustu i potem zwężam bezkształtny worek.
OdpowiedzUsuńNie mogę uwierzyć, że nie trafiłam wcześniej na Twojego bloga, jest bardzo sympatyczny.
JA też w zasadzie stosuję taką metodę, bo moje biodra są nieadekwatnie wąskie do tego co mam powyżej :))))
UsuńDziękuję za miłe słowa i zapraszam kiedy tylko przyjdzie Ci ochota :)))))