Jest płaszcz a miało go nie być. Właściwie to miał być, ale z czerwonego flauszu a nie z kanapowego obicia w kolorze ...bleee...szarym. Mówię "bleee", bo chyba nie ma bardziej nie lubianego przeze mnie koloru niż wyżej wspomniany. Do tego jeszcze z dziwnego sztruksu, co to niby nim jest a niby nie. I tu, co inteligentniejsze jednostki zadadzą sobie jedno, ale jakże istotne pytanie: po coś babo w takim razie szyła, skoro Ci się nie podoba?!
No widzicie, jest całkiem logiczny powód powstania tego okrycia zgrzebnego. Otóż miał być to prototyp, wersja próbna, egzemplarz testowy przed pocięciem i niechybnym zmarnowaniem drogiego memu sercu (a portfelowi jeszcze bardziej) czerwonego flauszu, który z założenia ma zamienić się w istne dzieło sztuki krawieckiej, czyli zimowy płaszczyk.
Aby to mogło nastąpić należało poćwiczyć swoje skromne, póki co, umiejętności na czymś mniej kosztownym. Dlatego też udałam się do świątyni każdej domorosłej krawcowej, czyli do lokalnego szmateksu i tam dzielnie walcząc z coraz bardziej napierającym na mnie tłumem dzikich bestii (jednym słowem dzień przeceny) wydobyłam z przepastnych czeluści wielkiej skrzyni narzutę z wielką falbaną. Po pomacaniu, wymiętoszeniu, potarganiu stwierdziłam, że się nada. Cena powaliłaby na kolana nawet najbardziej zagorzałą przeciwniczkę second-hand'ów - całe 7 zł. Spocona, wyczerpana i głodna wróciłam do domu (przy użyciu Szanownego Małżonka i jego cud maszyny na czterech kołach) i czem prędzej rzuciłam się do internetu na poszukiwanie formy.
Znalazłam !!!! Oczywiście Burda, ale nie wiem, który numer.
POMIERZYŁAM TRZY RAZY. Ufff!!!
Zrobiłam wykrój, wycięłam starannie części z materiału, nie przejmując się, że nie starcza na pagony i pasek z tyłu (przecież to wersja testowa), wdziałam na grzbiet i..... kurcze, fajnyyyy! No normalnie szkoda wyrzucić! Co prawda kolor taki nie mój, materiał też -a la kanapa do salonu, ale żeby tak od razu na szmaty do podłogi, nieee. Cmokałam, dumałam ze dwa dni. Szanowny nawet się zainteresował i po wysłuchaniu wszystkich moich dywagacji i rozważań powiedział krótko i po męsku : Wykończ go! Cóż było robić. Ponownie udałam się na zakupy, tym razem do "normalnego" sklepu, w celu zakupienia ciepłej podszewki (należy przecież czymś wypchać tę kurtkę, w końcu idzie zima) w cenie 30 zł za 2 m (cena po znajomości) no i oczywiście guzików (2,70/sztuka +plus cena paliwa i półtorej godziny z życiorysu, ponieważ jechałam po nie 34 kilometry w tą i z powrotem, gdyż w naszej pasmanterii można sobie kupić ewentualnie gumkę do majtek). Jednym słowem materiał za 7 złociszów a dodatki za pół setki - interes życia normalnie:)).
Tak uzbrojona przystąpiłam do wykańczania jegomościa. No i się zaczęło. Niby przecież wszystko mierzyłam i oglądałam ten wykrój z dziesięć razy, ale jedna, jedniutka rzecz mi umknęła. MODEL NIE POSIADA PODSZEWKI. Nie ma, nie będzie, nie jest przewidziana! Jeeeezuuuu!!! Za coooo!!!!
Ręce mi opadły po same kolana. Pieniądze wydane, no może nie w ilościach hurtowych, ale jednak i nie mam do czego tego wszystkiego wszyć.
Zaczęłam więc kombinować z wykrojem. Układać, mierzyć, przesuwać, dopasowywać. Coś tam się udało wyrysować i wykroić. Idealnie może nie było, ale byłam już dostatecznie zdesperowana, by się takimi szczegółami nie przejmować. Zszyłam, wepchałam na próbę w płaszczyk, założyłam na ciało i po raz kolejny zawołałam - o Jeeezuuu! Za ciasne!!!! Wszędzie!!!! I na plecach i w rękawach i płucami tez nie pooddycham!!! Za ciasne, bo przecież ten model nie ma podszewki, więc jest skrojony bliżej cielska. Znowu płacz i zgrzytanie zębami.
Wyciągnęłam podszewkę i dawaj oglądać wierzch. Może da się popuścić (szwy oczywiście). Da się. Na szczęście zapasy dałam tak jak kazali 1,5 cm (z reguły robię węższe). Dawaj pruć. Pruło się dobrze, nawet za dobrze, bo razem z materiałem! Posiepałam szwy na plecach jakbym chciała sobie zrobić frędzelki. Łzy w oczach, łacina na ustach, chłop uciekł z domu.. Następna akcja ratunkowa - podklejam szwy fizeliną, tak zszywam, a od wierzchu daję wąskie paseczki, żeby przykryć te uchodzące szwy i to wszystko jakoś ustabilizować. Uffff! Trzyma się. No to od początku. Bach podszewka do środka, całość na grzbiet i.... no jest lepiej. Nie cudownie, nie wspaniale, ale da się oddychać i mogę podnieść rękę do góry w geście zwycięstwa. Wszyłam więc tą podszewkę za 30 zł beż specjalnego entuzjazmu, potem godzinę ćwiczyłam robienie dziurek (bo to mój pierwszy raz był), zrobiłam te dziurki, przyszyłam te guziki po 2,70 za sztukę i tym sposobem stałam się posiadaczką płaszcza jesienno-zimowego w nie lubianym przeze mnie kolorze i rozmiarze ciut nie tego. Zresztą rzućcie łaskawym okiem.
Tak się ukrywa postrzępione szwy. Jak ktoś nie wie to pomyśli, że to taki lans ma być.
Ale żeby nie było, że się zniechęciłam. Co to to nie. Czerwony płaszczyk już skrojony (model retro - Burda z 1968 roku - korzystam ze swojego przepastnego archiwum), powiem więcej - część główna już zszyta i na razie wygląda super. Guziczki i podszewka kupione. Jeszcze kilka dni i się nam objawi (I hope). Trzymajcie kciuki, bo ten model też bez podszewki, ale wcześniej się tego doczytałam :)))
...pełna podziwu jestem. Oj tak :) za tę deterinację i konsekwencję, no i oczywiście za efekt końcowy :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:) Słowa wsparcia jak najbardziej pożądane :))))
UsuńJak ktos szyje wlasnymi rencami plaszcze to jest dla mnie Kubica polskiego krawiectwa :)
OdpowiedzUsuńJako wielbicielka czerwieni i retro (tu zazdrosny zgrzyt zebow na okolicznosc posiadania przepastnego archiwum z leciwymi Burdami) czekam na wspomniany plaszczyk.
Pozdrawiam
Porównanie z Kubicą to jednak trochę na wyrost, ale uprzejmie dziękuję :)). W sprawie zazdrości o Burdy to się wcale nie dziwię, bo ja mam na ich punkcie hysia i juz w kolejce po płaszczyku, sukience w kratkę i czymś tam jeszcze co juz zapomniałam, stoi sobie grzecznie żakiecik z 1966 roku bodajże - miodzio!
UsuńPłaszczyk się zbliża!!!!!
A ladnie to tak kopac lezacego? Moj najstarszy egzemplarz to bodaj z 2005 :D ale ale... wypatrzylam jakis internetowy vintage shop i tam rowniez maja stare wydania gazet z wykrojami. Lata 50 i 60. Coby nie bylo tak piknie to jeden po 7E i po holendersku :D
UsuńPewnie sobie zrobie prezent na gwiazdke i kupie jakis eksperymentalnie.
Skoro widziałaś po 7 euro, to znalazłaś super ofertę. Ja sprawdzałam na e-Bayu te egzemplarze, które mam z lat 60-tych i one tam chodzą po 35 euro za JEDEN egzemplarz, więc bierz je czym prędzej, bo jak rozumiem jeszcze nie kupiłaś. A jakbyś przesłała mi linka do tego sklepu to byłabym Ci niezmiernie wdzięczna :))) (muszę oblukać te cuda)
Usuńjesooo już po splocie czuję co to za tkanina... dzielna jesteś :)
OdpowiedzUsuńOdczep się od szarości, bo to fajny kolor :P
Pozwalam Ci ponarzekać jednak, bo Ty taka wiewiórka jesteś, to możesz kochać zielone, na której widok mam gęsiarę, tak nie lubię :D
(ale jeszcze są dwa inne kolory, których niecierpię, bordo i sraczka vel musztarda, a patrz i bordo i zieleń modne w tym sezonie... chyba się na rudo przelecę, to może pokocham O_O)
...a płaszczyk na koniec, rany piękny i widać pięknie uszyty :)))))))))
ha, ha, ha!!!!! Wymieniłaś wszystkie kolory, które ja uwielbiam: bordo (i czerwienie), zieleniny w każdej postaci i oczywiście sraczka-musztarda :)))) No garderoby to raczej byśmy od siebie nie pożyczały :))))
UsuńA ten szary kapotek może w końcu polubię :)))
Jakbym czytała o sobie :) Nigdy nie udało mi się usiąść do maszyny i uszyć czegoś ot tak, bez zbędnych komplikacji.
OdpowiedzUsuńAle jak na takie perypetie to płaszczyk super wyszedł - tylko przyznam ci się po cichutku, że bardziej mi się ten tył z poukrywanymi szwami podoba :)
A co do koloru, to się nie czepiaj - neutralny jest i możesz poszaleć z dodatkami. Przy czerwonym aż takiego wyboru nie będziesz miała...
To pocieszające, że nie tylko ja tak wojuję przy maszynie, bo już zaczynałam podejrzewać, że coś ze mną jest nie teges:)))
UsuńWersja tyłu, jak już pewnie wiesz, zupełnie przypadkowa, ale też tak myślę, że jakby nie było tych pasków i guzików to byłoby tam jakoś smętnie. A tak jest na czym oko zawiesić (pomijając mój tyłek).
Rozum podpowiada, że szary to taki kolor baza i do wszystkiego pasuje, ale ja nigdy nie byłam zbyt związana ze swoim rozumem, więc ten czerwony (a w zasadzie to on jest taki rudo-ceglasty) bardziej wpływa na moją wyobraźnie:))
Brawo za tę wytrwałość mimo komplikacji,ale efekt końcowy jestfajny i masz super szaliczek :) ja ostatnio szyłam sweter czarny z wykroju burdy okazało się,że zapasy na szwy w ogóle nie były mi potrzebne bo musiałam dość sporo zwęzić..i w efekcie końcowym i tak zrobiłam po swojemu ;)
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńZ Burdą to niestety nigdy nie wiadomo. Ile razy robiłam to co Ty - najpierw dodawałam zapasy, a potem zwężałam, zwężałam, zwężałam....
Normalnie nie trzeba oglądać filmów grozy, wystarczy się zaczytać w tym wpisie!.... ><
OdpowiedzUsuńPłaszczyk testowy wyszedł fajnie, świetny pomysł z przykrycie szwów paseczkami i guzikiem, jest interesujący element na plecach. Jestem bardzo ciekawa modelu retro, który powstanie!
Ja też właśnie wszyję model testowy płaszcza, ciekawe, czy uda mi się tak dobrze jak Tobie, bo też nieźle kombinuję... *^v^*
A ja tak nie lubię horrorów! :)))
UsuńUtwierdzam się, dzięki Wam, w wyborze tego rozwiązania, choć wiem, że tam pod paskami zieje grozą :)))
Cieszę się, że wracasz do retro! Ciągle mam przed oczami tę super grzywkę :))))
Jak uszyjemy nasze wdzianka, to zrobimy porównanie, które bardziej retro :))))
Chylę czoło... normalnie wymiatasz :D
OdpowiedzUsuńOj tak, wymiatania przy nim było kupa - wszędzie strzępki pseudo-sztruksu :)))))
OdpowiedzUsuńDzięki!
o Ty gumko do majtek :) szary ja uwielbiam pasjami :) płaszczyk po przejściach ale godnie się prezentuje:)
OdpowiedzUsuńPatent na plecach rewelacja - a co kogo obchodzi co artysta miał na myśli :)
och te sh..muszę iść na jakieś polowanie kiedyś bo Wam tak zazdroszczę. :)
A tak, guma do majtek, bo jak zapytasz o coś innego to usłyszysz słowa znane z nie tak dalekiej przeszłości - NIE MA! I serio, ona tak to wymawia, beż żadnego "przykro mi", czy "zamówię w następnym tygodniu", nie - po prostu NIE MA- i już!!!! Ufff, ulżyłam sobie :))
UsuńPatent na plecach okazuje się strzałem w dziesiątkę - cieszę się.
Ale nie mogę uwierzyć, że nigdy nie kupiłaś nic w szmateksie! Nie sądziłam, że jeszcze można się bez tego uchować:))))
Witaj! podglądam Cię czasami, jest tu super, a z tego opisu tryskałam łzami. Gdzieś chyba tutaj jest ukryty talent aktorski, bo o krawieckim nie wspomnę:-)
OdpowiedzUsuńKolor niestety nie mój ale płaszczyk wygląda super nawet w szarości:-)
Gonię was dziewczyny tak super szyjące ale chyba was nie dogonię:-)))))))
Mam nadzieję, że tryskałaś łzami radości a nie rozpaczy nad moimi talentami :))
UsuńNo właśnie...ta szarość... też za nią nie przepadam, ale sama wiesz, wyrzucić szkoda, tym bardziej po takich bojach :)))) A doganianiem tak się nie przejmuj, tylko szyj. Ja swoją pierwszą rzecz "ubraniową" uszyłam w tym roku, więc naprawdę nie mam aż tak wielkiego doświadczenia w tej dziedzinie :)))))
Za komplementy uprzejmie dziękuję :)))
I ja dziękuję za dodanie otuchy, a te łzy to były oczywiście łzy radości:-))))
UsuńPozdrawiam:-)
Super, super, super! Na narzutę to mi to wcale nie wyglądało (dopóki nie przeczytałam, że nią było :D), a kolor nie taki zły jak się go dodatkami ożywi (ja to np. sobie planowałam kupić płaszczyk w żywym kolorze, a kupiłam nie-wiadomo-dlaczego taki jak kawa z mlekiem, ale czapkę rudą mam i rękawiczki, komin jakiś się sztrykuje i też będzie ładnie), ale na Twój czerwony to już czekam z niecierpliwością też :) Ale tak przede wszystkim, to gratuluję! Bo ja chyba nigdy nic z wykroju nie uszyłam i nie uszyję, takie mam paranoje :P Więc naprawdę podziwiam za dobrą robotę :))
OdpowiedzUsuńNo to mogłam się nie przyznawać w sprawie narzuty :))))Kolor powoli zyskuje moje poparcie :)))Ale zastanawia mnie ogromnie Twoje uprzedzenie do szycia z gotowego wykroju. Ja wiem, że my wszystkie narzekamy, że trzeba dużo dostosowywać do własnej figury, ale mi wydaje się łatwiejsze coś przerobić, niż zrobić wszystko od zera. Może dlatego, że nie próbowałam zrobić sobie własnego wykroju :)))
UsuńJa nie wiem skąd to się bierze, ale jakoś mnie przeraża przerysowywanie tego wszystkiego i w ogóle... ale to pewnie działa tak, że jak już raz spróbuję to pożałuję, że wcześniej tego nie robiłam ;-) A poza tym, zawsze tak miałam, że książkami o robieniu rzeczy się tylko inspirowałam, a bardzo rzadko robiłam coś krok po kroku tak jak pisano :)
UsuńPłaszczyk prezentuje się bardzo dobrze! Przede wszystkim ślicznie podkreślony na plecach, bardzo fajne cięcia ma. A kolor idealny wręcz, tak jak dziewczyny mówią, będziesz szaleć z dodatkami, uszyjesz ze dwa kominy
OdpowiedzUsuńi będziesz zmieniać wedle nastroju.
Pozdrawiam
Iza
Dzięki! Rzeczywiście plecy wyglądają fajnie, mam tylko problem z przodem, bo natura (a raczej lodówka) obdarzyła mnie sporym cyckiem i trochę mi ciasno przy oddychaniu :))) Na zdjęciach tego nie widać, bo chciałam to ukryć :), ale nie odetchnę sobie głęboko, a o włożeniu grubszego swetra nie ma mowy. Za to ten płaszcz, który szyję z flauszu jest przewidziany jako wersja luźna, "opatulająca" i mam nadzieję, że uda mi sie pod niego jeszcze coś założyć :))
UsuńMnie się tam kolor i faktura materiału bardzo podoba!!! I jestem pod wrażeniem całości - wygląda na leżące jak trzeba, nic się nie marszczy, nie "buli", nie wariuje. Prototyp jak najbardziej udany, szyj ciuch docelowy!
OdpowiedzUsuńNo tak, w moim "nielubieniu" koloru szarego jestem odosobniona :)
UsuńDzięki za docenienie starań w temacie dopasowania do figury :))
Ale nie byłabym sobą, gdybym uszyła drugi taki sam płaszcz :))
Czerwony flausz zamieni się w zupełnie inne wdzianko, w zupełnie innym stylu. Ot, babski kaprys :)))
Jak go tak "nie lubisz", ufarbuj go, teraz podobno są takie farby, że mucha nie siada. Prototyp wygląda ekstra, czekam na czerwone objawienie
OdpowiedzUsuńJa już ręki, nogi do niego nie przyłożę :))) Dał mi w kość nieźle, a jakbym się wzięła za farbowanie, to jestem pewna, że coś by się popieprzyło jak nic :))))
UsuńNo Kobieto -jestem pełna podziwu dla osób szyjących płaszcze, a tutaj widzę całkiem udany egzemplarz i jeśli zobaczę to cudo czerwone to padnę z zazdrości bo ostatnio ani czasu, ani materiału u mnie zero!!
OdpowiedzUsuńJa już się zastanawiam, czy dobrze zrobiłam nakręcając atmosferę w sprawie kolejnego płaszcz, bo jak nie wyjdzie to będzie heca :))))
Usuńgratuluję cierpliwości :)
OdpowiedzUsuńpłaszczyk bardzo fajny... ja bym pewnie go nie skończyła... ehh
Pozdrawiam
Oj, wiele było momentów, w których chciałam go wyrzucić, ale szkoda mi było wydanych pieniędzy, i tak przez skąpstwo go wykończyłam :))))
UsuńKobieto co ty chcesz od tego płaszcza?! Jak dla mnie jest REWELACYJNY! I kolor i krój i materiał! Sama bym taki sobie sprezentowała. Na dodatek do tego koloru zawsze mozesz zaszaleć z wszelkiego kolorowymi dodatkami np torebki,czabki,szla,chusty,broszki. Płaszcz na prawdę super! I podziwiam za cierpliwość :)
OdpowiedzUsuńAniu, dzięki!
UsuńTak może do niego uprzedzona jetem, bo miał być wersją testową, ale noszę go od paru dni i zaczynam się do niego przekonywać. Tym bardziej, że zazdroszczą mi koleżanki, więc w ogóle powodów do lubienia mam milion :))))))
A swoją drogą, chyba się rozciągnął (albo ja schudłam, bo mogę w nim oddychać i nawet grubsza bluzka mi tam weszła).
Jeszcze raz dziękuję!