Przejdź do głównej zawartości

Wspomnień czar

Wiem, wiem, obiecałam Wam coś ekstrawaganckiego, kolorowego i w ogóle tańce na kiju. I co? I nic? No może nie do końca, bo coś dla Was mam. A jak to zobaczycie, to  jestem pewna, że dostanę rozgrzeszenie i odpuszczenie grzechów (a jak nie, to nie wiem).
Otóż moi drodzy, od soboty żyję w transie, Nie jem (ta, sraty - taty), nie pije (no prawie), nie śpię (ha,ha,ha). A dlaczego? A dlatego, że w sobotę około godz. 17:30 zostałam dumną posiadaczką szesnastu roczników Burdy, począwszy od roku 1966 a skończywszy na 1981. Tadam! Oprócz tego zgarnęłam pięć roczników Pramo - lata 64-66 i 87-88 a na deser Neue Mode - 65, 70-72 i 81.
Co to się działo w niedzielę. Przejrzałam połowę, zaczęłam po śniadaniu skończyłam przed kolacją (tak a propos mojego nie jedzenia, w międzyczasie był tez obiadek) i wszystko mi się podobało. I lata sześćdziesiąte ze swoimi pudełkowymi formami, i siedemdziesiąte z falbankami, długaśnymi kołnierzykami i całą resztą ogólnie przyciasną. No, może najmniej szalałam przy latach osiemdziesiątych, bo takiej ilości poduszek to ja nie mam w domu, biorąc nawet pod uwagę komplety dla gości. A czego to ja nie chcę uszyć. Modeli wybrałam ze czterdzieści. Co strona, to był jakiś och i ach. Szanowny Małżonek zaczął się niepokoić, chciał biegać po walerianę (no nie, w moim wieku kropelki? Po jasnym pełnym byłam jak nowo narodzona). Gdyby nie to, że szkła okularów zaszły parą i moje chabrowe oczęta upodobniły się do szczurzych, czerwonych ślepiów, to chyba zastałaby mnie północ. Więc  padłam. Dziś już chciałam biec, oglądać, wertować, ale patrząc w przerażone oczy ślubnego poddałam się. Odgruzowałam jaskinię, ugotowałam paszę, nakarmiłam męża, psa i kota i stwierdziłam, że zanim oddam się temu zgubnemu nałogowi podglądactwa najpierw do Was napiszę. Przecież jak siądę do tych czasopism to nie wiem kiedy wstanę a rola będzie leżała odłogiem.
 Ale, ale, żeby nie być gołosłownym (czy gołosłowną?) pstryknęłam kilka fotek dokumentujących to zjawisko. Zapraszam więc na ucztę. Aha, to są zdjęcia  z roku 1966.






Piękny, biały komplet, wyszywany koralikami. Czy komuś dzisiaj chciałoby się tak dłubać?




A na głowę uroczy, wiklinowy koszyczek.






Do sukienki wkładamy odpowiednie obuwie, najlepiej ze wzorem "identycznym z naturalnym"






Trochę mnie zastanawiała tabela rozmiarów. Znalazłam mój rozmiar i sprawdziłam poszczególne obwody. No i przeżyłam szok. Biust się zgadzał, biodra też ale talia to była jazda. Bo według nich powinnam mieć o 12 cm mniej niż mam. Cóż było robić. Słownik w rękę i dawaj szukać o co to chodzi. No i znalazłam. Wszystkie podane wymiary przyjmują, że nosisz to co widnieje na zdjęciu powyżej - wielki, ciasny i niewygodny gorset. Wyobrażacie sobie. Rewolucja seksualna, emancypantki, dzieci-kwiaty, a ty się wbijaj w gorsecik kochana, bo jak nie to nici z wykrojów Burdy. No ręce opadają.










A tu ostatnia ciekawostka. Burda prezentowała także modele dla starszych pań. Spokojniejsze w formie, takie ugłaskane. Co prawda, były chyba traktowane trochę po macoszemu, bo głównie publikowano czarno-białe zdjęcia tych modeli, ale udało mi się znaleźć to w kolorze.
Mam nadzieję, że się Wam podobało (mam tego więcej i nie daruję sobie jak jeszcze czegoś nie pokażę). Solennie jednak obiecuję, że następny post będzie traktował o mojej kreacji, która "prawie" jest uszyta, prawie- bo na razie skroiłam przód  podszewki.Lecę więc do roboty. Pa.

Komentarze

  1. o kurczę...!
    ja też chcę taką ucztę (tutaj: oczy jak spodki ) woow....
    uwielbiam starsze klimaty, zazdroszczę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Burd z lat 60-tych obrzydliwie zazdroszczę. Ale pokażesz od czasu do czasu jakieś z nich zdjęcia, dobrze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdrość to rzecz bardzo brzydka, ale w tej sytuacji zupełnie zrozumiała, a nawet powiem więcej - bardzo wskazana. Projekty są zarąbiste, a te stylizacje. NO cud miód i malina. Co do zdjęć, to oczywiście będą. Już mi się rodzi w łepetynie coś na kształt pomysłu, więc zapraszam w najbliższym czasie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robimy schemat bluzki bazowej - część I

 Tak, tak, moje kochane. Dziś się "naumiemy" jak zrobić siatkę konstrukcyjną pod naszą wymarzoną bluzkę, która będzie na nas leżała idealnie. A ponieważ materiał jest dość obszerny i dużo  w nim cyferek   to podzieliłam go na kilka części, by Was nie zmęczyć wiedzą i nie zniechęcić na dzień dobry (poza tym chce się dłużej  upajać rolą belferki). Robota w zasadzie prosta, wymagająca jedynie odrobinę czasu i kilku przyrządów. Zaczynajmy więc. Aby cieszyć się jak głupi do sera z własnoręcznie wykonanej formy w/g własnych wymiarów należy te wymiary zdjąć. I tu nie ma przebacz. Nie oszukujemy, nie wciągamy brzucha do granic jego wytrzymałości, ani nie ściskamy bioder aż nam zaczną oczy wychodzić z orbit. Wszystko jak na świętej spowiedzi, bo inaczej kicha i w bluzkę na pewno się nie wciśniemy. Najlepiej do tej zabawy zaprosić niczego nie podejrzewającą osobę  w postaci siostry, mamy, męża, narzeczonego, kochanka (lub kochanki), jednym słowem kogo tam macie...

Szablon bluzki podstawowej- część II

Dziś druga część zmagań z linijką i matematyką, jednym słowem kontynuujemy zabawę w tworzenie szablonu bluzki.  Na obrazku poniżej możecie zobaczyć co udało nam się stworzyć w części I . Jest to tzw. siatka konstrukcyjna, na którą zaczniemy dziś nanosić jeszcze ciekawsze rzeczy. Zatem do dzieła! Łączymy punkt 1 z punktem 13 tworząc podkrój szyi tyłu. Od punktu 16 odmierzyć 1,5 cm i zaznaczyć punkt 17. Punkt 13 łączymy z punktem 17 i przedłużamy o 2,5 cm - punkt 18. Z punktu 13 odmierzamy 5 cm i zaznaczamy punkt 19 (początek zaszewki na plecach). Odcinek 19-20 to głębokość zaszeki, którą wyliczamy następująco:      1/3 głębokości pachy (czyli długość odcinka 1-3) + 0.5 cm Z punktu 19 należy narysować linię prostopadłą do linii 3-6 i na niej zaznaczyć głębokość zaszewki - punkt 20. Z punktu 20 w linii równoległej odmierzyć 1 cm i zaznaczyć punkt 21 , połączyć z punktem 19. Z punktu 19 odmierzyć 2 cm (przeciętna szero...

Tajemniczy Pan Piotr i rozporek w spódnicy

Dzisiaj będzie  o szyciu ale inaczej. Nie stworzyłam w tym tygodniu nic, ale to nie znaczy, że o szyciu nie myślałam. Wręcz przeciwnie - przez cały tydzień zaprzątało to moją łepetynę. Szycie,  jak i tajemniczy Pan Piotr. A zaczęło się  od mundurka do zadań grillowych. Szyłam to fioletowe coś, jak zresztą wszystko inne, na moim emerytowanym Łuczniku. Ale w przypadku tego ciucha moja maszyna wypowiedziała u mnie posadę. Na nic się zdały moje głaski, czułe szepty, słowa zachęty. Ustrojstwo plątało, zrywało, nie przesuwało materiału, stawało dęba. Posunęłam się nawet do bardziej drastycznych metod wymuszenia sprawnego działania a mianowicie do rozkręcenia opornego dziada, nakarmieniu oliwą, przeczyszczenia tego co dało się przeczyścić, zmieniłam nici, zmieniłam igłę, pokręciłam kurkami tam i tu, ale rezultat był marny i dalece odbiegający od satysfakcjonującego mnie poziomu. Niby dało się skończyć ten polar, ale po tym szyciu oboje padliśmy - ja na twarz, maszyna chyba na...