Co łączy kwiatki, pająki i dodatek do dań mięsnych, czyli wspomnianą w tytule musztardę. Otóż - moja skromna osoba. A w zasadzie to co na nią dziś włożyłam. Te opisy botaniczno-entomologiczno-gastronomiczne idealnie opisują materiały, z których udało mi się uszyć sukienkę i coś na kształt swetra. Chociaż pajęcze nóżki trochę się z tego wyłamują, bo dostałam je w spadku po przodkach i teraz wystają jako te dwa patyki wetknięte w ciut przyduży tyłek. No, cóż poradzisz. Albo zgrabny tyłek, albo zgrabne nogi - wzięłam nogi (tyłek zawsze czym się przykryje).
A więc a propos przykrywania. Skusiłam się na kolejną sukienkę. Co prawda nie wiem gdzie i kiedy ja to wszystko będę nosić, ale lubię szyć kiecki, więc co mi tam. Zawsze można oddać którejś z licznie posiadanych sióstr (sztuk dwie). Materiał zakupiłam już daaaaawno (czyli jakieś 4 miesiące temu).
Najpierw go pooglądałam z kilka tygodni a potem uprałam (choć to bawełna z dużym dodatkiem czegoś elastycznego, ale wolałam nie ryzykować uszycia sukienki, która po praniu okazałaby się opnidupką na jakieś nastoletnie dziewczę). No a potem wsadziłam do pudełka i zamknęłam wieczko. Lato minęło, nastała jesień, zapachniało zimą i wyciągnęłam z pudełka 2 m pięknej tkaninki w sam raz na jesienno-zimową sukienkę. Fason już przeze mnie przetestowany przy okazji szycia tej czerwonej szmaty, co to ją tutaj wrednie opisałam. a pochodzi od Papavero. Tam narzekałam "tylko" na materiał, bo krój jak najbardziej mój. Co trzeba - to odkryte, a gdzie trzeba - to przymarszczone. Polecam tym babkom, co to mają troszkę za dużo ciałka w rejonach okołobrzuszkowych. Ciut też marudziłam przy szyciu, bo marudził i mój Łucznik, ale jak się ciągnęło materiał za stopką, to jakoś szło. Dół i dekolt podszyłam od spodu lamówką ze skosu, bo jakoś tak niebezpiecznie mi się to wyciągało przy próbie "normalnego" szycia. Jedyna rzecz, którą bym poprawiła to długość. Jak mnie najdzie wena (a raczej szalona i niepohamowana chęć prucia czegokolwiek) to ciachnę ją o jakieś 3 cm, bo mi zasłania kolanko, a ja tak nie lubię.
Dobra - powiedziałam, co wiedziałam - to teraz udamy się na niezapowiedzianą wizytę do Chabrowej Panienki
A w ten sposób to kulturyści prezentują kaloryfer na brzuchu. Ja kaloryfer też mam w tym miejscu, tylko w tej chwili jest opatulony w słoninkę, aby mu woda w zimie nie zamarzła.
Panienka oblukana - czas na musztardę po obiedzie (plus pajęcze nóżki ubrane we fiolety).
Trochę mniej dawno (bo z 1,5 miesiąca temu) nabyłam w drodze wymiany handlowej (ja im kasę - oni mnie materiał) piękną musztardową dzianinę z angorki. Swoje oczywiście również odleżała i jak mnie już naszło to machnęłam z niej takie coś na kształt swetra, tuniki, sukienki - jak zwał, tak zwał. Grunt. że ciepłe, dobrze się nosi, test pralki i proszku do prania zaliczony na pięć. I oprócz tych zalet ma jeszcze i tą, że szuje się w tempie godnym Justyny Kowalczyk (znaczy się - błyskawicznie).
Zestaw kolorystyczny (żółć i fiolet) z gatunku tzw: "oczobitnych", ale kto szalonemu zabroni. Poza tym, przez następne pół roku jedynymi barwami, jakie przyjdzie mi oglądać, będą szary, czarny i ewentualnie ziemisty kolor mojej skóry, więc tak na "zaś" walnęłam sobie terapeutyczną dawkę koloru, która (mam nadzieję) skutecznie mnie ochroni przed tą czającą się wszędzie depresją sezonową.
Zatem zapraszam na Pajęcze nóżki w Musztardzie.
A więc a propos przykrywania. Skusiłam się na kolejną sukienkę. Co prawda nie wiem gdzie i kiedy ja to wszystko będę nosić, ale lubię szyć kiecki, więc co mi tam. Zawsze można oddać którejś z licznie posiadanych sióstr (sztuk dwie). Materiał zakupiłam już daaaaawno (czyli jakieś 4 miesiące temu).
Najpierw go pooglądałam z kilka tygodni a potem uprałam (choć to bawełna z dużym dodatkiem czegoś elastycznego, ale wolałam nie ryzykować uszycia sukienki, która po praniu okazałaby się opnidupką na jakieś nastoletnie dziewczę). No a potem wsadziłam do pudełka i zamknęłam wieczko. Lato minęło, nastała jesień, zapachniało zimą i wyciągnęłam z pudełka 2 m pięknej tkaninki w sam raz na jesienno-zimową sukienkę. Fason już przeze mnie przetestowany przy okazji szycia tej czerwonej szmaty, co to ją tutaj wrednie opisałam. a pochodzi od Papavero. Tam narzekałam "tylko" na materiał, bo krój jak najbardziej mój. Co trzeba - to odkryte, a gdzie trzeba - to przymarszczone. Polecam tym babkom, co to mają troszkę za dużo ciałka w rejonach okołobrzuszkowych. Ciut też marudziłam przy szyciu, bo marudził i mój Łucznik, ale jak się ciągnęło materiał za stopką, to jakoś szło. Dół i dekolt podszyłam od spodu lamówką ze skosu, bo jakoś tak niebezpiecznie mi się to wyciągało przy próbie "normalnego" szycia. Jedyna rzecz, którą bym poprawiła to długość. Jak mnie najdzie wena (a raczej szalona i niepohamowana chęć prucia czegokolwiek) to ciachnę ją o jakieś 3 cm, bo mi zasłania kolanko, a ja tak nie lubię.
Dobra - powiedziałam, co wiedziałam - to teraz udamy się na niezapowiedzianą wizytę do Chabrowej Panienki
No niby, że tańczę. Choć to bardziej przypomina gimnastykę korekcyjną
Tu poza na kobietę z ludu pracującego (a co- mam taczkę! I nawet umiem obsługiwać!)
No i wspomniane marszczenie robiące bałagan w tych drażliwych okolicach.
A w ten sposób to kulturyści prezentują kaloryfer na brzuchu. Ja kaloryfer też mam w tym miejscu, tylko w tej chwili jest opatulony w słoninkę, aby mu woda w zimie nie zamarzła.
Panienka oblukana - czas na musztardę po obiedzie (plus pajęcze nóżki ubrane we fiolety).
Trochę mniej dawno (bo z 1,5 miesiąca temu) nabyłam w drodze wymiany handlowej (ja im kasę - oni mnie materiał) piękną musztardową dzianinę z angorki. Swoje oczywiście również odleżała i jak mnie już naszło to machnęłam z niej takie coś na kształt swetra, tuniki, sukienki - jak zwał, tak zwał. Grunt. że ciepłe, dobrze się nosi, test pralki i proszku do prania zaliczony na pięć. I oprócz tych zalet ma jeszcze i tą, że szuje się w tempie godnym Justyny Kowalczyk (znaczy się - błyskawicznie).
Zestaw kolorystyczny (żółć i fiolet) z gatunku tzw: "oczobitnych", ale kto szalonemu zabroni. Poza tym, przez następne pół roku jedynymi barwami, jakie przyjdzie mi oglądać, będą szary, czarny i ewentualnie ziemisty kolor mojej skóry, więc tak na "zaś" walnęłam sobie terapeutyczną dawkę koloru, która (mam nadzieję) skutecznie mnie ochroni przed tą czającą się wszędzie depresją sezonową.
Zatem zapraszam na Pajęcze nóżki w Musztardzie.
Zdjęcie poglądowe, skąd to się biorą te zwisy po bokach
Oczko Ci poszło!- He, He, żartowałem!
Nie gadam z Tobą!
(Cytaty pochodzą z rozmowy małżonków w trakcie krótkiej, lecz burzliwej sesji zdjęciowej)
A tak się wygląda jak się chodzi na obcasach po ugorze (dla mnie obcasy to zło, i wcale nie konieczne)
A oto kolejny Niezbędnik Krawcowej według mojego Szanownego. Tym razem ( w odróżnieniu od poprzedniego niezbędnika ) wersja jesienno-zimowa - ANTYDEPRESYJNA.
no ddzieciaku wygladz piknie.!!!! musztarda fajna. rajstopiki super dobrane ogolne zesta mi sie podoba.co to habrowej to cudo wlasnnie nad czyms takiem rozmyslam
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńSukienkę naprawdę polecam. wykrój jest darmowy i w szerokiej gamie rozmiarów. Szyje się szybko i lekko:))
Fajna sesja w plenerze :)
OdpowiedzUsuńCo ja biedna zrobię, jak przyjdą mrozy? :))))
UsuńUlala... ale naszyłaś. Sukienka bardzo fajna ... ładny materiał w kwiatki. A kanarkowe wdzianko jest czadowe, już nigdy więcej nie będę się zastanawiać nad żółtym kolorem w sklepie z tkaninami!
OdpowiedzUsuńŻółty zdecydowanie polecam. Zresztą widać jak mi się na zdjęciach gęba śmieje :))))
Usuńno wersja antydepresyjna - miodzio.
OdpowiedzUsuńTa angorka jest boska!!! och jaki cudny kolor!!!
Sukienka bardzo bardzo mi przypadła do gustu - szczególnie za te okołomiejscowe zawirowania. :)
Miodzio, miodzio :))) Nie mówiąc juz o tym, że połowy Ptasiego Mleczka to już nie ma.
UsuńPierwszy raz miałam przyjemność z angorą i nie powiem, chętnie jeszcze coś bym z tego uszyła.
W sprawie sukienki - dziękuję, i tak się zastanawiam czy trzecia wersja tego samego fasonu to już będzie za wiele? :))))
Z tą trzecią wersją to sama nie wiem....ja mam jednej dwie sztuki i przymierzam się do trzeciej :D więc nie jestem bezstronnym komentatorem tej sprawy :D
UsuńDziewczyno, Sukieneczka grzeczna, granatowa pięknie uszyta jest i na Tobie widać leży jak ulał, ale musztarda i ten wściekły fiolet to po prostu CZAD!!! Wglądasz w tym zarąbiście, niesamowicie babsko i frywolnie. W życiu bym nie wpadła, że wtak zwariowanych ciuszkach i w dodatku ubranych razem można tak szałowo wyglądać! Nie ma opcji, żeby się za Tobą facet nie obejrzał z zachwytu i babka z zadrości! Ja choćby. Już zazdraszczam talentu, poczucia humoru, gustu ismaku :-D
OdpowiedzUsuńDroga Euphorio, naprawdę z euforią zareagowałaś na moje stylizacje :)
UsuńDzikich tłumów dziś nie miałam na podwórku, więc trudno mi stwierdzić jak z tym oglądaniem się za mną jest:)))))
Ale zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości, że te rajstopki i ta tunika są dla siebie stworzone :))))
Dziękuję za wszystkie komplementy i idę puchnąć z dumy :)))))
Tylko, żebyś nie trzasła przypadkiem :D
UsuńNo już trochę trzeszczę w szwach :))))
UsuńSukienka robi wrażenie, ale musztarda po obiedzie wymiata! Kurcze, bardzo podoba mi się krój... Po prostu WOW! Mogę niedyskretnie spytać, ile metrów na coś takiego jest potrzebne?
OdpowiedzUsuńdokładnie 2 metry tkaniny o szerokości 1,5 m. Jeśli chcesz bez golfa to wyjdzie 1,6 m
Usuńnie opanowałam jeszcze szycia prostej tuniki, więc Ty mi tu nie zasuwaj z chęciami; co wychodzi to jest - niezależnie od mych chęci :D
UsuńTo są wymówki, i nie przyjmuje ich do wiadomości :))))
UsuńA poza tym, jak nie będziesz szyła to się nie nauczysz, łeeeee :))))
Szyję, szyję - ale do takich dzieł jak Twoje, to jeszcze lata świetlne :D
Usuń...z takim fioletowo-musztardowym zestawem masz gwarancję, że Cię nie dopadną żadne zimowe chandry. To się nazywa polisa na dobry humor :) patrzę i patrzę się energetyzuję :)
OdpowiedzUsuńA na zdrowie, na zdrowie:)))) W końcu depresja jest bardzo podstępna i nie zamierzam nikomu ograniczać dostępu do takiej kolorowej pocieszajki :))))))
UsuńO niee, taki ładny i zgrabny komentarz napisałam i skasował mi się :( ale spróbuję odtworzyć...
OdpowiedzUsuńWięc, hmm... pisałam, że już po pięć razy oglądałam każde zdjęcie Twojego uszytku i z podziwu wyjść nie mogę. Że sukienka faktycznie ma taki "sprytny" krój, a to drugie coś jest tak fajne, że po prostu nic dodać, nic ująć.
I jeszcze, że z zazdrości aż bym sobie coś uszyła, ale to by poskutkowało zaległością w mojej nauce, na jaką sobie pozwolić nie mogę. Bo kolokwium z wytrzymałości materiałów mnie czeka, ale z takimi szyciowymi materiałami to to NIESTETY nie ma nic wspólnego i zakuć trzeba... Więc z nowej sukienki, albo czegoś, na razie nici, to musi zaczekać na jakiś najbliższy dłuższy weekend... Ale mam druty i włóczkę, a to jakoś mniej zaangażowania ode mnie wymaga i zawsze uda się przerobić choć kilka rzędów w tzw. międzyczasie :)
No tak, nauka rzecz święta (niestety). Ale nie poddawaj się! Przecież kiedyś się skończy i wtedy jak się dorwiesz do maszyny......
UsuńTrzymam kciuki za kolokwium i dziękuję za komplementy :)))
Fantastycznie wyglądasz w obu kreacjach!!!! Fasony dobrałaś idealnie , kolory też, kurczę nie zmuszaj mnie abym jechała do sklepu z materiałami - znowu mnie mobilizujesz do szycia.
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńAle ja broń Boże nie zmuszam, ja jedynie "dyskretnie" sugeruję, że pora coś uszyć :)))))))), bo nic tylko maszyna dziewiarska i cuda wianki na niej wyczyniane (przez Ciebie i Twoją maszynę nie mogę patrzeć na druty, bo jak sobie pomyślę ile muszę się namachać, żeby zrobić sweter, to mnie krew zalewa :))))), nie mówiąc o tym, że zachorowałam na taką białą tunikę, co to ją sobie zmaszynowałaś - cuuudna!
Tak więc, zapraszam do pasmanterii :))))
No ślicznie super kroje! Ale nogi to masz mega zgrabniutkie ! Zmieniłam wygląd bloga i czcionkę hehe ;)
OdpowiedzUsuńNogi bardzo dziękują, bo już mi się zaczęły obrażać za tego pająka :)))
UsuńMiło mi, że się nie pogniewałaś za tą sugestię w sprawie czcionki :))) Lecę więc obejrzeć :)))
Musztarda bardzo... smakowita ;)
OdpowiedzUsuńA serio... Zestawienie kolorystyczne świetne. Idealne na każdą porę roku, ze szczególnym uwzględnieniem pór depresyjnych czyli parz wyżej - na każdą porę roku :D
Pozdrawiam,
Mag
Dzięks!
UsuńChociaż tak myśląc o porze zimowej, to jednak nabędę jakieś cieplejsze coś na nogi (oczywiście fioletowe), bo jak pomyślę, że miałabym w tym biegać przy -15 stopniach, to momentalnie marzną mi kolanka :))))
Jakie Ty fajne niezbędniki od męża dostajesz :)))) Bardzo w temacie i przemyślane.
OdpowiedzUsuńNatomiast szczęka mi opadła na widok tych zdjęć - Dziewczyno, jakie Ty masz nogi!!! Powinnaś nosić tylko i wyłącznie mini!
Sukienka bardzo fajna i materiał mnie się podoba wyjątkowo. A Musztarda z dodatkiem w postaci rajstop jest przeurocza i oryginalna!
No to podniosłaś teraz mojemu Ślubnemu własną samoocenę (choć na to to on nigdy nie narzekał:))
OdpowiedzUsuńA co do nóg? Tak się już do nich przyzwyczaiłam, że nie zwracam na nie uwagi. Latem noszę spódnice i sukienki tak przed kolanko, ale zima jakoś mi się nie komponuje z mini, bo ja straszny zmarźluch jestem, a amerykańscy naukowcy nie wymyślili jeszcze nic co mogłabym założyć zimą do spódnicy i co by nie skutkowało odmrożeniem kończyn.
A to żółte to z jakiego wykroju - też takie chcę boooomba a nóżki wcale nie do galarety - niezłe są - mini wielce wskazane
OdpowiedzUsuńa to taka własna inwencja :))) W najbliższym poście pokażę instrukcję jak takie cudo sobie uszyć :))
UsuńBardzo podoba mi się Twój styl pisania, jesteś niezwykle zabawna i masz do siebie dystans. Gratuluję super bloga;)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! Postaram się nie zawieść Twoich oczekiwań :))))
UsuńKurczę, jakby mi ktoś dał wybór, żeby brać zgrabne nogi czy inne elementy, też bym brała nogi!... Ale nikt nie pytał, więc nóżki mam po mamusi, nietrudno moje kostki pomylić ze słoniowymi... >< Twoje są piękne, pokazuj jak tylko możesz! *^v^*
OdpowiedzUsuńObydwa ciuszki świetne, szczególnie podoba mi się ten element marszczony na niebieskiej sukience, sprawia, że coś interesującego dzieje się na gładkiej powierzchni przodu.
Żeby to było takie proste, to poprosiłabym o jeszcze parę innych części zamiennych do mojego organizmu :)))))
UsuńMoje nogi zebrały tyle komplementów, że chyba rzeczywiście czas uszyć jakąś mini (pal licho mróz i zapalenie nerek :)))
To prawda,że w marszczeniu cały urok tej sukienki :)))
Same świetne zestawy! musztarda super- aż się radośniej robi w ten ponury dzień:) fajnie widzieć ten model, bo też miałam na niego ochotę. i gratulacje dla kreatywnego męża:))
OdpowiedzUsuńŻółty i fioletowy chyba na stałe wejdą do mojego kanonu barw :)))
UsuńSweterek szyłam godzinę, jest najszybciej stworzona przeze mnie rzecz! Polecam.
A męża to już mi nie wypada chwalić, bo jeszcze gotów pomyśleć, że jest tym jednym, jedynym (no oczywiście, że jest, ale wolę tego na głos nie mówić :)))
No to pojechałaś kobieto! Musztarda po obiedzie wymiata :)
OdpowiedzUsuńW naszych stronach taki zestaw kolorystyczny nazywa się bardziej dobitnie - mianowicie "oczojebny". Mam nadzieję, że cię nie uraziłam, bo wyglądasz w nim rewelacyjnie!
Oj, też tak miałam napisać - serio! Ale ta moja wrodzona poprawność polityczna doszła do głosu i skończyło się na "oczobitnych", także spoko żadne uczucia nie zostały urażone :)))
UsuńA jakie są Twoje strony, tak z ciekawości?
Mogę zaspokoić twoją ciekawość - Mazowszanka ci ja! :)
UsuńTo tak jak ja (a konkretnie z Łochowa , 70 km od "stolycy")
UsuńDo nas od W-wy 120km - tylko, że w odwrotnym kierunku :)
UsuńO to szkoda, bo już myślałam, że znalazłam koleżankę "po fachu" blisko domu :)))
Usuńale się uśmiałam,
OdpowiedzUsuńubranka fajne - podoba mi się szczególnie "musztarda" :)
a pajęczych nóżek to Ci zazdroszczę... ja swoją "busolkę" mam osadzoną na dwóch "umięśnionych"/masywnych trzonkach (trudno mi wybrać, które określenie lepiej oddaje stan rzeczy:)
Pozdrawiam
Od dziś moim ulubionym dodatkiem musi zostać musztarda ! :)))
UsuńMnie natomiast rozbawiło określenie "busolka" i "umięśnione trzonki". Jesteś mistrzem w wymyślaniu porównań.
Idę sobie wyobrazić co to może oznaczać :))))
Rzeczywiście rajstopki prawie identyczne jak moje pojemniki kuchenne:)
OdpowiedzUsuńA nie mówiłam! :))))
UsuńŻółte z fioletowym jest fajne, tylko dodałabym wiązanie w talii, żeby była:)
OdpowiedzUsuńPróbowałam z paskiem, ale tyle jest tego materiału do ogarnięcia, że robiły się straszne buły na bokach i wyglądałam jak opatulona beczka 100 litrowa :))) Także chyba przecierpię ten brak talii :)))
UsuńNo zestawy, to Ty masz obłędne... dosiadam się do Ciebie :D
OdpowiedzUsuńCo do rajstopek, mama takie kubeczki-na-wszystko w szafie :D
Niebieska sukienka bardzo mi się podoba, musztarda to nie mój kolor, ale fason arcyciekawy! :)))
Tak się tylko zastanawiam, gdzie ja te zestawy będę nosić? Chyba na zakupy do Biednej Romki (Biedronki po polsku).:))
UsuńWiolcia, szyjesz męskie koszule w kratę, to może wreszcie uszyjesz babską kieckę w kwiatki (fason polecam :)))
a wiesz, że zawsze jakoś łatwiej mi na kogoś i dla kogoś :)
UsuńPokrowiec na telefon dla siebie już jakieś pół roku kończę (zostało ręcznie suwak wszyć) i dochodzi do tego, że akurat telefon wymieniać będę i pokrowiec już na coś innego dokończę, bo nowy się nie zmieści o_O
A bo Ty taka dobra dusza:) Zupełnie jak w tym powiedzeniu,że szewc bez butów chodzi. Ja ma znów odwrotnie. Szyję dla siebie, bo mi się wydaje, że nie mam takich umiejętności, żeby uszyć dla kogoś obcego (bo jeszcze się okaże, że spieprzyłam robotę i ten ktoś będzie niezadowolony).
Usuń