Tydzień zaczął się właśnie tak. Gorąca kawusia, do tego ciasteczko ( nie widać, bo już zeżarłam), druty z zaczętą piątą wersją swetra (zima się jeszcze nie rozkręciła, więc terminy nie gonią). W piecu napalone, bo z rana męża pogoniłam. Pełen relaks i nirwana po tych wszystkich przebojach z "ciężkim" szyciem dwóch płaszczy na raz. Siedzę sobie cichutku w ciepełku, macham drutami, zapuszczam się myślami w odległe krainy, obmyślam co tam sobie lekkiego uszyje (mam na myśli ciuch, na który nie potrzebuję hektarów materiału i przy przenoszeniu którego nie trzeba wynajmować dźwigu wraz z seksowną obsługą) i nagle jebut... Mózg się odezwał, ba, powiedziałabym, że wręcz ryknął - firany i zasłony dla Aniiiii! No i szlag trafił nirwanę!!!! Nie dlatego, że nie lubię siostry, nie dlatego, że nie lubię firan, ani nie dlatego, że nie lubię szyć. MNIE JUŻ BOLAŁO CAŁE CIAŁO! Od klęczenia na podłodze i przewalania materiału w celu zmierzenia, wykrojenia, przycięcia, skrócenia i innych pobocznych czynności w skrócie nazywanych "pracami przygotowawczymi", a które to prace zajmują 95% czasu w procesie szycia. Wiecie o czym mówię - nie?
Niestety, mózg wrzeszczał coraz donioślej, sumienie i dane słowo też już zaczęły popiskiwać, więc rada-nierada opuściłam przytulny kąt tuż przy grzejniku i wyciągnęłam wielką torbę, wraz z całą jej zawartością. A zawartość torby mogła powalić nawet największego twardziela - 7 metrów tkaniny szantung na zasłony, plus 12 metrów firany w kolorze ecru i na dobicie spore kawałki materiału na obrus i poszewki na poduszki. Uuuuu.....
Anna -Siostra Moja Rodzona w rok po mnie- zakupiła te wszystkie dobra w zeszłym tygodniu. Sama jej w tym pomagałam na własną zgubę i potępienie. Miało się to wszystko zamienić w dekoracje okienne do salonu i kuchni oraz w parę ozdobnych pierdółek.
Temat dla mnie nie nowość. trochę się tego w życiu uszyło (nawet zawodowo się tym zajmowałam). Nie, to nie problem (oprócz tego bolącego ciała). Najlepsze w tym wszystkim było wyciągnięcie z Siostry jej wizji tego co chciałaby przez następne kilka lat oglądać w swoim oknie na świat. Przytoczę rozmowę:
Ja: Ile ma karnisz w salonie?
Ania: Wiesz co, ze dwa i pół metra. Albo nie - ze trzy. No tak między dwa i pół a trzy.
Ja: A wysokość do podłogi?
Ania: Ze dwa i pół. Nie, tyle to nie ma. Te Twoje zasłony co mi kiedyś dałaś są akurat, więc nowe też tak uszyj (zasłony dla siebie szyłam z 8 lat temu, na dobrą pamięć nic nie biorę, ze dwa razy zmieniałam wysokość własnych karniszy. jednym słowem - nie wiem!)
Ja: A w kuchni karnisz?
Ania: No też tak ze dwa metry szerokości i pewnie z 1,60 m do parapetu.
Ja: To jakie chcesz te firanki?
Ania: Oj nie wiem. Zrób tak, żeby było ładnie! Aaaa, i żeby można było łatwo dostać się do okna. No bo trzeba je otwierać. I mam duże drzwi balkonowe, no to żeby można otworzyć i w kuchni żeby też można łatwo otworzyć.
Ja: Obrus chcesz na cały stół?
Ania: No nie wiem. Może na cały, albo nie, może taki długi bieżnik. Albo tak przez środek. Nie wiem, no żeby było ładnie.
Ja: Znasz wymiary stołu?
Ania: No długi jest.
Konkluzja:
Uszyć, żeby było ładnie i żeby można łatwo otworzyć (cokolwiek to znaczy) i żeby było przez środek, ale tak żeby można położyć wszerz!!!!!
Rozmowa dość surrealistyczna, przyznacie sami. Prowadzona niby osobiście, ale w momencie kiedy Ania nie przebywała przez jakiś czas we własnej zagrodzie, więc nie mogła zdjąć miar wymaganych przeze mnie. A wszystko musiało być szyte już, tak by przed świętami godnie sobie powiewało w okiennych framugach.
Człowiek to jednak stworzenie inteligentne i da radę, nawet jak mu się wydaje, że nie ma miejsca w żadnej izbie, by odmierzyć te dwa i pół czy trzy metry w jednym kawałku. Co więcej - odkrywa w sobie wręcz ponadprzeciętne zdolności pozwalające na wyczarowanie z 7 metrów materiału (szerokości 1,45m) dwóch zasłon na karnisz 3 m (przyjmijmy tę wersję) i do tego jeszcze ozdobienie ich tak, by po zasłonięciu (warunek konieczny) nie wyglądały jak smętnie wiszące połacie materiału.
Potrafi też uszyć obrus, taki co to ma być wszerz ale i wzdłuż i firanki co się łatwo przy nich otwiera. Dorzuci też poszewki na poduszki, krojone z kawałków materiału, bo po całości zabrakło.
Chciałam teraz Wam to wszystko pokazać i to zrobię, ale jakość tego pokazu jest do d...y. Powód jeden, jedyny i najważniejszy - brak odpowiedniego światła. Na każdym zdjęciu inny kolor. Tu się za bardzo błyszczy, tu wszystko zielone. Boszeeeee.... No trudno. Nie ja jedna tak mam. Jakoś się dociągnie do wiosny.
Oto i obrus. Atrakcyjnie ułożony jak najbliżej okna.
Odszyty, jak widać, profesjonalnie - w kopertę
Taka mała impresja na temat okiennej ozdoby
I sama okienna ozdoba. Okazuje się, że ja karnisz mam dużo niżej i nie mogę pokazać zasłon ni firan w pełnej krasie, bo się szlajają po podłodze i gucio widać. Tu widoczny górny element zdobniczy w postaci zmarszczonej na taśmie falbany i takiego pierdutka (w sumie na każdej zasłonie są trzy takie pierdutki umieszczone co 20 cm - no pełna improwizacja :))
Tu z kolei rąbek firany i odszycie dołu zasłony, która to zasłona nie jest wcale sraczkowa. lecz ma kolor bardzo zbliżony do tego na poprzednim zdjęciu a zakład dolny jest w kolorze tych pierdutków.
I na koniec osławione poszewki a la patchwork (nawet bardzo a la)
Ania jeszcze tego nie widziała. Zapewne dziś nastąpi okazanie i się właśnie okaże czy wszystko gra i śpiewa.
Ja swoje zrobiłam, jestem zadowolona i naprawdę marzę o jakimś małym cusiu do uszycia. Malusim, milusim, tak maksymalnie z półtora metra materiału..
ten obrus to jest obłędny !!! sraczkowaty kolor mnie rozłożył na łopatki :) podziwiam zapał, ja próbowałam wyprasować 3 metrowy kupon miękkiego sztruksu i już mi gula skakała, nie wspomnę o naocznym sprawdzaniu jak długi jest bardzo długi kawałek materiału. Odpowiedź brzmi - bardzo długi i bardzo fatalnie się go ponownie składa...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja dochodzę do wniosku, że po 2 metrach to nie ma sensu liczyć długości materiału, bo po prostu wszystko jest za dłuuugie :))))
UsuńNie marudź. Ja do swojego salonu kupiłam 40 metrów firanki i musiałam to osobiście pociąć na podłodze na kawałki. Dało się :)
OdpowiedzUsuńAle zasłony fajne wyszły. Podoba mi się falbanka i to cuś, pierdutkiem zwane :)
40 metrów!!!! Chylę czoła i składam kondolencje :))))
UsuńA swoją drogą to chyba masz same okna w salonie bez kawałka ściany :)))?
Pierdutki to takie cusie, które trudno zdefiniować, a które nagminnie gdzieś się przydają :)))
wow i tylko tyle powiem
OdpowiedzUsuńi drugie woow dla Dorfi :)
To ja "wow" dziękuję :)))
UsuńJak chcesz "następną razą" coś malusiego i milusiego to może Tildusia? ;)
OdpowiedzUsuńChoć z tego co zauważyłam, to pewnie wybrałabyś model z największą ilością jak najmniejszych elementów i niezliczoną ilością upierdliwych pierdutków ;)
Tildusia to już chyba za bardzo malusia i milusia. Pewnie zapierdutkowałabym się na śmierć :))))
Usuń:))))))))))))))))))))))
UsuńTo był chyba dialog z moją osobistą siostrą ;-) aczkolwiek ona nie Ania, więc może jednak nie. Jak mam coś jej uszyć lub udziergać, to też ma być ładnie i "sama wiesz lepiej, na pewno dobrze zrobisz". Lubię mieć wolną rękę w twórczości, ale drobne ograniczenia pobudzają kreatywność, więc brutalnie domagam się więcej szczegółów... A robienie czegoś dla progenitury siostrzanej to dopiero kabaret w fazie przygotowawczej: dorwanie mojej siostry telefonicznie, gdy w pobliżu znajduje się odpowiednie dziecko i centymetr krawiecki, to naprawdę wyższa szkoła cierpliwości :-)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji chciałam wyrazić zachwyt płaszczem z poprzedniego posta: przepięknie dobrany fason i kolor dla modelki, a wykończenie - palce lizać!
Pozdrawiam
Maria
Taaa, z jednej strony domagasz sie jak najwięcej szczegółów, bo chcesz wszystko zrobić tak, że mucha nie siada i, że tak powiem, dogodzić zamawiającej w całej rozciągłości. Ale z drugiej strony jak usłyszysz tekst: Wiem, że Ty to zrobisz najlepiej, ufam Ci - to jesteś tak mile połechtana, że tylko się głupio uśmiechasz :)))
UsuńPłaszcz to rzeczywiście moje najlepsze dzieło w tym roku :)
Jestem z niego bardzo dumna :)))
Tak jak wczoraj mówiłam oglądając "na żywo" zasłonki są super i właśnie dlatego zdajemy się na twoją wyobraźnię bo zawsze wyczarujesz coś fajnego i ładnego. Tylko zastanawiam się czy nie strzelić focha bo wyciągałaś i wyciągałaś wczoraj z tej torby, ale oczywiście obrusu i poszewek mi nie pokazałaś! Chyba jutro będę musiała wziąć tą torbę w swoje ręce... :D
OdpowiedzUsuńNo tak, foch jak najbardziej uzasadniony :))
UsuńNa swoją obronę mam tylko to, że przy tych metrach firan i zasłon to te pierdółki wydały mi się już tak nie istotne, że o nich zapomniałam :)))
A w sprawie wytycznych do szycia to ja się tak przekomarzam, żeby sobie podbudować ego :)))
Nic dodać, nic ująć - jest przepięknie!
OdpowiedzUsuńDzięki :))
UsuńDo mnie właśnie dotarła paczka z kilometrami białego woalu, który przed swiętami muszę przeobrazić w efektowną firankę, więc znam twój ból :)
OdpowiedzUsuńCałe szczęście mi odpadają zasłony i obrusy, ale za to mam niezłą ilość lamówki do wszycia...
Zazdroszczę, bo masz to juz za sobą. A na dodatek tak fajnie wyszło :)
Za woalem nie przepadam, bo to się nikogo nie słucha i własny rozum ma (choć w oknie wygląda ładnie), więc współczuje podwójnie (i z racji ilości materiału i jego gatunku :)). A lamować zawsze lubiłam, ale to było w czasach, gdy pracowałam przy szyciu firan, na przemysłowej stebnówce i ze specjalna stopką do której z prawej strony wsuwało się lamówkę w taką specjalna prowadnicę, a z lewej strony podkładało materiał i to ustrojstwo w środku to łączyło, więc moja rola polegała tylko na kontrolowaniu ułożenia obydwu składników i naciskania pedała (ups!). Poezja!!!:)))
UsuńTeż szyłaś w swojej karierze firany na przemysłówkach... jeszcze bardziej Cię lubię! :)
UsuńTylko, że ja nie miałam specjalnej stopki i musiałam szyć tak, jak to pokazałam w tutorialu o lamówce, cz... chyba pierwsza :)
No coraz więcej mamy wspólnego, Może to jakaś karma zapisana w imieniu :)))))
UsuńLamownik to świetna sprawa, nie wyobrażam sobie obszywania 15 metrów firany ręcznie, tak więc chylę czoła przed Tobą :))))
No z tego posta wynika żeś Ty krawcowa zawodowa, obeznana ze wszystkim. Rozumiem że następny uszytek to będzie co najmniej balowa barokowa suknia z fiszbinami na stelażu. I co te poduszki, firanki, zasłonki z pierdółkami i obrusy to w jedno przedpołudnie???? Ale masz pałera (power) Kobieto
OdpowiedzUsuńRaczej nazwałabym się szwaczką, bo krawiectwo to kojarzy mi się raczej z szyciem ubrań, a tym zajmuję się od chwili założenia bloga,czyli od lipca tego roku i naprawdę jeszcze wielu rzeczy nie wiem. Jest mi po prostu o tyle łatwiej, że umiem szyć tak w technicznym tego słowa znaczeniu :)))) Maszyna mnie nie przeraża :)))
UsuńI uspokajam od razu - te cuda i pierdółki szyłam trzy dni, bo w między czasie jeszcze pranie, gotowanie i takie tam duperele. Ale gdybym miała przemysłową stebnówkę i profesjonalny stół do krojenia to w jeden dzień da się to zrobić (wiem z doświadczenia) :)))
A w sprawie sukni balowej...hmmm... nawet jestes blisko, bo chodzi za mna uszycie gorsetu (noszonego tak na ubranie, raczej nie takiego bieliźnianego), ale jeszcze nie dojrzał we mnie ten projekt :))))
UsuńMoże kiedyś....
Hej jak będziesz kiedyś u siostry to wrzuć zdjęcie całości:) Bo jestem ciekawa jak to wygląda.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNo tak bliżej stycznia -lutego, wcześniej nie da rady :)))
Usuńłał! to odszycie w kopertę jest tak profesjonalne, równiutkie i idealne, że tylko to w obrazek oprawić.
OdpowiedzUsuńCo nie? :)))
UsuńA siostra to pacnie na stół, dzieciak to zaraz dżemem wymaże i po obrusie :))))) Oczywiście żartuję :))) Chociaż, ja wiem...:))))
Odszycie obrusa - mucha nie siada!!! A za całość chylę czoła do kolan lub niżej, bo ja na widok dzieł wielkopowierzchniowych wydaję z siebie dźwięki paniki i oddalam się w siną dal.
OdpowiedzUsuńI materiał mi się spodobał przeogromnie!
Odszycie w kopertę mam w małym paluszku :))) i tak się w sumie zastanawiam, czemu nie wykorzystać tego sposobu przy odszyciu np. rozporka w spódnicy czy sukienki? Hmm...
UsuńCieszę się, że się spodobało, choć muszę przyznać, że Ania i ja mamy tak różne gusty jeśli chodzi o dobór tkanin, że raczej razem nigdy nie zamieszkamy :))) Ja lubuję się we wszelakiej maści pstrokaciźnie i żeby było najbardziej kolorowo jak się da (tzn. rozsądku trochę używam), Ania jest raczej zachowawcza w tej kwestii i wszelkie brązy, beże, ekru i tym podobne neutralne kolory są dla niej w sam raz.
Oczywiście dla mnie bleeee....:)))
NA szczęście o gustach podobno się nie dyskutuje :)))
ale ładna tkanina tego obrusa, a rozmowa pierwsza klasa. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie z tego miejsca...ale nie mam sił więcej Cię wychwalać. muszę zainstalować się w łóżku .
Nocne Polaków Rozmowy to temat na całe wypracowanie :))
UsuńTak podejrzewałam, że kiedyś jednak sypiasz :)))
Podziwiam odszycie obrusa, mistrzostwo świata! I podziwiam za opanowanie takich kilometrów tkaniny! *^o^*
OdpowiedzUsuńLubię takie odszycie obrusa, bo jeśli materiał jest dwustronny to i obrus można kłaść i tak i tak.
UsuńA kilometry materiału śnią mi się do dziś :)
Mnie też obrus od razu powalił na kolana :)))
OdpowiedzUsuń...i ja mam problem z kolorami o tej porze roku, ale sraczkowy przecież lubisz ponoć :D
a jeżeli chodzi o rozmowy sióstr, to ja mam dwie takie i to do wyboru, bo jedna starsza, a druga młodsza.
Jeżeli starsza miałaby mi coś szyć, to ja się zdaję na nią... bo ona to jak trzaśnie, to nie ma bata... po prostu mucha nie siada i nawet nie wiesz, że coś jest naprawione, zwężone, uszyte przez istotę ludzką... ale jak z młodszą by się podobna dyskusja wzięła i wszczęła, to ona się zdaje na mnie, bo ona sama ma maszynę, ale tak, żeby mieć :)
Więc wychodzi na to, że co młodsi, to lichsi ;)
JA też mam dwie siostry!!! Z jedną różnicą, że ja jestem najstarsza :(
UsuńAnia, dla której szyłam te zasłony, też umie szyć i swego czasu razem nawet pracowałyśmy na szwalni (co prawda 20 lat temu, zaraz po liceum), ale dla niej to odległa przeszłość i jak nie musi to tego nie robi (no i chyba od 20 lat nie musiała nigdy). Umysł ma bardzo matematyczny, czyli cyferki, zestawienia, raporty, tabelki to jej żywioł. Wyobraźni artystycznej brak:)))) Ja na cyferki wolę nawet nie patrzeć, bo się jeszcze czymś zarażę, za to o kolorach, tkaninach, fasonach, falbankach itp. mogę godzinami.
Z kolei nasza najmłodsza siostra (młodsza ode mnie o 14 lat i 13 lat od Ani) nawet z guzikiem ma delikatne kłopoty, o zestawianiu kolorów to już nawet nie ma co gadać. Więc jak dla niej szyłam, to rozmowa z nią wyglądała jak kalka rozmowy z Anią :))))
Na szczęście mama radzi sobie w tych tematach sama :))))
Zatem wypada się z Tobą zgodzić, że im młodsi tym lichsi :)))))
Oczywiście serdecznie pozdrawiam wszystkie wymienione siostry i Twoje i moje :))))